Rozróżniam dokładnie 3 typy uśmiechu u mojej córeczki. I jest taki jeden z nich, dzięki któremu nie pytam czy, ale jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka. W domu albo w ogrodzie. W tym roku: zamiauczało!
Jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka?
Z pomysłem! Co to znaczy? Wcale nie oznacza to wynajęcia knajpy dla dwulatka. Choć akurat ten wpis, te pomysły i ta zasada dotyczyć może także imprezy dla trzy-, cztero- czy pięciolatka. Nie musi kosztować milionów monet. Nie oznacza sproszenia tabunów ciotek i niewidzianych od ubiegłego roku wujków. Z pomysłem – znaczy tak, żeby uaktywnić ten trzeci typ uśmiechu: u dziecka i u siebie. U nas – właściwie to jego blask odbity 😉
Bo rozróżniam dokładnie trzy typu uśmiechu mojej córeczki. Pierwszy: spontaniczny rechot. Uaktywnia się zazwyczaj wywołany impulsem… gilgotania właśnie, drapania po pleckach, strojenia wspólnie głupich min albo wskoczenia do baseniku pełnego wody i ulubionych zabawek. Drugi: szelmowski podryw. Wtedy zazwyczaj mruży słodko oczka i spogląda zalotnie, szczerzy swoje królicze ząbki: jak coś chce, albo jak okazuje (świadomie, tylko po swojemu) wdzięczność, albo chce zaczepić. I trzeci: ten, którego nie widać do końca na buzi, ale tkwi na dobre, tak głęboko… w roześmianych oczach.
Wszystko za jeden uśmiech
I o ten trzeci uśmiech tutaj chodzi. Wtedy mój własny świeci jego blaskiem odbitym: na buzi i w sercu. I wtedy właśnie, gdy ktoś pyta dlaczego chce mi się wymyślać (nawet w ósmym miesiącu ciąży), jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka, ze spokojem odpowiadam: dla wspomnień. Mimo, że jest spora szansa, że moja córka nie będzie w stanie jeszcze zapamiętać wydarzeń minionego weekendu, one zostaną: w opowiadaniach, na zdjęciach, filmikach.
Życie jest za krótkie na byle jakie urodziny!
I tu Was nie zaskoczę! Moje “żyj to za mało, celebruj!” nie jest tylko blogowym sloganem mającym na celu podbijać statystyki. To zupełnie ten sam nurt życiowy, jaki wyznaję: dlatego jako Mama urządziłam już (w moim mniemaniu)wyjątkowe chrzciny, imprezę na roczek i jestem dalej pierwsza w wymyślaniu i przygotowaniach imprez wszelkich: buduję w ten sposób własną fabrykę wspomnień. I mam wrażenie, że wtedy… zatrzymuję choć na chwilę ten pędzący, nieokiełzany czas. Robię stopklatkę.
Przecież… Dopiero co nasłuchiwalam jej pierwszego krzyku… Dziś niejednokrotnie mam go dość. Dopiero co mały dzióbek szukał piersi tryskającej mlekiem, dziś wcina z nami brukselkę. Dopiero co trzeba było owijać szczelnie w otulacz, żeby nie budziły ją jeszcze nieskoordynowane ręce i nogi. Dziś na rękach owijamy pierwsze kolorowe tatuaże, a na nogach plasterki w pingwiny, co “dmuchają” potłuczone kolana. Dopiero co drżałam o każdy malutki oddech podczas przedłużających się drzemek.
Dziś sama łapię oddech, jak przytrafi nam się kilka minut drzemki podczas dnia, podczas której moje dziecko nie śpi. Ono się ładuje. Dopiero co… nie wierzyłam, że dane mi będzie zostać Mamą.
Dziś jestem przy córce dmuchającej świeczkę z cyfrą 2… I tak jak będę przy niej i kolejnej świeczce co roku, szepcąc w myślach tylko jedno życzenie: “Miej fajne życie, Córuś” 🙂
Jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka w domu lub w ogrodzie?
Wybrać motyw przewodni:
Gdy zastanawiałam się kilka tygodni wcześniej, jak zorganizować przyjęcie dla dziecka, jaki motyw przewodni wybrać, przyznaję: doceniłam fakt, że w wybór ten nikt mi się jeszcze nie wtrącał. Ale inspiracji szukałam w gustach córki. W zeszłym roku było podobnie: padło na pandę, bo to była jej pierwsza ukochana maskotka i do dzisiaj dzielimy dom z małą fanką pand! W tym roku motywem przewodnim były koty! Bo “miau” i “kot” to jedne z jej pierwszych wypowiedzianych słów i fascynacja wszelkimi kotami sąsiadów, przybłędów albo obrazkowych z książeczek – trwa! Za rok zapewne już nie będzie tak łatwo: to pewnie z każdym dniem coraz bardziej kreatywna i elokwentniejsza główka sobie zażyczy imprezę a la “Psi patrol” albo “Frozen” albo bóg-jeden-wie, co tam jeszcze marketing dziecięcy wymyśli.
Goście:
Umówmy się, impreza urodzinowa dziecka jest przede wszystkim dla… dziecka! Zatem na pewno nie ucieszą go tak samo babcie, dziadkowie i ciocie jak… inne dzieci! U nas w tym roku priorytetem było właśnie zaproszenie dzieci – w różnym wieku, z którymi niekoniecznie widuje się na co dzień. Wspomnienia się budowały nie tylko dla samej jubilatki, ale też dla jej małych gości. Interakcje – uczyły. A więzi między nimi – zacieśniały. Dla co najmniej tych dwóch ostatnich powodów – dzieci miały swój osobny stół i swoją przestrzeń do zabawy – pod nadzorem, ale nie przy samych dorosłych.
Menu:
Tu na uwadze trzeba mieć dwie sprawy: potrzeby dzieci i ich bezpieczeństwo. Dlatego zważywszy, że są dzieci nauczone i przyzwyczajone do wyłącznie zdrowych przekąsek – o takie zawsze warto zadbać. Na naszym stole dziecięcych smaków pojawiła się sałatka z żółtego sera, ananasa i winogrona oraz inne owoce. Ale także chcąc nie chcąc są też dzieci, które tolerują wyłącznie te mniej zdrowe przysmaki (szczególnie na imprezach) i o nich też musimy pamiętać. Dla nich stanęły ciastka i popcorn – miały wzięcie 😉 Wszystkie podniebienia miała pogodzić neutralna, domowa (zatem zdrowa) pizza margherita!
Na deser rzecz jasna: wjechał tort! Tort-kot! I kiełbaski z grilla. I to menu było przewidziane dla małych i dużych!
W kwestii bezpieczeństwa: szaszłyki z owoców lub mięsne pojawiły się tylko na stole dla dorosłych. Ostre patyczki nie powinny być w zasięgu małych rączek. A pierwotnie miałam też pomysł kolorowych szaszłyczków dla dzieci.
Wystrój:
Można było olać, pewnie! Przecież zawsze wystarczy kilka balonów 🙂 Ale w tym roku mnie natchnęło i w planach, jak zorganizować urodziny dziecka przewidziałam iście koci wystrój, żeby… zrobił atmosferę. Ale że czas i siły ograniczone, wybrałam strojenie w naprawdę prostym i niskobudżetowym stylu. Do balonów i lampionów ogrodowych przypięliśmy nos i kocie wąsy wycięte z bristolu. Podobne wycinanki przygotowaliśmy do talerzyków i kubeczków: dokleiliśmy kocie uszy, a wąsy domalowaliśmy flamastrem. Słomki na stole dziecięcym ozdobiliśmy zwykłym postitem z napisem “miau”. A cały koci motyw spięliśmy klamrą-transparentem w kształcie buzi kota wyciętej z bristolu, z napisem: “2 latka Anielki”. Wokół niej wycięte kocie łapki głosiły kilka ostatnich osiągnięć naszej jubilatki.
Oczywiście musiał być też balon przewodni informujący, które to urodziny 😉 I serwetki, talerzyki, kubeczki w “niegryzący się”, a wspólnie miauczący motyw.
I my sami: jubilatka i jej rodzice też miauczeliśmy – strojem! Każdy z nas ubrał coś z motywem kota 🙂
Zabawy:
To punkt obowiązkowy każdej naszej imprezy. Rozkręca wstydliwych, animuje znudzonych, przełącza imprezę ze wstępu na główny tor. Skoro kocia impreza, to kocie zabawy!
Były:
“Kot w butach”, czyli skoki w workach z przeszkodami
“Nie kupuj kota w worku”, czyli zgadywanie jaki przedmiot/zabawka ukryty był w nietransparentnym worku
“W chowanego”, gdzie każde dziecko miało swoją maskotkę kota do ukrycia, a inni mieli za zadanie ją odnaleźć w sporym ogrodzie, przy podpowiedziach “ciepło/zimno”
“Kocie łapki”: robienie odcisków dłoni pomalowanych farbą na bristolu – na pamiątkę i dla zabawy
A nasza Nela… biegając po ogrodzie za rączki co chwila to z innymi dziećmi, zmęczona, ale szczęśliwa, miała ten tylko nam odgadniony uśmiech w oczach! Było warto 🙂
Kocie party! Czyli jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka z pomysłem!
Rozróżniam dokładnie 3 typy uśmiechu u mojej córeczki. I jest taki jeden z nich, dzięki któremu nie pytam czy, ale jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka. W domu albo w ogrodzie. W tym roku: zamiauczało!
Jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka?
Z pomysłem! Co to znaczy? Wcale nie oznacza to wynajęcia knajpy dla dwulatka. Choć akurat ten wpis, te pomysły i ta zasada dotyczyć może także imprezy dla trzy-, cztero- czy pięciolatka. Nie musi kosztować milionów monet. Nie oznacza sproszenia tabunów ciotek i niewidzianych od ubiegłego roku wujków. Z pomysłem – znaczy tak, żeby uaktywnić ten trzeci typ uśmiechu: u dziecka i u siebie. U nas – właściwie to jego blask odbity 😉
Bo rozróżniam dokładnie trzy typu uśmiechu mojej córeczki. Pierwszy: spontaniczny rechot. Uaktywnia się zazwyczaj wywołany impulsem… gilgotania właśnie, drapania po pleckach, strojenia wspólnie głupich min albo wskoczenia do baseniku pełnego wody i ulubionych zabawek. Drugi: szelmowski podryw. Wtedy zazwyczaj mruży słodko oczka i spogląda zalotnie, szczerzy swoje królicze ząbki: jak coś chce, albo jak okazuje (świadomie, tylko po swojemu) wdzięczność, albo chce zaczepić. I trzeci: ten, którego nie widać do końca na buzi, ale tkwi na dobre, tak głęboko… w roześmianych oczach.
Wszystko za jeden uśmiech
I o ten trzeci uśmiech tutaj chodzi. Wtedy mój własny świeci jego blaskiem odbitym: na buzi i w sercu. I wtedy właśnie, gdy ktoś pyta dlaczego chce mi się wymyślać (nawet w ósmym miesiącu ciąży), jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka, ze spokojem odpowiadam: dla wspomnień. Mimo, że jest spora szansa, że moja córka nie będzie w stanie jeszcze zapamiętać wydarzeń minionego weekendu, one zostaną: w opowiadaniach, na zdjęciach, filmikach.
Życie jest za krótkie na byle jakie urodziny!
I tu Was nie zaskoczę! Moje “żyj to za mało, celebruj!” nie jest tylko blogowym sloganem mającym na celu podbijać statystyki. To zupełnie ten sam nurt życiowy, jaki wyznaję: dlatego jako Mama urządziłam już (w moim mniemaniu) wyjątkowe chrzciny, imprezę na roczek i jestem dalej pierwsza w wymyślaniu i przygotowaniach imprez wszelkich: buduję w ten sposób własną fabrykę wspomnień. I mam wrażenie, że wtedy… zatrzymuję choć na chwilę ten pędzący, nieokiełzany czas. Robię stopklatkę.
Przecież… Dopiero co nasłuchiwalam jej pierwszego krzyku… Dziś niejednokrotnie mam go dość. Dopiero co mały dzióbek szukał piersi tryskającej mlekiem, dziś wcina z nami brukselkę. Dopiero co trzeba było owijać szczelnie w otulacz, żeby nie budziły ją jeszcze nieskoordynowane ręce i nogi. Dziś na rękach owijamy pierwsze kolorowe tatuaże, a na nogach plasterki w pingwiny, co “dmuchają” potłuczone kolana. Dopiero co drżałam o każdy malutki oddech podczas przedłużających się drzemek.
Dziś sama łapię oddech, jak przytrafi nam się kilka minut drzemki podczas dnia, podczas której moje dziecko nie śpi. Ono się ładuje. Dopiero co… nie wierzyłam, że dane mi będzie zostać Mamą.
Dziś jestem przy córce dmuchającej świeczkę z cyfrą 2… I tak jak będę przy niej i kolejnej świeczce co roku, szepcąc w myślach tylko jedno życzenie: “Miej fajne życie, Córuś” 🙂
Jak urządzić przyjęcie urodzinowe dla dziecka w domu lub w ogrodzie?
Wybrać motyw przewodni:
Gdy zastanawiałam się kilka tygodni wcześniej, jak zorganizować przyjęcie dla dziecka, jaki motyw przewodni wybrać, przyznaję: doceniłam fakt, że w wybór ten nikt mi się jeszcze nie wtrącał. Ale inspiracji szukałam w gustach córki. W zeszłym roku było podobnie: padło na pandę, bo to była jej pierwsza ukochana maskotka i do dzisiaj dzielimy dom z małą fanką pand! W tym roku motywem przewodnim były koty! Bo “miau” i “kot” to jedne z jej pierwszych wypowiedzianych słów i fascynacja wszelkimi kotami sąsiadów, przybłędów albo obrazkowych z książeczek – trwa! Za rok zapewne już nie będzie tak łatwo: to pewnie z każdym dniem coraz bardziej kreatywna i elokwentniejsza główka sobie zażyczy imprezę a la “Psi patrol” albo “Frozen” albo bóg-jeden-wie, co tam jeszcze marketing dziecięcy wymyśli.
Goście:
Umówmy się, impreza urodzinowa dziecka jest przede wszystkim dla… dziecka! Zatem na pewno nie ucieszą go tak samo babcie, dziadkowie i ciocie jak… inne dzieci! U nas w tym roku priorytetem było właśnie zaproszenie dzieci – w różnym wieku, z którymi niekoniecznie widuje się na co dzień. Wspomnienia się budowały nie tylko dla samej jubilatki, ale też dla jej małych gości. Interakcje – uczyły. A więzi między nimi – zacieśniały. Dla co najmniej tych dwóch ostatnich powodów – dzieci miały swój osobny stół i swoją przestrzeń do zabawy – pod nadzorem, ale nie przy samych dorosłych.
Menu:
Tu na uwadze trzeba mieć dwie sprawy: potrzeby dzieci i ich bezpieczeństwo. Dlatego zważywszy, że są dzieci nauczone i przyzwyczajone do wyłącznie zdrowych przekąsek – o takie zawsze warto zadbać. Na naszym stole dziecięcych smaków pojawiła się sałatka z żółtego sera, ananasa i winogrona oraz inne owoce. Ale także chcąc nie chcąc są też dzieci, które tolerują wyłącznie te mniej zdrowe przysmaki (szczególnie na imprezach) i o nich też musimy pamiętać. Dla nich stanęły ciastka i popcorn – miały wzięcie 😉 Wszystkie podniebienia miała pogodzić neutralna, domowa (zatem zdrowa) pizza margherita!
Na deser rzecz jasna: wjechał tort! Tort-kot! I kiełbaski z grilla. I to menu było przewidziane dla małych i dużych!
W kwestii bezpieczeństwa: szaszłyki z owoców lub mięsne pojawiły się tylko na stole dla dorosłych. Ostre patyczki nie powinny być w zasięgu małych rączek. A pierwotnie miałam też pomysł kolorowych szaszłyczków dla dzieci.
Wystrój:
Można było olać, pewnie! Przecież zawsze wystarczy kilka balonów 🙂 Ale w tym roku mnie natchnęło i w planach, jak zorganizować urodziny dziecka przewidziałam iście koci wystrój, żeby… zrobił atmosferę. Ale że czas i siły ograniczone, wybrałam strojenie w naprawdę prostym i niskobudżetowym stylu. Do balonów i lampionów ogrodowych przypięliśmy nos i kocie wąsy wycięte z bristolu. Podobne wycinanki przygotowaliśmy do talerzyków i kubeczków: dokleiliśmy kocie uszy, a wąsy domalowaliśmy flamastrem. Słomki na stole dziecięcym ozdobiliśmy zwykłym postitem z napisem “miau”. A cały koci motyw spięliśmy klamrą-transparentem w kształcie buzi kota wyciętej z bristolu, z napisem: “2 latka Anielki”. Wokół niej wycięte kocie łapki głosiły kilka ostatnich osiągnięć naszej jubilatki.
Oczywiście musiał być też balon przewodni informujący, które to urodziny 😉 I serwetki, talerzyki, kubeczki w “niegryzący się”, a wspólnie miauczący motyw.
I my sami: jubilatka i jej rodzice też miauczeliśmy – strojem! Każdy z nas ubrał coś z motywem kota 🙂
Zabawy:
To punkt obowiązkowy każdej naszej imprezy. Rozkręca wstydliwych, animuje znudzonych, przełącza imprezę ze wstępu na główny tor. Skoro kocia impreza, to kocie zabawy!
Były:
A nasza Nela… biegając po ogrodzie za rączki co chwila to z innymi dziećmi, zmęczona, ale szczęśliwa, miała ten tylko nam odgadniony uśmiech w oczach! Było warto 🙂