Bo jest ich kilku. Wróciłam z podróży do kraju, w którym jako katolik czułam się jak… wrzód na pupie albo naiwna kolekcjonerka zabobonów.
Właśnie wróciłem do własnego kraju w którym moja wiara jest często wkładana między reguły dawania na tacę, (nie)jedzenia mięsa w piątki lub błądzenia wzrokiem po kościele, w którym rozbrzmiewa często mało mający z prostym słowem Pisma Świętego, polityczny, dzielący, arogancki bełkot.
Właśnie żyję w świecie w którym coraz bardziej “nie wypada” życzyć Wesołych Świąt Bożego Narodzenia na korzyść wygodnego “Happy holidays”.
Właśnie siedzę przy stole, gdzie te Święta zasypują prezenty, piękne bombki, sukienki i rodzinne ploty, a u żłobka… z ważną myślą, wśród cichej kolędy klęknie świadomie tak niewiele kolan…
Właśnie moje dziecko pyta nas kim i gdzie jest to Dziecko ze żłóbka…
Gdzie jest ten Pan Jezus?
Szukamy go tam, gdzie wszystko się zaczęło… Udzielając wcale nieoczywistych odpowiedzi:
Gdzie podziało się TO Dziecko?