Kochanie, w ubiegłoroczny wigilijny wieczór, dokładając pod choinkę prezent, przewiązany jutowym sznurkiem, mięłam w opuszkach placów igły gałązki choinki dekorującej opakowanie… A w radio sączyło się: “Kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem”. Kto by pomyślał, że “za rogiem”, czyli ledwo dwa miesiące po Świętach, będzie czyhać ogólnoświatowa pandemia. A kiepski, katastroficzny film rozgrywa się nie na ekranach telewizorów, a… za oknem.
Córeczko…
Idą do nas Święta o których być może kiedyś się będziesz uczyć z podręczników.
Idą Święta, które spędzimy w domu, tak samo jak większość minionego roku.
Idą Święta w roku, w którym “niezniszczalnych ludzi” dywagujących nad szybkością lotu na Marsa, znudzonych mnogością wyboru platform streamingowych albo zafascynowanych rozstawem kół w najnowszej tesli pokonał… jeden zakażony nietoperz (w teorie spiskowe nie wnikam).
Szybkość zawodzi…
Idą Święta, które niech płyną powoli… Szybkość: życia, przemieszczania się i uniformizacji w tej globalnej wiosce nas zdradziła, nas zawiodła.
Idą Święta, kiedy “kolęda dla nieobecnych” nie będzie adresowana tylko Gdzieś Tam, ale… do sąsiedniego domu, miasta, wioski albo drugiego końca świata. Do naszych Bliskich, którym pandemia odebrała możliwość spakowania walizki, wzięcia makowca pod pachę, poczucia czułych objęć powitania.
Idą Święta, chwile wytchnienia po roku, podczas którego niejednokrotnie brakowało nam tchu. Chorym – dosłownie. Zdrowym – w przenośni. Nasz ogranizm, nasz premier, nasz wewnętrzny optymizm lub pesymizm potrafiły zaskakiwać… bez tchu.
Idą Święta, do których na zakupy musieliśmy się wybrać w wyznaczonych godzinach, w sklepach przesiąkniętych alkoholowym odorem detergentów, pryskając nim raz po raz czerwone już dłonie, wchodząc za drzwi po “kolejno odlicz” pana ochroniarza.
“Mam maseczkę haftowaną…”
Idą Święta, w których być może będziemy się przepychać trochę mniej między lewakami-pisorami-zabójcami dzieci-obrońcami życia bo… wystarczająco dużo tych przepychanek odbyliśmy. Dajmy sobie od nich odpocząć.
Idą Święta, w roku, w którym zamiast czytania, uczyłaś się obsługi teamsów. Zamiast słów “kapsel”, poznawałaś “lock-down” itp. Zamiast refrenu o chusteczce, zmieniłaś na “mam maseczkę haftowaną, co ma cztery rogi”. Zamiast wspierania kilkoma złotymi tylko chorych dzieci, uczyłaś się pomagać poprzez zamawianie jedzenia z ulubionej knajpy, chodzenia do osiedlowej kawiarni po kawę, szycia maseczek do szpitali.
Zatrzymaliśmy się… podwójnie!
Idą Święta, kolejne, jak co roku. Ale w tym roku wszyscy zestarzeliśmy się podwójnie. Dojrzeliśmy podwójnie. Zamówiliśmy komplety dresów – podwójnie. Nauczyliśmy się pokornie czekać: podwójnie. Zawiedliśmy się kondycją ludzkości: podwójnie. Nauczyliśmy się cieszyć z otwartej lodziarni – podwójnie.
Idą Święta, w których w zbyt dużej ilości domów zabraknie bliskich. I zadrży głos przy śpiewaniu kolęd, bo nie wydrżał on wystarczająco mocno i długo podczas pożegnania, którego być może nie było. Bo nie zabrzmiał on w należytej skali podczas składania wieńca kwiatów. Bo… ten brakujący nie zabrzmi już nigdy pośród nas. Bo okrutnie wysokie statystyki przestały dotyczyć tylko wypadków drogowych. Bo głupie, szybkie i niesprawiedliwe śmierci stały się codziennością.
W tym roku…
Kochanie… W tym roku znów gnę palcami gałązki choinki i wdycham ich zapach świadomiej i intensywniej. Dla przedłużenia tej chwili normalności. Dla ukojenia. Dla zapomnienia… się.
W tym roku zamiast długiego stołu i czternastu krzeseł, zasiądziemy w czwórkę przy pięciu talerzach.
W tym roku także położę prezent pod choinką. A jutowym sznurkiem przewiążę w nim schowane:
Wdzięczność, że… koronawirus gościł w naszym domu tylko z przekazów medialnych albo tylko totalnie bezobjawowo.
Pokorę, że ja-człowiek nie wygram z naturą wiedząc jeszcze szerzej, zarabiając jeszcze więcej, podróżując jeszcze szybciej.
Nadzieję, że… za rogiem może i nie stoją Anioł z Bogiem, ale zdrowie i normalność.
Córeczko, to będą Święta nie do zapomnienia…
Kochanie, w ubiegłoroczny wigilijny wieczór, dokładając pod choinkę prezent, przewiązany jutowym sznurkiem, mięłam w opuszkach placów igły gałązki choinki dekorującej opakowanie… A w radio sączyło się: “Kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem”. Kto by pomyślał, że “za rogiem”, czyli ledwo dwa miesiące po Świętach, będzie czyhać ogólnoświatowa pandemia. A kiepski, katastroficzny film rozgrywa się nie na ekranach telewizorów, a… za oknem.
Córeczko…
Idą do nas Święta o których być może kiedyś się będziesz uczyć z podręczników.
Idą Święta, które spędzimy w domu, tak samo jak większość minionego roku.
Idą Święta w roku, w którym “niezniszczalnych ludzi” dywagujących nad szybkością lotu na Marsa, znudzonych mnogością wyboru platform streamingowych albo zafascynowanych rozstawem kół w najnowszej tesli pokonał… jeden zakażony nietoperz (w teorie spiskowe nie wnikam).
Szybkość zawodzi…
Idą Święta, które niech płyną powoli… Szybkość: życia, przemieszczania się i uniformizacji w tej globalnej wiosce nas zdradziła, nas zawiodła.
Idą Święta, kiedy “kolęda dla nieobecnych” nie będzie adresowana tylko Gdzieś Tam, ale… do sąsiedniego domu, miasta, wioski albo drugiego końca świata. Do naszych Bliskich, którym pandemia odebrała możliwość spakowania walizki, wzięcia makowca pod pachę, poczucia czułych objęć powitania.
Idą Święta, chwile wytchnienia po roku, podczas którego niejednokrotnie brakowało nam tchu. Chorym – dosłownie. Zdrowym – w przenośni. Nasz ogranizm, nasz premier, nasz wewnętrzny optymizm lub pesymizm potrafiły zaskakiwać… bez tchu.
Idą Święta, do których na zakupy musieliśmy się wybrać w wyznaczonych godzinach, w sklepach przesiąkniętych alkoholowym odorem detergentów, pryskając nim raz po raz czerwone już dłonie, wchodząc za drzwi po “kolejno odlicz” pana ochroniarza.
“Mam maseczkę haftowaną…”
Idą Święta, w których być może będziemy się przepychać trochę mniej między lewakami-pisorami-zabójcami dzieci-obrońcami życia bo… wystarczająco dużo tych przepychanek odbyliśmy. Dajmy sobie od nich odpocząć.
Idą Święta, w roku, w którym zamiast czytania, uczyłaś się obsługi teamsów. Zamiast słów “kapsel”, poznawałaś “lock-down” itp. Zamiast refrenu o chusteczce, zmieniłaś na “mam maseczkę haftowaną, co ma cztery rogi”. Zamiast wspierania kilkoma złotymi tylko chorych dzieci, uczyłaś się pomagać poprzez zamawianie jedzenia z ulubionej knajpy, chodzenia do osiedlowej kawiarni po kawę, szycia maseczek do szpitali.
Zatrzymaliśmy się… podwójnie!
Idą Święta, kolejne, jak co roku. Ale w tym roku wszyscy zestarzeliśmy się podwójnie. Dojrzeliśmy podwójnie. Zamówiliśmy komplety dresów – podwójnie. Nauczyliśmy się pokornie czekać: podwójnie. Zawiedliśmy się kondycją ludzkości: podwójnie. Nauczyliśmy się cieszyć z otwartej lodziarni – podwójnie.
Idą Święta, w których w zbyt dużej ilości domów zabraknie bliskich. I zadrży głos przy śpiewaniu kolęd, bo nie wydrżał on wystarczająco mocno i długo podczas pożegnania, którego być może nie było. Bo nie zabrzmiał on w należytej skali podczas składania wieńca kwiatów. Bo… ten brakujący nie zabrzmi już nigdy pośród nas. Bo okrutnie wysokie statystyki przestały dotyczyć tylko wypadków drogowych. Bo głupie, szybkie i niesprawiedliwe śmierci stały się codziennością.
W tym roku…
Kochanie… W tym roku znów gnę palcami gałązki choinki i wdycham ich zapach świadomiej i intensywniej. Dla przedłużenia tej chwili normalności. Dla ukojenia. Dla zapomnienia… się.
W tym roku zamiast długiego stołu i czternastu krzeseł, zasiądziemy w czwórkę przy pięciu talerzach.
W tym roku także położę prezent pod choinką. A jutowym sznurkiem przewiążę w nim schowane:
Wdzięczność, że… koronawirus gościł w naszym domu tylko z przekazów medialnych albo tylko totalnie bezobjawowo.
Pokorę, że ja-człowiek nie wygram z naturą wiedząc jeszcze szerzej, zarabiając jeszcze więcej, podróżując jeszcze szybciej.
Nadzieję, że… za rogiem może i nie stoją Anioł z Bogiem, ale zdrowie i normalność.
Takiego prezentu życzę Wam wszystkim.