Chodź, pokażę Ci pewną Krainę. Są na niej wulkany buzujące krwią, ławice kolorowych motyli w brzuchu, doliny szeptów „kocham”, skrzynie wiadomości: „tęsknię”. I nagle pik. Zastrzyk. I wszystko znika?
I nagle… pik!
Kto nie przetestował, ten nie wie, że jest taka jedna szczepionka, która rekomendowana jest nie dzieciom, a dorosłym. Jest taka szczepionka, która dużo daje, ale powoduje też całą masę skutków ubocznych. Zamiast ukłucia: obrączka. I potem spływa w naszych żyłach potokiem słów: „i że Cię nie opuszczę aż do śmierci” – obietnica życiowego azylu, ciepłych kapci, domu chlebem pachnącym, w którym nic nam nie grozi. A potem? A potem następują dziwne zawroty głowy, obezwładniająca senność. Szczepionka spowalnia buzującą krew, wyłącza motyle, „kocham” plasuje na końcu języka. A nasze kalendarze są pełne nadmiaru obowiązków, uśpionych drzemek budzików, nocy pełnych ząbkowania i spraw spóźnionych. Mąż przestaje kupować kwiaty, a zaczyna kupować warzywa. Żona w nocy pochrapuje. A Walentynki? Toż to taki amerykański wymysł!
Czasy zarazy…
I zdarza się tak, że zbawienna moc szczepionki mająca dać kokon miłości i bezpieczeństwa na resztę życia zostaje stłumiona przez skutki uboczne: codzienność, która zaraża, szerzy się, potęguje epidemię powszedniości, pandemię „nie chce mi się”, tsunami nudy. Zaraza!
Znam takiego jednego, który potrafi się z tych kataklizmów wyrwać sam. Jestem pewna, że Ty też takiego znasz! (A czasem to okoliczności sprzyjające zdają się krzyczeć: “ała, tylko nie w moją szczepionkę!”). Jakie jest panaceum na ochronę korzystnego działania szczepionki, a uniknięcie nadmiaru skutków ubocznych? Jak uchronić się przed zarazą jako małżeństwo? Momenty! Te dobre, i te złe… Na dobre, i na złe…
Do Walentynek pozostało…
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy wybudzałam się z narkozy skutków „złej diagnozy”. Przede mną majaczyła Twoja twarz schowana głęboko w dłoniach. Tonąłeś wtedy w pustkach zmęczonych myśli albo w modlitwach, by jeszcze nie zostać wdowcem. Miesiąc po ślubie. Do Walentynek pozostało 152 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy w imieniny podarowałeś mi krem przeciwzmarszczkowy. A pół godziny później prasowałeś zafrasowaną twarz po tym, jak ekspedientka spytała mnie o dowód…, gdy kupowałam nam letnie, zimne piwo. Do Walentynek pozostało 213 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy tak mocno głaskałeś moją rękę, jakbyś miał ją za zadanie rozgrzać. Tymczasem, wtedy pod moim sercem było zimno i cicho… w miejscu przed momentem bijącego tam krótko drugiego, małego serduszka. Do Walentynek pozostało 185 dni.
Na dobre
Pamiętam pierwszą rodzinną Wigilię, na której pojawiliśmy się jako mąż i żona. Zamiast całowania się pod jemiołą, kopaliśmy się pod stołem, bo tylko ja wiedziałam, że nie znosisz karpia. I nie dopuściłam się zdrady ujawnienia tego sekretu… nowej teściowej. Do Walentynek pozostało 52 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy zobaczyłam w łazience kolejne dwie kreski na teście. I te skoki z radości. Pamiętam ten moment, gdy zobaczyłam kilka dni później… plamę krwi. I tę histerię płaczu. Jedno się nie zmieniło w tych dwóch chwilach: tuliłeś tak samo. Inaczej niż zazwyczaj. Lepiej. Mocniej. Skutecznie. Do Walentynek pozostało 85 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy poprosiłam Cię o sweter. – Gdzie? – spytałeś. W budzie – odpowiedziałam. I wszystko było jasne. Tylko my wiemy, która półka w naszym domu jest “budą”. Tylko my wiemy, kto to nieustanny “pasażer na gapę”. Tylko my rodzimy swoją tajemną nowomowę, śmiejąc się do łez. Wspólnych łez. Do Walentynek pozostało 143 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy cierpliwie ładowałeś do naszego nic-już-nie-mieszczącego samochodu kolejne kubki, talerzyki i szklanki, które postanowiłam sobie przywieźć z wakacji na Lazurowym Wybrzeżu. Niby nic, ale w tym samym czasie była ulewa, jakich południowa Francja nie znała i trzeba było jeszcze zwinąć walczący z Tobą, wodą i wiatrem namiot. A ja siedziałam sucha i bezpieczna niczym bierny widz tego filmu katastroficznego z Tobą w roli głównej… na siedzeniu pasażera. Do Walentynek pozostało 157 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy łapałeś mnie z równi pochyłej OIOM-owych diagnoz nieczułych lekarzy wobec hiper czułego serca matki, której dziecko odchodzi bez skargi… A potem powiedziałeś najbardziej przejmującym szeptem: „On tu już z nami jest…”, gdy zadzwonił ten ostatni telefon z oddziału. Do Walentynek pozostało 246 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy wyciągnąłeś mnie na romantyczną kolację, a ja się na nią ubrałam jak million dollar baby zakładając najwyższe, jakie miałam szpilki i najkrótszą mini. Nasza droga na tę randkę prowadziła przez śniegi po pas, pod górę, na Kopiec Krakusa. Mimo, że wyglądałam jak kloszard baby, na przemarzniętą dłoń wsunąłeś pierścionek. A moje usta zaniemówiły. Odpowiedziały oczy. Że będę z Tobą łazić po zaspach, choćby w szpilkach, dopóki nas śmierć nie rozłączy… Do Walentynek pozostało… 0 dni.
Pamiętam ten moment…
Pamiętam ten moment, gdy nie chciałeś obejrzeć ze mną filmu; gdy nie słuchałeś, co mam do powiedzenia; gdy udawałeś zmęczonego; gdy stawiałeś na swoim; gdy huknąłeś nerwem za wcześnie; gdy nie tak zrozumiałeś; gdy nadepnęłam Ci na odcisk, gdy wstałeś lewą nogą. Do Walentynek pozostawało wtedy pewnie cholera-wie-ile dni…
Pamiętam ten moment, gdy spędzaliśmy nasze wieczory w kinie, na sushi, na wieczorze astronoma, na wykładzie Hellera, na koncertach, kabaretach, w lotniskowym kącie, na obcym końcu świata, na tańcach, na joggingu, na pikniku, wśród gwiazd, wśród miłych i niemiłych ludzi, z bezą, z wódką, z różańcem. Do Walentynek pozostawało bóg-wie-ile dni…
Pamiętać chcę…
Pamiętać będę ten wieczór, gdzie znów wymienimy między sobą drobne podarunki i dłuższe buziaki nie tylko na „cześć” i na „dobranoc”; zjemy lepszą kolację; Ty użyjesz innych perfum; ja do oczu domaluję grubszą kreskę… Zrobimy sobie randkę we trójkę – z tą, którą kochamy najmocniej i… będziemy celebrować, że „ała, tylko nie w szczepionkę” trwa – przez ten właśnie moment. Nie ten jedyny raz w roku. Kolejny raz. Do Walentynek pozostało… 3 dni.
Do Walentynek pozostało cholera-wie-ile dni…
Chodź, pokażę Ci pewną Krainę. Są na niej wulkany buzujące krwią, ławice kolorowych motyli w brzuchu, doliny szeptów „kocham”, skrzynie wiadomości: „tęsknię”. I nagle pik. Zastrzyk. I wszystko znika?
I nagle… pik!
Kto nie przetestował, ten nie wie, że jest taka jedna szczepionka, która rekomendowana jest nie dzieciom, a dorosłym. Jest taka szczepionka, która dużo daje, ale powoduje też całą masę skutków ubocznych. Zamiast ukłucia: obrączka. I potem spływa w naszych żyłach potokiem słów: „i że Cię nie opuszczę aż do śmierci” – obietnica życiowego azylu, ciepłych kapci, domu chlebem pachnącym, w którym nic nam nie grozi. A potem? A potem następują dziwne zawroty głowy, obezwładniająca senność. Szczepionka spowalnia buzującą krew, wyłącza motyle, „kocham” plasuje na końcu języka. A nasze kalendarze są pełne nadmiaru obowiązków, uśpionych drzemek budzików, nocy pełnych ząbkowania i spraw spóźnionych. Mąż przestaje kupować kwiaty, a zaczyna kupować warzywa. Żona w nocy pochrapuje. A Walentynki? Toż to taki amerykański wymysł!
Czasy zarazy…
I zdarza się tak, że zbawienna moc szczepionki mająca dać kokon miłości i bezpieczeństwa na resztę życia zostaje stłumiona przez skutki uboczne: codzienność, która zaraża, szerzy się, potęguje epidemię powszedniości, pandemię „nie chce mi się”, tsunami nudy. Zaraza!
Znam takiego jednego, który potrafi się z tych kataklizmów wyrwać sam. Jestem pewna, że Ty też takiego znasz! (A czasem to okoliczności sprzyjające zdają się krzyczeć: “ała, tylko nie w moją szczepionkę!”). Jakie jest panaceum na ochronę korzystnego działania szczepionki, a uniknięcie nadmiaru skutków ubocznych? Jak uchronić się przed zarazą jako małżeństwo? Momenty! Te dobre, i te złe… Na dobre, i na złe…
Do Walentynek pozostało…
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy wybudzałam się z narkozy skutków „złej diagnozy”. Przede mną majaczyła Twoja twarz schowana głęboko w dłoniach. Tonąłeś wtedy w pustkach zmęczonych myśli albo w modlitwach, by jeszcze nie zostać wdowcem. Miesiąc po ślubie. Do Walentynek pozostało 152 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy w imieniny podarowałeś mi krem przeciwzmarszczkowy. A pół godziny później prasowałeś zafrasowaną twarz po tym, jak ekspedientka spytała mnie o dowód…, gdy kupowałam nam letnie, zimne piwo. Do Walentynek pozostało 213 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy tak mocno głaskałeś moją rękę, jakbyś miał ją za zadanie rozgrzać. Tymczasem, wtedy pod moim sercem było zimno i cicho… w miejscu przed momentem bijącego tam krótko drugiego, małego serduszka. Do Walentynek pozostało 185 dni.
Na dobre
Pamiętam pierwszą rodzinną Wigilię, na której pojawiliśmy się jako mąż i żona. Zamiast całowania się pod jemiołą, kopaliśmy się pod stołem, bo tylko ja wiedziałam, że nie znosisz karpia. I nie dopuściłam się zdrady ujawnienia tego sekretu… nowej teściowej. Do Walentynek pozostało 52 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy zobaczyłam w łazience kolejne dwie kreski na teście. I te skoki z radości. Pamiętam ten moment, gdy zobaczyłam kilka dni później… plamę krwi. I tę histerię płaczu. Jedno się nie zmieniło w tych dwóch chwilach: tuliłeś tak samo. Inaczej niż zazwyczaj. Lepiej. Mocniej. Skutecznie. Do Walentynek pozostało 85 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy poprosiłam Cię o sweter. – Gdzie? – spytałeś. W budzie – odpowiedziałam. I wszystko było jasne. Tylko my wiemy, która półka w naszym domu jest “budą”. Tylko my wiemy, kto to nieustanny “pasażer na gapę”. Tylko my rodzimy swoją tajemną nowomowę, śmiejąc się do łez. Wspólnych łez. Do Walentynek pozostało 143 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy cierpliwie ładowałeś do naszego nic-już-nie-mieszczącego samochodu kolejne kubki, talerzyki i szklanki, które postanowiłam sobie przywieźć z wakacji na Lazurowym Wybrzeżu. Niby nic, ale w tym samym czasie była ulewa, jakich południowa Francja nie znała i trzeba było jeszcze zwinąć walczący z Tobą, wodą i wiatrem namiot. A ja siedziałam sucha i bezpieczna niczym bierny widz tego filmu katastroficznego z Tobą w roli głównej… na siedzeniu pasażera. Do Walentynek pozostało 157 dni.
Na złe
Pamiętam ten moment, gdy łapałeś mnie z równi pochyłej OIOM-owych diagnoz nieczułych lekarzy wobec hiper czułego serca matki, której dziecko odchodzi bez skargi… A potem powiedziałeś najbardziej przejmującym szeptem: „On tu już z nami jest…”, gdy zadzwonił ten ostatni telefon z oddziału. Do Walentynek pozostało 246 dni.
Na dobre
Pamiętam ten moment, gdy wyciągnąłeś mnie na romantyczną kolację, a ja się na nią ubrałam jak million dollar baby zakładając najwyższe, jakie miałam szpilki i najkrótszą mini. Nasza droga na tę randkę prowadziła przez śniegi po pas, pod górę, na Kopiec Krakusa. Mimo, że wyglądałam jak kloszard baby, na przemarzniętą dłoń wsunąłeś pierścionek. A moje usta zaniemówiły. Odpowiedziały oczy. Że będę z Tobą łazić po zaspach, choćby w szpilkach, dopóki nas śmierć nie rozłączy… Do Walentynek pozostało… 0 dni.
Pamiętam ten moment…
Pamiętam ten moment, gdy nie chciałeś obejrzeć ze mną filmu; gdy nie słuchałeś, co mam do powiedzenia; gdy udawałeś zmęczonego; gdy stawiałeś na swoim; gdy huknąłeś nerwem za wcześnie; gdy nie tak zrozumiałeś; gdy nadepnęłam Ci na odcisk, gdy wstałeś lewą nogą. Do Walentynek pozostawało wtedy pewnie cholera-wie-ile dni…
Pamiętam ten moment, gdy spędzaliśmy nasze wieczory w kinie, na sushi, na wieczorze astronoma, na wykładzie Hellera, na koncertach, kabaretach, w lotniskowym kącie, na obcym końcu świata, na tańcach, na joggingu, na pikniku, wśród gwiazd, wśród miłych i niemiłych ludzi, z bezą, z wódką, z różańcem. Do Walentynek pozostawało bóg-wie-ile dni…
Pamiętać chcę…
Pamiętać będę ten wieczór, gdzie znów wymienimy między sobą drobne podarunki i dłuższe buziaki nie tylko na „cześć” i na „dobranoc”; zjemy lepszą kolację; Ty użyjesz innych perfum; ja do oczu domaluję grubszą kreskę… Zrobimy sobie randkę we trójkę – z tą, którą kochamy najmocniej i… będziemy celebrować, że „ała, tylko nie w szczepionkę” trwa – przez ten właśnie moment. Nie ten jedyny raz w roku. Kolejny raz. Do Walentynek pozostało… 3 dni.