Moje jagodzianki są jak dzieciństwo: są beztroskie w przygotowaniu i szybko znikają! Chodźcie po przepis!
Upalne lato 1990
Wakacje szkolne. Upalne lato. Jedno z tych, w którym można było biegać w samym majtkach i podkoszulku. To lato, gdy miałam jakieś 6 lat, RODO jeszcze nie istniało i publicznie mogłam w takim stroju wystąpić. Publicznie, czyli: na babcinym, wiejskim podwórku. Na widowni: kury, którym wieczorem podbierało się jajka; kaczki, którym wolno było wchodzić do błota, więc mniemałam, że mnie też; krowy, których się bałam (i boję do dziś). I mama, która w czerwonej zwiewnej sukience machała do mnie z ganku babcinego domku na znak, że już…
Że już czuć: wijący się na długich kilka metrów w stronę podwórka zapach. Drożdżowego ciasta. Że już widać: zza przydymionej szybki przedwojennego piekarnika: brązowy rumieniec. Że już smakuje: choć biją po łapach, że nie wolno jeść gorących bułeczek. Że już rozbawiają: niesubordynowanym wypływem jagodowego nadzienia na zewnątrz ciasta. Że wciągają: chce się jeszcze jedną, i jeszcze, i kolejną! Zamiast obiadu. A potem zamiast kolacji.
Z tego co zostało, urządzałam ladę sklepową. Sprzedawałam wszystko, tylko nie przepis na TE jagodzianki! Na babciny ganek wysuwałam szkolna ławkę (nie wiem, skąd ona ją miała), układałam na białej serwecie brązowo-fioletowe bułeczki i… sprzedawałam. Mamie, babci, wujkowi, kuzynom… Im było mniej bułek, tym stawka za każdą rosła. Cóż, na piórnik się uzbierało 🙂
Upalne lato 2018
Jeszcze przed wakacjami. Upalne lato. Wiosną. Jedna z tych pór, kiedy Twoje dziecko może taplać się do woli w baseniku pełnym zabawek bez obawy o zapalenie ucha. A ja publicznie mogę je strofować za to, że znowu zapomniało zawołać… siku. Bo nikt nie słyszy. Na naszym wiejskim podwórku nie ma ani kogutów, ani kur, krowa gdzieś majaczy żuchwą w oddali u sąsiadów.
Wtem, na nasze odizolowane od świata podwórko wkracza kilkoro nader mocno opalonych chłopaków. – Kupi Pani borówek? – pytają. – Czerwonych czy czarnych? – dopytuję. Chłopcy zbaranieli. Ja, Mazowszanka, która dalej nie rozumie, czemu na południu Polski na czarne jagody mówi się… borówki. Pokazali, zobaczyłam, uwierzyłam. Kupiłam. Po 15 zł za litrowy słoik. I kilka godzin później jest znów drewniany ganek. I ja jako Mama – w czerwonej, kwiecistej sukience – kilka rozmiarów większej niż tamta, mamina sprzed 26 lat.
Ale zapach wymykający się na podwórko – intryguje moją córeczkę. Jest dokładnie taki sam. I dokładnie ten sam brąz spowił rumieniem dogorywające w elektrycznym piekarniku bułeczki. I tak samo przelewają się na zewnątrz gorącej blachy podpieczone kałuże soku jagodowego. I tak samo goszczą w naszym menu jako śniadanie, obiad i kolacja. I… nikt – już albo jeszcze – ich nie sprzedaje. Może dlatego, że córcia jeszcze za mała. Może dlatego, że nie ma szkolnej ławki. Może dlatego, że… piórnik jeszcze nikomu nie jest potrzebny 😉 Ale zaraz, zaraz… A właśnie, że sprzedaję! Sprzedaję Wam przepis na TE jagodzianki!
Przepis na jagodzianki!
Składniki:
220 ml mleka
30 g drożdży
60 g cukru
550 g mąki pszennej
1 łyżeczka cukru waniliowego lub kilka kropel aromatu
2 żółtka
80 g masła
Łyżka olejudo natłuszczenia formy
Nadzienie:
250 g jagód świeżych
20 g cukru
15 g mąki ziemniaczanej
Lukier:
100 g cukru pudru
25 g soku z cytryny lub wody
Wersja tradycyjna:
Do rondelka wlać mleko, dodać drożdże, wsypać cukier. Podgrzewać około 5 min na wolnym ogniu od czasu do czasu mieszając, aby powstał rzadki zaczyn. Ciepły zaczyn pozostawić w naczyniu przez 5 minut. Na stolnicy wysypać mąkę, cukier, żółtka, cukier waniliowy i pokrojone na drobne kawałki miękkie masło. Energicznie wyrób ciasto. Jeśli bardzo klei się do rąk – podsyp mąką.
Ciasto przełożyć do wysmarowanej olejem miski (dzięki temu nie będzie się kleić do miski i do rąk, jeśli także je natłuścimy olejem). Pozostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia na około godzinę.
W międzyczasie w misce mieszamy łyżką odmierzoną ilość jagód z cukrem i mąką ziemniaczaną.
Także w międzyczasie przygotowujemy lukier: w misce mieszamy rózgą cukier puder i sok z cytryny (lub wodę).
Po tym czasie ciasto podzielić na 16 części i uformować z nich kulki. Spłaszczając w dłoni kulkę w formę placuszka, dodać na jej środek łyżkę nadzienia (tak, aby nie wylewało się poza krawędzie) i dobrze zlepić ponownie brzegami w formę podłużnej bułeczki. Nie przedobrzajmy z ilością nadzienia, bo potem ono wypływa w trakcie pieczenia i rozkleja nam bułki – mnie się tak zdarza nagminnie 😉
Ulepione bułeczki z nadzieniem zostawiamy jeszcze na blasze 15 minut do ponownego wyrośnięcia.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Bułeczki pieczemy 13-15 minut.
Po wystygnięciu – smarujemy przygotowanym lukrem.
I przenosimy się w krainę… dzieciństwa 🙂
Wersja na Thermomix:
Do naczynia miksującego wlać mleko, dodać drożdże i wsypać cukier: 3 min, 37 stopni, obrót 1. Powstały zaczyn pozostawić w naczyniu na około 5 minut. Do zaczynu wsypać mąkę, cukier, żółtka, cukier waniliowy, masło. Wyrabiać w trybie interwał: 2 minuty. Jeśli za bardzo klei się do rąk, dodać troszkę mąki i wyrabiać jeszcze pół minuty w trybie interwał.
Ciasto przełożyć do wysmarowanej olejem miski (dzięki temu nie będzie się kleić do miski i do rąk, jeśli także je natłuścimy olejem). Pozostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia na około godzinę.
W międzyczasie w misce mieszamy łyżką odmierzoną ilość jagód z cukrem i mąką ziemniaczaną.
Także w międzyczasie przygotowujemy lukier: do naczynia miksującego wsypujemy cukier puder i sok z cytryny (lub wodę). Mieszamy 10 sek, obrót 5.
Po tym czasie ciasto podzielić na 16 części i uformować z nich kulki. Spłaszczając w dłoni kulkę w formę placuszka, dodać na jej środek łyżkę nadzienia (tak, aby nie wylewało się poza krawędzie) i dobrze zlepić ponownie brzegami w formę podłużnej bułeczki. Nie przedobrzajmy z ilością nadzienia, bo potem ono wypływa w trakcie pieczeni i rozkleja nam bułki – mnie się tak zdarza nagminnie 😉
Ulepione bułeczki z nadzieniem zostawiamy jeszcze na blasze 15 minut do ponownego wyrośnięcia.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Bułeczki pieczemy 13-15 minut.
Przepis na jagodzianki, czyli powrót do dzieciństwa…
Moje jagodzianki są jak dzieciństwo: są beztroskie w przygotowaniu i szybko znikają! Chodźcie po przepis!
Upalne lato 1990
Wakacje szkolne. Upalne lato. Jedno z tych, w którym można było biegać w samym majtkach i podkoszulku. To lato, gdy miałam jakieś 6 lat, RODO jeszcze nie istniało i publicznie mogłam w takim stroju wystąpić. Publicznie, czyli: na babcinym, wiejskim podwórku. Na widowni: kury, którym wieczorem podbierało się jajka; kaczki, którym wolno było wchodzić do błota, więc mniemałam, że mnie też; krowy, których się bałam (i boję do dziś). I mama, która w czerwonej zwiewnej sukience machała do mnie z ganku babcinego domku na znak, że już…
Że już czuć: wijący się na długich kilka metrów w stronę podwórka zapach. Drożdżowego ciasta. Że już widać: zza przydymionej szybki przedwojennego piekarnika: brązowy rumieniec. Że już smakuje: choć biją po łapach, że nie wolno jeść gorących bułeczek. Że już rozbawiają: niesubordynowanym wypływem jagodowego nadzienia na zewnątrz ciasta. Że wciągają: chce się jeszcze jedną, i jeszcze, i kolejną! Zamiast obiadu. A potem zamiast kolacji.
Z tego co zostało, urządzałam ladę sklepową. Sprzedawałam wszystko, tylko nie przepis na TE jagodzianki! Na babciny ganek wysuwałam szkolna ławkę (nie wiem, skąd ona ją miała), układałam na białej serwecie brązowo-fioletowe bułeczki i… sprzedawałam. Mamie, babci, wujkowi, kuzynom… Im było mniej bułek, tym stawka za każdą rosła. Cóż, na piórnik się uzbierało 🙂
Upalne lato 2018
Jeszcze przed wakacjami. Upalne lato. Wiosną. Jedna z tych pór, kiedy Twoje dziecko może taplać się do woli w baseniku pełnym zabawek bez obawy o zapalenie ucha. A ja publicznie mogę je strofować za to, że znowu zapomniało zawołać… siku. Bo nikt nie słyszy. Na naszym wiejskim podwórku nie ma ani kogutów, ani kur, krowa gdzieś majaczy żuchwą w oddali u sąsiadów.
Wtem, na nasze odizolowane od świata podwórko wkracza kilkoro nader mocno opalonych chłopaków. – Kupi Pani borówek? – pytają. – Czerwonych czy czarnych? – dopytuję. Chłopcy zbaranieli. Ja, Mazowszanka, która dalej nie rozumie, czemu na południu Polski na czarne jagody mówi się… borówki. Pokazali, zobaczyłam, uwierzyłam. Kupiłam. Po 15 zł za litrowy słoik. I kilka godzin później jest znów drewniany ganek. I ja jako Mama – w czerwonej, kwiecistej sukience – kilka rozmiarów większej niż tamta, mamina sprzed 26 lat.
Ale zapach wymykający się na podwórko – intryguje moją córeczkę. Jest dokładnie taki sam. I dokładnie ten sam brąz spowił rumieniem dogorywające w elektrycznym piekarniku bułeczki. I tak samo przelewają się na zewnątrz gorącej blachy podpieczone kałuże soku jagodowego. I tak samo goszczą w naszym menu jako śniadanie, obiad i kolacja. I… nikt – już albo jeszcze – ich nie sprzedaje. Może dlatego, że córcia jeszcze za mała. Może dlatego, że nie ma szkolnej ławki. Może dlatego, że… piórnik jeszcze nikomu nie jest potrzebny 😉 Ale zaraz, zaraz… A właśnie, że sprzedaję! Sprzedaję Wam przepis na TE jagodzianki!
Przepis na jagodzianki!
Składniki:
220 ml mleka
30 g drożdży
60 g cukru
550 g mąki pszennej
1 łyżeczka cukru waniliowego lub kilka kropel aromatu
2 żółtka
80 g masła
Łyżka oleju do natłuszczenia formy
Nadzienie:
250 g jagód świeżych
20 g cukru
15 g mąki ziemniaczanej
Lukier:
100 g cukru pudru
25 g soku z cytryny lub wody
Do rondelka wlać mleko, dodać drożdże, wsypać cukier. Podgrzewać około 5 min na wolnym ogniu od czasu do czasu mieszając, aby powstał rzadki zaczyn. Ciepły zaczyn pozostawić w naczyniu przez 5 minut. Na stolnicy wysypać mąkę, cukier, żółtka, cukier waniliowy i pokrojone na drobne kawałki miękkie masło. Energicznie wyrób ciasto. Jeśli bardzo klei się do rąk – podsyp mąką.
Ciasto przełożyć do wysmarowanej olejem miski (dzięki temu nie będzie się kleić do miski i do rąk, jeśli także je natłuścimy olejem). Pozostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia na około godzinę.
W międzyczasie w misce mieszamy łyżką odmierzoną ilość jagód z cukrem i mąką ziemniaczaną.
Także w międzyczasie przygotowujemy lukier: w misce mieszamy rózgą cukier puder i sok z cytryny (lub wodę).
Po tym czasie ciasto podzielić na 16 części i uformować z nich kulki. Spłaszczając w dłoni kulkę w formę placuszka, dodać na jej środek łyżkę nadzienia (tak, aby nie wylewało się poza krawędzie) i dobrze zlepić ponownie brzegami w formę podłużnej bułeczki. Nie przedobrzajmy z ilością nadzienia, bo potem ono wypływa w trakcie pieczenia i rozkleja nam bułki – mnie się tak zdarza nagminnie 😉
Ulepione bułeczki z nadzieniem zostawiamy jeszcze na blasze 15 minut do ponownego wyrośnięcia.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Bułeczki pieczemy 13-15 minut.
Po wystygnięciu – smarujemy przygotowanym lukrem.
I przenosimy się w krainę… dzieciństwa 🙂
Do naczynia miksującego wlać mleko, dodać drożdże i wsypać cukier: 3 min, 37 stopni, obrót 1. Powstały zaczyn pozostawić w naczyniu na około 5 minut. Do zaczynu wsypać mąkę, cukier, żółtka, cukier waniliowy, masło. Wyrabiać w trybie interwał: 2 minuty. Jeśli za bardzo klei się do rąk, dodać troszkę mąki i wyrabiać jeszcze pół minuty w trybie interwał.
Ciasto przełożyć do wysmarowanej olejem miski (dzięki temu nie będzie się kleić do miski i do rąk, jeśli także je natłuścimy olejem). Pozostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia na około godzinę.
W międzyczasie w misce mieszamy łyżką odmierzoną ilość jagód z cukrem i mąką ziemniaczaną.
Także w międzyczasie przygotowujemy lukier: do naczynia miksującego wsypujemy cukier puder i sok z cytryny (lub wodę). Mieszamy 10 sek, obrót 5.
Po tym czasie ciasto podzielić na 16 części i uformować z nich kulki. Spłaszczając w dłoni kulkę w formę placuszka, dodać na jej środek łyżkę nadzienia (tak, aby nie wylewało się poza krawędzie) i dobrze zlepić ponownie brzegami w formę podłużnej bułeczki. Nie przedobrzajmy z ilością nadzienia, bo potem ono wypływa w trakcie pieczeni i rozkleja nam bułki – mnie się tak zdarza nagminnie 😉
Ulepione bułeczki z nadzieniem zostawiamy jeszcze na blasze 15 minut do ponownego wyrośnięcia.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Bułeczki pieczemy 13-15 minut.
Po wystygnięciu – smarujemy przygotowanym lukrem.
I przenosimy się w krainę… dzieciństwa 🙂