Właściwie ten wpis mógłby skoczyć się na jednym zdaniu…
Poczułam! Trawę
I wciąż jestem na haju 😉 Nastała wiosna. I właściwie tym jednym zdaniem – zdaniem trzynastoliterowym mogłabym zakończyć ten wpis. Bo przez resztę roku (oprócz lata) powtarzam coś w stylu: „Boże, czemuś mnie nie zesłał na Florydę…?”. Jeśli różowe, pluszowe króliczki napędzają baterie duracell, mnie napędza… słońce i ciepło! Mogę wtedy spacerować bez końca – w zgiełku miasta, w zaciszu parków, niestrudzenie, bo rzadko kiedy bolą mnie nogi. Mogę wtedy urządzać grilla co 2 dni i nawet do głowy mi nie przyjdzie pilnować kalorii połkniętych, zwęglonych kiełbasek. Mogę wydać fortunę na cięte, kolorowe kwiaty; coraz bardziej pachnące polską ziemią (nie szklarnią) warzywa i pastelowe, zwiewne sukienki. Mogę wpatrywać się godzinami, jak moje dziecko lepi pierwsze pączki z piasku; depcze świeżo posianą trawę na ogródku i goni wiewiórki w parku. Może dlatego urodziłam się wiosną i ta wiosna we mnie żyje… najhuczniej!
Poznałam! Drugą stronę medalu na Blog Conference Poznań
Poznałam drugą stronę medalu. Medal błyszczy w wirtualnym świecie: jest popularny, ma dobre wyniki, jest lubiany. I ja go darzyłam sympatią, podziwiałam, wirtualnie polubiłam. Wreszcie spotkał nas real: na Blog Conference Poznań. I połączyło kilka wymienionych słów, uśmiechów, uwag, min, uścisków. I przybiliśmy piątkę: mój ulubiony złoty medal okazał się być… jeszcze bardziej błyszczący i cenny! O kim mówię? O grupie blogerów, którą doskonale znałam z wszelkich zakątków internetów, śledziłam wpisy na blogu, ich codzienność na InstaStories, ale… tak naprawdę ich nie znałam. Obawiałam się, że za ekranem siedzą inni ludzie, a na świat wypuszczają… lans uśmiechu i niesamowitości. Nic bardziej mylnego! To nie lans, a po prostu bycie sympatycznym człowiekiem! To nie niesamowitość, a otwartość i serdeczność. Tak mogę podsumować kilkunastu bardziej i mniej znanych blogerów, których po raz pierwszy dane mi było spotkać osobiście. I wiecie co… Nie możemy się doczekać kolejnego spotkania! My: banda kosmitów, których czasem reszta świata zdaje się nie rozumieć „po co oni tak piszą”, „po co im te blogi?”. Po to choćby, żeby się poznać nawzajem, inspirować, uczyć razem i… zaprzyjaźnić na długo po tym, jak już te nasze blogi przykryje kurz zapomnienia 🙂
Widziałam! Cyrk nie z tej ziemi!
Jeśli w naturze tak bardzo kocham słońce, tak w ludziach rozkochuje mnie… pasja. To takie wewnętrzne słońce człowieka! I jaką pasję muszą mieć w sobie setki artystów, którzy poprzekraczali granice niemożliwego w osiągnięciach własnego ciała; ich życie to nieustanna podróż; a twarz… skryta jest zawsze pod szczelnie i bogato zdobionym kostiumem. O kim mowa? O fenomenalnym zespole akrobatów Cirque du Soleil. Kiedyś specjalnie, żeby ich zobaczyć jechałam do Wrocławia. Przy okazji podróży po USA, dane nam było zasiąść w Bellagio Hotel i obejrzeć ich absolutnie najlepszy spektakl pt. „O” na scenie zbudowanej na wodzie. W kwietniu, w moje urodziny, Cirque du Soleil zawitał do mojego Krakowa. I dał bajeczny spektakl pt. „Ovo”, którego wszelkie kaskadersko-akrobacyjne wyczyny inspirowane są światem owadów. I kocham ich jeszcze za coś: za to, że na scenę do swojego cyrku (który właściwie jest bardziej teatralnym widowiskiem niż cyrkiem) zwierzętom wstęp wzbroniony.
A Ciebie… czym ucieszył kwiecień? Możesz napisać mniej linijek niż ja, ale daj mu się zapamiętać… dobrze 😉
Moja BAYKA kwietniowa! O Blog Conference Poznań, cyrku nie z tej ziemi i kiełbaskach
Właściwie ten wpis mógłby skoczyć się na jednym zdaniu…
Poczułam! Trawę
I wciąż jestem na haju 😉 Nastała wiosna. I właściwie tym jednym zdaniem – zdaniem trzynastoliterowym mogłabym zakończyć ten wpis. Bo przez resztę roku (oprócz lata) powtarzam coś w stylu: „Boże, czemuś mnie nie zesłał na Florydę…?”. Jeśli różowe, pluszowe króliczki napędzają baterie duracell, mnie napędza… słońce i ciepło! Mogę wtedy spacerować bez końca – w zgiełku miasta, w zaciszu parków, niestrudzenie, bo rzadko kiedy bolą mnie nogi. Mogę wtedy urządzać grilla co 2 dni i nawet do głowy mi nie przyjdzie pilnować kalorii połkniętych, zwęglonych kiełbasek. Mogę wydać fortunę na cięte, kolorowe kwiaty; coraz bardziej pachnące polską ziemią (nie szklarnią) warzywa i pastelowe, zwiewne sukienki. Mogę wpatrywać się godzinami, jak moje dziecko lepi pierwsze pączki z piasku; depcze świeżo posianą trawę na ogródku i goni wiewiórki w parku. Może dlatego urodziłam się wiosną i ta wiosna we mnie żyje… najhuczniej!
Poznałam! Drugą stronę medalu na Blog Conference Poznań
Poznałam drugą stronę medalu. Medal błyszczy w wirtualnym świecie: jest popularny, ma dobre wyniki, jest lubiany. I ja go darzyłam sympatią, podziwiałam, wirtualnie polubiłam. Wreszcie spotkał nas real: na Blog Conference Poznań. I połączyło kilka wymienionych słów, uśmiechów, uwag, min, uścisków. I przybiliśmy piątkę: mój ulubiony złoty medal okazał się być… jeszcze bardziej błyszczący i cenny! O kim mówię? O grupie blogerów, którą doskonale znałam z wszelkich zakątków internetów, śledziłam wpisy na blogu, ich codzienność na InstaStories, ale… tak naprawdę ich nie znałam. Obawiałam się, że za ekranem siedzą inni ludzie, a na świat wypuszczają… lans uśmiechu i niesamowitości. Nic bardziej mylnego! To nie lans, a po prostu bycie sympatycznym człowiekiem! To nie niesamowitość, a otwartość i serdeczność. Tak mogę podsumować kilkunastu bardziej i mniej znanych blogerów, których po raz pierwszy dane mi było spotkać osobiście. I wiecie co… Nie możemy się doczekać kolejnego spotkania! My: banda kosmitów, których czasem reszta świata zdaje się nie rozumieć „po co oni tak piszą”, „po co im te blogi?”. Po to choćby, żeby się poznać nawzajem, inspirować, uczyć razem i… zaprzyjaźnić na długo po tym, jak już te nasze blogi przykryje kurz zapomnienia 🙂
Widziałam! Cyrk nie z tej ziemi!
Jeśli w naturze tak bardzo kocham słońce, tak w ludziach rozkochuje mnie… pasja. To takie wewnętrzne słońce człowieka! I jaką pasję muszą mieć w sobie setki artystów, którzy poprzekraczali granice niemożliwego w osiągnięciach własnego ciała; ich życie to nieustanna podróż; a twarz… skryta jest zawsze pod szczelnie i bogato zdobionym kostiumem. O kim mowa? O fenomenalnym zespole akrobatów Cirque du Soleil. Kiedyś specjalnie, żeby ich zobaczyć jechałam do Wrocławia. Przy okazji podróży po USA, dane nam było zasiąść w Bellagio Hotel i obejrzeć ich absolutnie najlepszy spektakl pt. „O” na scenie zbudowanej na wodzie. W kwietniu, w moje urodziny, Cirque du Soleil zawitał do mojego Krakowa. I dał bajeczny spektakl pt. „Ovo”, którego wszelkie kaskadersko-akrobacyjne wyczyny inspirowane są światem owadów. I kocham ich jeszcze za coś: za to, że na scenę do swojego cyrku (który właściwie jest bardziej teatralnym widowiskiem niż cyrkiem) zwierzętom wstęp wzbroniony.
A Ciebie… czym ucieszył kwiecień? Możesz napisać mniej linijek niż ja, ale daj mu się zapamiętać… dobrze 😉