Ten, kto mnie śledzi na Instagramie, a w szczególności oglądając moje Instagram Stories, widzi, że roztrzepana ze mnie dusza. Faktycznie staram się obrazować serią moich zdjęć co to jest #hygge, jak Tabayątko spędza swoje #childhoodunplugged i który #ootd przysparza więcej #positivevibes… Trochę mnie tu, zaraz tam, nie usiedzi, na spacer poleci, a wieczorem pizzę zrobi. Cóż, macierzyństwo wyrabia formę 😉 Znasz to? Macierzyństwo rozwija w wielu innych aspektach życia: od rozróżniania kaszki mlecznej i bezmlecznej, po tajemną wiedzę na temat ząbkowania. Znasz to? Bycie mamą rozwija horyzonty te, o których istnienie nigdy wcześniej bym nie podejrzewała żaden ze światów. Ale bycie mamą też cofa. Cofa z pędzącego, ultranowoczesnego świata, który zaskakuje co dnia nowym wynalazkiem, sypie z rękawa nowe słowa, wystawia na wybieg coraz to dziwniejszą kolekcję mody. Znasz to?
Zacofana mama
Przynajmniej ja tak mam. Mam wrażenie, że czasem nie ogarniam. I stan ten się pogłębia z każdym dniem, z którym moja obietnica sięgnięcia po modną gazetę lub szałowy punkt nowej ramówki tv idzie spać razem ze mną. Stan ten trwa, kiedy nie mogę obejrzeć newsów dnia, bo wtedy pora kąpieli, a potem ustawia się cała lista pozostałych priorytetów niecierpiących zwłoki mojego „czasu wolnego” wieczorową porą. I ten stan będzie trwał, bo już teraz na ulicach widzę sprzęty, których nazw tak po ludzku nie znam (widzieliście te takie pseudo deskorolki zmechanizowane, co świecą? ;-P)… A to dopiero początek.
Bądź hashTAK!
Tak, czasem mam wrażenie, że nie ogarniam tego świata. Za to widzę, że coraz częściej świat ogarnia się sam. Przynajmniej ten online. W tym ten instagramowy. Za pomocą hashtagów. Nazywają, katalogują, przywołują, szufladkują rzeczywistość. A ja coraz bardziej lubię ten porządek. I w końcu (jak już je odkryłam i zrozumiałam) bardzo polubiłam hashtagi! Początkowo trzymałam się od nich z daleka, bo okratkowany wyraz wydał mi się mało ponętny. Ale kratka rosła w siłę. Kratka wtargnęła na scenę naszej codzienności i krzyczy do mnie: z facebooka, twittera, billboardów, wiadomości, króluje na instagramie. Kratkę dostawiam i ja: do każdego zdjęcia, które publikuję; do wielu postów, które tworzę. Chaos się ogarnia w grupy. Rozpasany świat się kategoryzuje w obrazy. Moje podwórko wartości buduje swoje zagrody. Wszystko dzięki hashtagowi.
Słownik hashtagów obcych
Dziś przygotowałam dla Was mój własny słownik hashtagów obcych. Ogłaszam festiwal hashtagów! Będą brylować na wybiegu szalonego dziś i wiele aspektów tego dziś objaśniać: z kratką u boku. Dziś skrótowo. Meritum. Dziwnie brzmiąco. Może znajomo? A jeśli obco, to tylko do czasu przeczytania tego wpisu. Scena gotowa! Światła! Start!
#positivevibes
Wszystko, co pozytywne, co cieszy, co budzi dobre myśli, czasem niewidoczne uśmiechy wewnętrznego “w to mi graj!”, czasem widoczne łzy rozrzewnienia lub śmiechu do rozpuku. Każdy wibruje inaczej. Byle pozytywnie. Wibruje od głowy (pomysły, sukcesy, wspomnienia), przez ręce (udane ciasto, niecodzienny obiad, ładne kwiaty na rabatce, dobra książka w dłoniach), po nogi (spacer po lesie, po roztrąbionym miło mieście o zmierzchu, po bulwarach wiślanych, rolki, rower, pląsy na wieczorze tanecznym…). I jeśli przy wirujących nogach pomyślałeś/aś jeszcze o czymś… to już wiesz, jakie to są pozytywne wibracje jakże pozytywnie grzesznej ludzkości! 😉
#childhoodunplugged
Inaczej, w moim tłumaczeniu tego długiego słowa: dzieciństwo bez sznura. Sznura ładowarek! Bez laptopów, tabletów, smartfonów, konsoli i wszystkiego tego, co technika wymyśliła, by w te małe, dziecięce łapki włożyć i nie dać się tak łatwo wyjąć. Dzieciństwo analogowe, odłączone od technologii, pozbawione świecących ekranów, zbliżone do natury: tafli jeziora, łąki, lasu, wakacji u babci. Coraz więcej tak podpisanych zdjęć! Coraz więcej dzieci z kłosem w ręku zamiast iPhone’a; ubrudzonych, zmęczonych tarzaniem po trawie; przesiąkniętych zapachem świeżego powietrza; szczęśliwych, jedzących zwykły (o zgrozo!) biały chleb z masłem i pomidorem, przypruszony piaskiem z piaskownicy.
#ootd
Zdecydowanie wymówienie pełnej nazwy tego jakże popularnego skrótu: “outfit of the day”, zajmuje więcej czasu niż wymyślenie z rana, przed śniadaniem, w jaki ałtfit dziś wskoczyć. Inaczej sprawa ma się wieczorem, gdy trafia się wyjście od wielkiego dzwonu: wtedy mędrkowanie nad dobrą pozycją wyciąganą z szafy może dorównać nawet rozłożeniu powyższego terminu na sylaby i policzeniu, ile ma samo- i spółgłosek. Bo ubiór zajmuje w naszym życiu zdecydowanie bardzo dużo czasu i jeszcze więcej uwagi. Często tak bywa, że więcej tej uwagi jest czyjejś niż naszej. Bo tagując zdjęcie #ootd możemy liczyć na setki serduszek i dziesiątki komentarzy: “skąd, gdzie, kiedy kupiłaś?”. Cóż, #ootd można w wolnym tłumaczeniu zinterpretować jako “oto, w co się dziś ubrałam, patrzcie ludziska!” 🙂
#hygge
Wiecie, że Duńczycy już od kilku dekad są w czołówce najszczęśliwszych narodów na świecie, a w 2016 roku zajęli nawet pierwsze miejsce? Wiecie, że w Danii właśnie (tak, w tej zimnej, małej, skandynawskiej Danii) jest Instytut Badań nad Szczęściem? I co jest główną składową duńskiego szczęścia? Hygge właśnie! Termin ten pojawił się w książce Hygge Marie Tourel Soderberg, a potem na punkcie (i terminu, i książki) świat oszalał! Bo oznacza to nic innego jak czerpanie przyjemności z codzienności: tej przytulnej, bezpiecznej, pełnej bliskich, świec, czekolady, wspólnie spędzanego czasu. To po prostu sztuka cieszenia się z pozornie zwykłych, codziennych czynności, spotkań, miejsc. Ja to nazywam “momentami”. I ci, co mnie znają i śledzą bloga, wiedzą, że znajdzie się ich tu całe mnóstwo! Tak, Tabayka jest #hygge!
#tothemoonandback
Kochamy na wiele sposobów: jak Irlandię, jak bocian żabę, jak nie wiem co… 🙂 Instagram, a w szczególności jego mamuśki kochają (zazwyczaj chodzi o dzieciaki): to the moon and back – na księżyc i z powrotem. Po naszemu: bezgranicznie? 😉 I fajnie oglądać taką miłość bez limitów: oby jej było najwięcej na świecie i najlepiej niech się szerzy “to the sun and back”: astronomicznie rzecz biorąc zawsze to większa odległość, czyli jeszcze więcej miłości! ;-P
Dzisiejszy wykład czysto teoretyczny ze “Słownikiem hashtagów obcych” uważam za zakończony. W kolejnych wpisach: tych wakacyjnych (czyli już niebawem!), zapraszam Was na ciąg dalszy mojego festiwalu hashtagów! Tym razem chciałabym stworzyć cykl, który przybliży Wam wymienione tu „kratki” już nie na instagramowej, a mojej orbicie. Za kratką każdego z nich stanę ja – we własnej osobie. A hashtag będzie robił za rentgen – prześwietli mnie wzdłuż i wszerz. Dzięki temu poznacie mnie na wskroś, bez znieczulenia… I tak zapiszę Wam swoją baykę tłumacząc, co to jest #hygge po mojemu, w moim #ootd, z #childhoodunplugged w kojcu, opowiadając o miłości #tothemoonandback w akompaniamencie #positivevibes! Na wielu czystych kartkach papieru. W kratkę! 🙂
Co to jest #hygge, #ootd i #childhoodunplugged, czyli Słownik hashtagów obcych
Ten, kto mnie śledzi na Instagramie, a w szczególności oglądając moje Instagram Stories, widzi, że roztrzepana ze mnie dusza. Faktycznie staram się obrazować serią moich zdjęć co to jest #hygge, jak Tabayątko spędza swoje #childhoodunplugged i który #ootd przysparza więcej #positivevibes… Trochę mnie tu, zaraz tam, nie usiedzi, na spacer poleci, a wieczorem pizzę zrobi. Cóż, macierzyństwo wyrabia formę 😉 Znasz to? Macierzyństwo rozwija w wielu innych aspektach życia: od rozróżniania kaszki mlecznej i bezmlecznej, po tajemną wiedzę na temat ząbkowania. Znasz to? Bycie mamą rozwija horyzonty te, o których istnienie nigdy wcześniej bym nie podejrzewała żaden ze światów. Ale bycie mamą też cofa. Cofa z pędzącego, ultranowoczesnego świata, który zaskakuje co dnia nowym wynalazkiem, sypie z rękawa nowe słowa, wystawia na wybieg coraz to dziwniejszą kolekcję mody. Znasz to?
Zacofana mama
Przynajmniej ja tak mam. Mam wrażenie, że czasem nie ogarniam. I stan ten się pogłębia z każdym dniem, z którym moja obietnica sięgnięcia po modną gazetę lub szałowy punkt nowej ramówki tv idzie spać razem ze mną. Stan ten trwa, kiedy nie mogę obejrzeć newsów dnia, bo wtedy pora kąpieli, a potem ustawia się cała lista pozostałych priorytetów niecierpiących zwłoki mojego „czasu wolnego” wieczorową porą. I ten stan będzie trwał, bo już teraz na ulicach widzę sprzęty, których nazw tak po ludzku nie znam (widzieliście te takie pseudo deskorolki zmechanizowane, co świecą? ;-P)… A to dopiero początek.
Bądź hashTAK!
Tak, czasem mam wrażenie, że nie ogarniam tego świata. Za to widzę, że coraz częściej świat ogarnia się sam. Przynajmniej ten online. W tym ten instagramowy. Za pomocą hashtagów. Nazywają, katalogują, przywołują, szufladkują rzeczywistość. A ja coraz bardziej lubię ten porządek. I w końcu (jak już je odkryłam i zrozumiałam) bardzo polubiłam hashtagi! Początkowo trzymałam się od nich z daleka, bo okratkowany wyraz wydał mi się mało ponętny. Ale kratka rosła w siłę. Kratka wtargnęła na scenę naszej codzienności i krzyczy do mnie: z facebooka, twittera, billboardów, wiadomości, króluje na instagramie. Kratkę dostawiam i ja: do każdego zdjęcia, które publikuję; do wielu postów, które tworzę. Chaos się ogarnia w grupy. Rozpasany świat się kategoryzuje w obrazy. Moje podwórko wartości buduje swoje zagrody. Wszystko dzięki hashtagowi.
Słownik hashtagów obcych
Dziś przygotowałam dla Was mój własny słownik hashtagów obcych. Ogłaszam festiwal hashtagów! Będą brylować na wybiegu szalonego dziś i wiele aspektów tego dziś objaśniać: z kratką u boku. Dziś skrótowo. Meritum. Dziwnie brzmiąco. Może znajomo? A jeśli obco, to tylko do czasu przeczytania tego wpisu. Scena gotowa! Światła! Start!
#positivevibes
Wszystko, co pozytywne, co cieszy, co budzi dobre myśli, czasem niewidoczne uśmiechy wewnętrznego “w to mi graj!”, czasem widoczne łzy rozrzewnienia lub śmiechu do rozpuku. Każdy wibruje inaczej. Byle pozytywnie. Wibruje od głowy (pomysły, sukcesy, wspomnienia), przez ręce (udane ciasto, niecodzienny obiad, ładne kwiaty na rabatce, dobra książka w dłoniach), po nogi (spacer po lesie, po roztrąbionym miło mieście o zmierzchu, po bulwarach wiślanych, rolki, rower, pląsy na wieczorze tanecznym…). I jeśli przy wirujących nogach pomyślałeś/aś jeszcze o czymś… to już wiesz, jakie to są pozytywne wibracje jakże pozytywnie grzesznej ludzkości! 😉
#childhoodunplugged
Inaczej, w moim tłumaczeniu tego długiego słowa: dzieciństwo bez sznura. Sznura ładowarek! Bez laptopów, tabletów, smartfonów, konsoli i wszystkiego tego, co technika wymyśliła, by w te małe, dziecięce łapki włożyć i nie dać się tak łatwo wyjąć. Dzieciństwo analogowe, odłączone od technologii, pozbawione świecących ekranów, zbliżone do natury: tafli jeziora, łąki, lasu, wakacji u babci. Coraz więcej tak podpisanych zdjęć! Coraz więcej dzieci z kłosem w ręku zamiast iPhone’a; ubrudzonych, zmęczonych tarzaniem po trawie; przesiąkniętych zapachem świeżego powietrza; szczęśliwych, jedzących zwykły (o zgrozo!) biały chleb z masłem i pomidorem, przypruszony piaskiem z piaskownicy.
#ootd
Zdecydowanie wymówienie pełnej nazwy tego jakże popularnego skrótu: “outfit of the day”, zajmuje więcej czasu niż wymyślenie z rana, przed śniadaniem, w jaki ałtfit dziś wskoczyć. Inaczej sprawa ma się wieczorem, gdy trafia się wyjście od wielkiego dzwonu: wtedy mędrkowanie nad dobrą pozycją wyciąganą z szafy może dorównać nawet rozłożeniu powyższego terminu na sylaby i policzeniu, ile ma samo- i spółgłosek. Bo ubiór zajmuje w naszym życiu zdecydowanie bardzo dużo czasu i jeszcze więcej uwagi. Często tak bywa, że więcej tej uwagi jest czyjejś niż naszej. Bo tagując zdjęcie #ootd możemy liczyć na setki serduszek i dziesiątki komentarzy: “skąd, gdzie, kiedy kupiłaś?”. Cóż, #ootd można w wolnym tłumaczeniu zinterpretować jako “oto, w co się dziś ubrałam, patrzcie ludziska!” 🙂
#hygge
Wiecie, że Duńczycy już od kilku dekad są w czołówce najszczęśliwszych narodów na świecie, a w 2016 roku zajęli nawet pierwsze miejsce? Wiecie, że w Danii właśnie (tak, w tej zimnej, małej, skandynawskiej Danii) jest Instytut Badań nad Szczęściem? I co jest główną składową duńskiego szczęścia? Hygge właśnie! Termin ten pojawił się w książce Hygge Marie Tourel Soderberg, a potem na punkcie (i terminu, i książki) świat oszalał! Bo oznacza to nic innego jak czerpanie przyjemności z codzienności: tej przytulnej, bezpiecznej, pełnej bliskich, świec, czekolady, wspólnie spędzanego czasu. To po prostu sztuka cieszenia się z pozornie zwykłych, codziennych czynności, spotkań, miejsc. Ja to nazywam “momentami”. I ci, co mnie znają i śledzą bloga, wiedzą, że znajdzie się ich tu całe mnóstwo! Tak, Tabayka jest #hygge!
#tothemoonandback
Kochamy na wiele sposobów: jak Irlandię, jak bocian żabę, jak nie wiem co… 🙂 Instagram, a w szczególności jego mamuśki kochają (zazwyczaj chodzi o dzieciaki): to the moon and back – na księżyc i z powrotem. Po naszemu: bezgranicznie? 😉 I fajnie oglądać taką miłość bez limitów: oby jej było najwięcej na świecie i najlepiej niech się szerzy “to the sun and back”: astronomicznie rzecz biorąc zawsze to większa odległość, czyli jeszcze więcej miłości! ;-P
Dzisiejszy wykład czysto teoretyczny ze “Słownikiem hashtagów obcych” uważam za zakończony. W kolejnych wpisach: tych wakacyjnych (czyli już niebawem!), zapraszam Was na ciąg dalszy mojego festiwalu hashtagów! Tym razem chciałabym stworzyć cykl, który przybliży Wam wymienione tu „kratki” już nie na instagramowej, a mojej orbicie. Za kratką każdego z nich stanę ja – we własnej osobie. A hashtag będzie robił za rentgen – prześwietli mnie wzdłuż i wszerz. Dzięki temu poznacie mnie na wskroś, bez znieczulenia… I tak zapiszę Wam swoją baykę tłumacząc, co to jest #hygge po mojemu, w moim #ootd, z #childhoodunplugged w kojcu, opowiadając o miłości #tothemoonandback w akompaniamencie #positivevibes! Na wielu czystych kartkach papieru. W kratkę! 🙂