Być może nie zatonąłby, gdyby lornetki, których załoga nie miała przy sobie tej fatalnej nocy na bocianim gnieździe, zostały odłożone na miejsce. Zgubiły się podczas wypływania w ocean, dlatego nie mogły pomóc w dostrzeżeniu góry lodowej.
Być może nie zatonąłby, gdyby w trakcie budowy statku, na długo jeszcze przed dziewiczym rejsem nie wybuchł pożar między piątą a szóstą grodzią. Osłabiając tym samym podobno niezawodne grodzie wodoszczelne, które miały uczynić statek niezatapialnym.
Być może Titanic nie zatonąłby, gdyby akurat tej nocy (14 kwietnia 1912) roku Księżyc nie znajdował się dokładnie w tej samej linii, co Słońce i Ziemia, powodując tym samym zwiększone pływy oceaniczne, które zniosły góry lodowe bardziej na południe niż zwykle. Co ciekawe, ostatnia taka sama sytuacja miała miejsce dokładnie 1400 lat przed tą kwietniową nocą, gdy zatonął Titanic.
Być może gdyby… wczoraj.
Być może nie poznałabym mojego obecnego męża, gdyby pani w akademiku nie pomyliła się przyznając mu inny pokój niż miał mieć pierwotnie. Tym samym, jego nowy współlokator namówił go na kurs tańca, na który sam prawdopodobnie nigdy by się nie wybrał.
Być może nie poznałabym mojego obecnego męża, gdyby nie fakt, że kilka dni wcześniej rzucił mnie (dzięki Bogu!) chłopak i postanowiłam zrobić coś wyłącznie dla siebie: iść na kurs tańca. Wtedy to był ten czas, kiedy miałam dość facetów. Dopóki, dopóty przestało mi przeszkadzać, że jeden z nich w tańcu depcze mi trochę po palcach. I się ładnie uśmiecha.
Być może nie musiałabym mieć jednego dziecka gdzieś Tam, gdyby nie fakt, że pewien lekarz ginekolog pomylił rozlany rozlegle wyrostek z ciążą pozamaciczną, który zaczął całą moją serię poważnych komplikacji zdrowotnych osłabiając organizm głównie pod względem położniczym również.
Być może ten blog by nie istniał, gdyby nie fakt, że kiedyś odważyłam się opisać historię synka zdrowemu światu, który wmawiał mi, że przecież niedługo będzie chodził… Wtedy też zrozumiałam, jak bardzo kocham pisać i jak bardzo inni chcą to czytać.
Być może gdyby… jutro.
Być może ktoś jutro się dowie, że jest nieodwracalnie chory.
Być może ktoś nie zauważy, że na niestrzeżonym przejeździe nadjeżdża pociąg.
Być może komuś mającemu pieniądze i zdrowie zabraknie szczęścia… tak jak tym na Titanicu.
Dlatego dziś zabrałam starszą córkę na lody i sama zamówiłam mrożoną kawę z podwójną porcją bitej śmietany. A jutro jedziemy na wycieczkę zamiast wycierać kurze.
Bo żyj to za mało. Celebruj.
Wpis inspirowany obejrzaną Wystawą Titanic w Krakowie.
Titanic mógł nie zatonąć!
Titanic mógł nie zatonąć…
Być może gdyby…w 1912.
Być może nie zatonąłby, gdyby lornetki, których załoga nie miała przy sobie tej fatalnej nocy na bocianim gnieździe, zostały odłożone na miejsce. Zgubiły się podczas wypływania w ocean, dlatego nie mogły pomóc w dostrzeżeniu góry lodowej.
Być może nie zatonąłby, gdyby w trakcie budowy statku, na długo jeszcze przed dziewiczym rejsem nie wybuchł pożar między piątą a szóstą grodzią. Osłabiając tym samym podobno niezawodne grodzie wodoszczelne, które miały uczynić statek niezatapialnym.
Być może Titanic nie zatonąłby, gdyby akurat tej nocy (14 kwietnia 1912) roku Księżyc nie znajdował się dokładnie w tej samej linii, co Słońce i Ziemia, powodując tym samym zwiększone pływy oceaniczne, które zniosły góry lodowe bardziej na południe niż zwykle. Co ciekawe, ostatnia taka sama sytuacja miała miejsce dokładnie 1400 lat przed tą kwietniową nocą, gdy zatonął Titanic.
Być może gdyby… wczoraj.
Być może nie poznałabym mojego obecnego męża, gdyby pani w akademiku nie pomyliła się przyznając mu inny pokój niż miał mieć pierwotnie. Tym samym, jego nowy współlokator namówił go na kurs tańca, na który sam prawdopodobnie nigdy by się nie wybrał.
Być może nie poznałabym mojego obecnego męża, gdyby nie fakt, że kilka dni wcześniej rzucił mnie (dzięki Bogu!) chłopak i postanowiłam zrobić coś wyłącznie dla siebie: iść na kurs tańca. Wtedy to był ten czas, kiedy miałam dość facetów. Dopóki, dopóty przestało mi przeszkadzać, że jeden z nich w tańcu depcze mi trochę po palcach. I się ładnie uśmiecha.
Być może nie musiałabym mieć jednego dziecka gdzieś Tam, gdyby nie fakt, że pewien lekarz ginekolog pomylił rozlany rozlegle wyrostek z ciążą pozamaciczną, który zaczął całą moją serię poważnych komplikacji zdrowotnych osłabiając organizm głównie pod względem położniczym również.
Być może ten blog by nie istniał, gdyby nie fakt, że kiedyś odważyłam się opisać historię synka zdrowemu światu, który wmawiał mi, że przecież niedługo będzie chodził… Wtedy też zrozumiałam, jak bardzo kocham pisać i jak bardzo inni chcą to czytać.
Być może gdyby… jutro.
Być może ktoś jutro się dowie, że jest nieodwracalnie chory.
Być może ktoś nie zauważy, że na niestrzeżonym przejeździe nadjeżdża pociąg.
Być może komuś mającemu pieniądze i zdrowie zabraknie szczęścia… tak jak tym na Titanicu.
Dlatego dziś zabrałam starszą córkę na lody i sama zamówiłam mrożoną kawę z podwójną porcją bitej śmietany. A jutro jedziemy na wycieczkę zamiast wycierać kurze.
Bo żyj to za mało. Celebruj.
Wpis inspirowany obejrzaną Wystawą Titanic w Krakowie.