Babę zesłał Bóg. A potem wlepił jej do ręki mopa, włożył w stos prania i kazał potrójnie usilniej niż facet ubiegać się o awans poza domem. A tam na biurku postawił tabliczkę: “Baby są jakieś inne”. Nie Bóg. Tylko facet. I inne baby poniekąd też. A na otarcie łez: kazał obchodzić Dzień Kobiet w marcu tulipanem sypiącym. Kobietki, zamiast życzeń…
Nie przejmuj się. Baby są jakieś inne!
Znajomości miedzy kobietami to poniekąd szeroko zaawansowany łańcuch połączeń niezależnych i często niewyjaśnionych. Bo zdarza się tak, że koleżanka znajomej mojej znajomej wie o mnie więcej niż ja sama. Niż moja znajoma. I tak ostatnio padłam ofiarą wypadkowej komunikacji owego łańcucha, której efekt nie przytoczyły mi żadne usta, ale plotki jakie zaczyna buforować ostatni odcinek tej zagmatwanej pętli znajomości. Znajomości bez cech przyjaźni. Na szczęście.
– Anka nie wraca do pracy. Ciągle siedzi w domu, bo niby z dzieckiem nie ma kto zostać. Żłobek bee, niania się nie opłaca – takie wymówki. Ja nie wiem, co ona całe dnie robi. Przecież ta jej malutka całkiem samodzielna już może być – za chwilę dwa latka. Nie wytrzymałabym tylko siedzenia w domu i zajmowania się dzieckiem. Trzeba do ludzi wychodzić. A nie się tłumaczyć zgrywaniem perfekcyjnej pani domu. – usłyszałam tymi bądź bardziej aluzyjnymi słowami jakiś rok temu, gdy to decydowałam się przedłużyć urlop macierzyński opcją wychowawczego.
Niedawno usłyszałam ciąg dalszy. W oparach plotek, niedomówień, tajemnic i kobiecych rozterek dnia codziennego: – Pisareczka się znalazła! Taka stara, a bloga jej się zachciało. Zupełnie tego nie rozumiem. Po co tak marnować czas? Lepiej domem i dzieckiem by się zajęła. Przecież nic jej z tego, że ludzie czytają. Kasy z tego nie ma, to po co tak się męczyć? – drżał o moje blogerskie “jestem w domu, więc piszę” zatroskany głos mojej znajomej koleżanki znajomej, którą ledwie znam.
Trochę jednak smutno mi się zrobiło. Gdzie ta solidarność jajników? Wykorzystując dobrą i ufną relację jajniko-plemników, zwierzyłam się ze wszystkiego mężowi – do poduszki. Zanim chrapnął, podsumował: “Nie przejmuj się. Baby są jakieś inne”. Nie, nie jest szowinistą. Poszedł… “za trendem”.
Bo teraz przeczytaj ten tekst jeszcze raz: zamień każdą użytą tam formę żeńską na męską. Jak podsumujesz? “Ale świnia” – mnie się wyrwało. I moja świadomość doznała ulgi użycia sobie, nie ingerując w jestestwo dumnego, pewnego siebie i bez skazy stojącego na baczność gatunku męskiego. A babom – wszystkim się oberwało – tak w pierwszym takcie, tak z marszu, tak jak się utarło.
Dlaczego baby są jakieś inne?
Bo mamy podzielność uwagi nieogarniętą męskim mózgiem aktywnej jednej półkuli.
Bo mamy próg bólu przekraczający skok gołą stopą na całe pudełko klocków: rodzimy dzieci.
Bo mamy tarczę i miecz, gdy stajemy w szranki pt. “smoczek czy nie-smoczek”, “pierś czy butelka”, ” cesarka czy naturalny”.
Bo tylko my mamy wiedzę tajemną, co to jest mikrodermabrazja, olaplex i uśmiech paznokcia.
Bo tylko nam pasują pończochy, minispódniczki i obcas.
Bo tylko my ogarniamy obcinanie dziecku paznokci i wymyślanie jadłospisu na raz z listą zakupów na jutro.
Bo tylko my umiemy siać ferment, robić zamieszanie, szczebiotać, chichotać, kręcić kosmykiem włosów wokół palca, zmieniać z nogi na nogę.
Bo tylko my potrafimy zrobić problem wagi ciężkiej z suwaka zamiast sznurowadeł; z platynowego blondu zamiast słomkowego; z nowej plamy na pościeli – dbamy o szczegóły.
Bo tylko my mamy przyzwolenie na bycie nieidealną, roztargnioną, spóźnioną.
Bo jesteśmy inne: wszystkie i totalnie każda z osobna. Uroczo inne.
Bo bez nas świat byłby jak marzec… bez tulipanów. Nijaki.
Baby są jakieś inne!
Babę zesłał Bóg. A potem wlepił jej do ręki mopa, włożył w stos prania i kazał potrójnie usilniej niż facet ubiegać się o awans poza domem. A tam na biurku postawił tabliczkę: “Baby są jakieś inne”. Nie Bóg. Tylko facet. I inne baby poniekąd też. A na otarcie łez: kazał obchodzić Dzień Kobiet w marcu tulipanem sypiącym. Kobietki, zamiast życzeń…
Nie przejmuj się. Baby są jakieś inne!
Znajomości miedzy kobietami to poniekąd szeroko zaawansowany łańcuch połączeń niezależnych i często niewyjaśnionych. Bo zdarza się tak, że koleżanka znajomej mojej znajomej wie o mnie więcej niż ja sama. Niż moja znajoma. I tak ostatnio padłam ofiarą wypadkowej komunikacji owego łańcucha, której efekt nie przytoczyły mi żadne usta, ale plotki jakie zaczyna buforować ostatni odcinek tej zagmatwanej pętli znajomości. Znajomości bez cech przyjaźni. Na szczęście.
– Anka nie wraca do pracy. Ciągle siedzi w domu, bo niby z dzieckiem nie ma kto zostać. Żłobek bee, niania się nie opłaca – takie wymówki. Ja nie wiem, co ona całe dnie robi. Przecież ta jej malutka całkiem samodzielna już może być – za chwilę dwa latka. Nie wytrzymałabym tylko siedzenia w domu i zajmowania się dzieckiem. Trzeba do ludzi wychodzić. A nie się tłumaczyć zgrywaniem perfekcyjnej pani domu. – usłyszałam tymi bądź bardziej aluzyjnymi słowami jakiś rok temu, gdy to decydowałam się przedłużyć urlop macierzyński opcją wychowawczego.
Niedawno usłyszałam ciąg dalszy. W oparach plotek, niedomówień, tajemnic i kobiecych rozterek dnia codziennego: – Pisareczka się znalazła! Taka stara, a bloga jej się zachciało. Zupełnie tego nie rozumiem. Po co tak marnować czas? Lepiej domem i dzieckiem by się zajęła. Przecież nic jej z tego, że ludzie czytają. Kasy z tego nie ma, to po co tak się męczyć? – drżał o moje blogerskie “jestem w domu, więc piszę” zatroskany głos mojej znajomej koleżanki znajomej, którą ledwie znam.
Trochę jednak smutno mi się zrobiło. Gdzie ta solidarność jajników? Wykorzystując dobrą i ufną relację jajniko-plemników, zwierzyłam się ze wszystkiego mężowi – do poduszki. Zanim chrapnął, podsumował: “Nie przejmuj się. Baby są jakieś inne”. Nie, nie jest szowinistą. Poszedł… “za trendem”.
Bo teraz przeczytaj ten tekst jeszcze raz: zamień każdą użytą tam formę żeńską na męską. Jak podsumujesz? “Ale świnia” – mnie się wyrwało. I moja świadomość doznała ulgi użycia sobie, nie ingerując w jestestwo dumnego, pewnego siebie i bez skazy stojącego na baczność gatunku męskiego. A babom – wszystkim się oberwało – tak w pierwszym takcie, tak z marszu, tak jak się utarło.
Dlaczego baby są jakieś inne?
Bo mamy podzielność uwagi nieogarniętą męskim mózgiem aktywnej jednej półkuli.
Bo mamy próg bólu przekraczający skok gołą stopą na całe pudełko klocków: rodzimy dzieci.
Bo mamy tarczę i miecz, gdy stajemy w szranki pt. “smoczek czy nie-smoczek”, “pierś czy butelka”, ” cesarka czy naturalny”.
Bo tylko my mamy wiedzę tajemną, co to jest mikrodermabrazja, olaplex i uśmiech paznokcia.
Bo tylko nam pasują pończochy, minispódniczki i obcas.
Bo tylko my ogarniamy obcinanie dziecku paznokci i wymyślanie jadłospisu na raz z listą zakupów na jutro.
Bo tylko my umiemy siać ferment, robić zamieszanie, szczebiotać, chichotać, kręcić kosmykiem włosów wokół palca, zmieniać z nogi na nogę.
Bo tylko my potrafimy zrobić problem wagi ciężkiej z suwaka zamiast sznurowadeł; z platynowego blondu zamiast słomkowego; z nowej plamy na pościeli – dbamy o szczegóły.
Bo tylko my mamy przyzwolenie na bycie nieidealną, roztargnioną, spóźnioną.
Bo jesteśmy inne: wszystkie i totalnie każda z osobna. Uroczo inne.
Bo bez nas świat byłby jak marzec… bez tulipanów. Nijaki.
Pięknego Dnia, Baby! 🙂