Owszem, świat jest brutalnie niesprawiedliwy. Daje ludziom Dzień Matki, a niektórym matkom nie daje tulić dzieci. Daje dzieciom Dzień Dziecka, a niektórym odbiera dzieciństwo. Daje ludziom Walentynki, a jednocześnie często nie potrafi spotkać ze sobą tych jakże pasujących do siebie i być może przeznaczonych sobie ludzi… Ale bywa jeszcze bardziej niesprawiedliwy: łączy ludzi uczuciem, łóżkiem, obrączką, a potem… spuszcza na nich zarazę… amnezji.
I cierpimy na nią wszyscy. Śpiesząc się rano do pracy. Kłócąc, kto dziś szykuje kolację, a kto kąpie dzieci. Zapominamy o jednej, podstawowej zasadzie gry w Miłość. Że się gra… do jednej bramki!
Amnezja na dwa serca!
Brzydka Ona:
Kiedy zapomnę, że rachunki, zakupy i szukanie przedszkola to także obowiązki; zanim zacznę trzepać zmywarką, przyjmując minę “żony z kabaretów”, że znowu muszę ją rozładowywać sama.
Kiedy zapomnę, że tak bardzo marzyliśmy o dzieciach, głaskaliśmy ich dom w postaci mojego brzucha, szeptaliśmy czule kołysanki i bajki. A teraz z taką łatwością podnosimy ton i spuszczamy naszą władczość ze smyczy. Prosto w ich małe, czasem psotne buzie.
Kiedy zapomnę, że jeszcze niedawno latały motyle… w brzuchu; a od wczoraj latają… talerze, w złości. A pomiędzy nimi jaskółki: zwiastujące zgodę, że znowu poszło o… pierdołę.
Kiedy zapomnę, że jako “chłopak i dziewczyna” potrafiliśmy szlajać się całymi wieczorami i nocami po mieście, bez większego celu. A dziś każdy wieczór spędzony razem przy pogaduchach lub mniej ambitnym filmie nasza zadaniowo zaprogramowana głowa ocenia na… mało produktywny.
Kiedy zapomnę, że kilka razy do roku ruszaliśmy z walizkami w świat: ten odległy, ten niezbadany, z otwartą głową i portfelem “na nowe”! A dziś często nasze dzienne horyzonty wyznaczają kapcie, kanapa i drzwi lodówki, a głowa liczy czy starczy do pierwszego.
Brzydki On:
Kiedy zapomnę, jak podczas pierwszego weselnego tańca zbierałem nenufary, rozanielony… A teraz zbieram z salonu porozrzucane zabawki, zirytowany…
Kiedy zapomnę, że ślubowałem nie tylko miłość i wierność, ale także uczciwość małżeńską; a czepiam się kto i na jak długo ma wychodne.
Kiedy zapomnę, że dawniej dawałem buzi przed wyjściem do pracy, a dziś biegam i szukam kluczyków do samochodu.
Kiedy zapomnę, że zmęczenia się nie udowadnia przypaleniem albo przesoleniem obiadu. Bo w zmęczenie kogoś się wierzy, proponując wyjście do knajpy albo do kuchni i wspólne zamówienie czegoś pysznego lub gotowanie.
Kiedy zapomnę, że jeszcze niedawno buziak na dobranoc nie wystarczał; a teraz i jego czasem pogania odliczający ilość godzin snu budzik.
A taka piękna Miłość:
Przypomnij nam…
Tym bukietem czerwonych róż,
Tą walentynkową kolacją przy dawno niezapalanych świecach,
Tym lutowym wieczorem, kiedy nie pójdziemy spać razem z dziećmi,
Tym pluszowym serduszkiem, które kupiłaś w osiedlowym papierniczym,
Tym kolejnym walentynkowym drobiazgiem, nad którego wyborem trzeba się było namyśleć,
Że stłamszona przez codzienność, wyszła znów na prowadzenie…
Kiedy buziak na dobranoc to za mało…
Owszem, świat jest brutalnie niesprawiedliwy. Daje ludziom Dzień Matki, a niektórym matkom nie daje tulić dzieci. Daje dzieciom Dzień Dziecka, a niektórym odbiera dzieciństwo. Daje ludziom Walentynki, a jednocześnie często nie potrafi spotkać ze sobą tych jakże pasujących do siebie i być może przeznaczonych sobie ludzi… Ale bywa jeszcze bardziej niesprawiedliwy: łączy ludzi uczuciem, łóżkiem, obrączką, a potem… spuszcza na nich zarazę… amnezji.
I cierpimy na nią wszyscy. Śpiesząc się rano do pracy. Kłócąc, kto dziś szykuje kolację, a kto kąpie dzieci. Zapominamy o jednej, podstawowej zasadzie gry w Miłość. Że się gra… do jednej bramki!
Amnezja na dwa serca!
Brzydka Ona:
Kiedy zapomnę, że rachunki, zakupy i szukanie przedszkola to także obowiązki; zanim zacznę trzepać zmywarką, przyjmując minę “żony z kabaretów”, że znowu muszę ją rozładowywać sama.
Kiedy zapomnę, że tak bardzo marzyliśmy o dzieciach, głaskaliśmy ich dom w postaci mojego brzucha, szeptaliśmy czule kołysanki i bajki. A teraz z taką łatwością podnosimy ton i spuszczamy naszą władczość ze smyczy. Prosto w ich małe, czasem psotne buzie.
Kiedy zapomnę, że jeszcze niedawno latały motyle… w brzuchu; a od wczoraj latają… talerze, w złości. A pomiędzy nimi jaskółki: zwiastujące zgodę, że znowu poszło o… pierdołę.
Kiedy zapomnę, że jako “chłopak i dziewczyna” potrafiliśmy szlajać się całymi wieczorami i nocami po mieście, bez większego celu. A dziś każdy wieczór spędzony razem przy pogaduchach lub mniej ambitnym filmie nasza zadaniowo zaprogramowana głowa ocenia na… mało produktywny.
Kiedy zapomnę, że kilka razy do roku ruszaliśmy z walizkami w świat: ten odległy, ten niezbadany, z otwartą głową i portfelem “na nowe”! A dziś często nasze dzienne horyzonty wyznaczają kapcie, kanapa i drzwi lodówki, a głowa liczy czy starczy do pierwszego.
Brzydki On:
Kiedy zapomnę, jak podczas pierwszego weselnego tańca zbierałem nenufary, rozanielony… A teraz zbieram z salonu porozrzucane zabawki, zirytowany…
Kiedy zapomnę, że ślubowałem nie tylko miłość i wierność, ale także uczciwość małżeńską; a czepiam się kto i na jak długo ma wychodne.
Kiedy zapomnę, że dawniej dawałem buzi przed wyjściem do pracy, a dziś biegam i szukam kluczyków do samochodu.
Kiedy zapomnę, że zmęczenia się nie udowadnia przypaleniem albo przesoleniem obiadu. Bo w zmęczenie kogoś się wierzy, proponując wyjście do knajpy albo do kuchni i wspólne zamówienie czegoś pysznego lub gotowanie.
Kiedy zapomnę, że jeszcze niedawno buziak na dobranoc nie wystarczał; a teraz i jego czasem pogania odliczający ilość godzin snu budzik.
A taka piękna Miłość:
Przypomnij nam…
Tym bukietem czerwonych róż,
Tą walentynkową kolacją przy dawno niezapalanych świecach,
Tym lutowym wieczorem, kiedy nie pójdziemy spać razem z dziećmi,
Tym pluszowym serduszkiem, które kupiłaś w osiedlowym papierniczym,
Tym kolejnym walentynkowym drobiazgiem, nad którego wyborem trzeba się było namyśleć,
Że stłamszona przez codzienność, wyszła znów na prowadzenie…
Miłość.
Na choć jeden wieczór w roku… więcej.
A Walentynki? Są tylko pretekstem!