Czasem jedynym sposobem na życie matki, żony i blogerki jest trzymanie się z nim… na dystans!
Mam beznadziejną nazwę bloga! No bo kto w dzisiejszych czasach wierzy w bajki?! Ale lubię tę nazwę. Pochodzi od mojego nazwiska. I jest co najmniej jedną literą zanurzona w mojej filozofii.
“Robię coraz lepsze zdjęcia” – nie aparatem, a długopisem. Bo ciągle tajemną sztukę fotografii odkładam na… kolejny weekend.
Mam smoka, tzn. Instagrama i… ciągle waham się go użyć! A tak naprawdę, to nie mam ochoty stawiać serduszek albo statusów kopiuj-wklej typu “ekstra fota!” pod innymi zdjęciami, tylko dlatego by mnie algorytmy tegoż ustrojstwa zauważyły. Za to jak serduszkuję i komentuję (rzadko!) – to od serca!
Nie mam czasu układać martwych pejzaży z szalików, koralików i kwiatów na moim stole i stawać na krześle, by zrobić im zdjęcie. Choć czasem daję się ponieść przypływowi tej zupełnie niezrozumiałej, acz miłej kreatywności.
Nie lubię dopasowywać kadrów mojego chaotycznego życia do kadrów niechaotycznej estetyki mediów społecznościowych. Lubię, jak zdarza się na odwrót: że jest tak ładnie, schludnie i inspirująco, że aż się prosi o fotkę, a fotka się prosi, żeby puścić ją dalej 😉
Nie pokazuję twarzy mojej córeczki. Choć uwielbiam oglądać inne słodziaki w parentingowych internetach. Taki jest póki co mój wybór i się go trzymam. Może Ci kiedyś o tym napiszę więcej.
Lubię intrygować, ale nie oszukiwać i kraść. W tytułach moich wpisów znajdziesz grę słów, w tekstach – fabularny twist; ale nie znajdziesz kłamstwa, które zaczyna kraść Twój czas tabloidowym klikbajtem, który w ogóle Cię nie interesuje.
Nie jestem grafikiem, copywriterem, polonistą, nigdy nie pracowałam w mediach, ani w dziale marketingu i PR, i nie mam całej masy wiedzy jak tworzyć viralowe memy, jak i profesjonalny fanpage. Nie mam pojęcia, jak robić to samej. Nie mam kasy, żeby to komuś zlecić. Nie mam miłosiernych wolontariuszy.
Zamiast szpikować tekst technikaliami pod SEO, wypycham go… emocją.
Nie widzisz każdego mojego sushi, ani randki w kinie albo przypalonego mielonego. Nie relacjonuję każdej sekundy mojego życia: Big Brother już był i kiepsko skończył… Wolę nie dać się podglądać, a inspirować… 🙂
Zdarza się, że piszę na tematy smutne i trudne. A łzy przecież tak kiepsko się sprzedają.
Nie zawsze jadam na śniadanie kolorowo-owocową jaglankę; rzadko piję koktajl ze słoika ze słomką; a w mojej kawie rzadko pływają marshmallowsy…
Nie wpuszczam Was do mojej wanny, łóżka i na porodówkę 😉
Brak mi w moim motto przewodnim bloga słów: “nietypowa”, “jedyna w swoim rodzaju”, “niecodzienna” – jestem typowa, milionowa w swoim rodzaju i absolutnie codzienna; bywam… unikatowa.
Nie pytam na fanpage: “ile ważyły Wasze noworodki?”, “jak miały na imię Wasze dzieci?”, żeby podbić zasięgi. Sobie. Nie dzieciom.
Nie jestem blogerką parentingową, bo mam tylko jedno dziecko i do tego ledwo ponad roczne. Zwyczajnie nie znam się na odpieluchowywaniu, zapisach do przedszkola i buncie dwulatka. Jeszcze? 😛
Oczywiście, że zawsze planuję posty. Oczywiście, że nigdy tych planów się nie trzymam.
Kiedy możesz mi powiedzieć: “nigdy nie mów nigdy”? Kiedy założę youtube’a. Wiem, że teraz tak trzeba. Ale nienawidzę swojego głosu!
Blogowanie to sztuka życia. Tak, zgadza się. Polega głównie na tym, by walczyć ze swoim wewnętrznym pejczem, by w każdej wolnej chwili nie odpalać telefonu lub laptopa.
Tekstów nie poprawiam. Za wszelkie korekty odpowiada mąż. Grozi to dwoma finałami: albo się rozwiedziemy, albo… wyśle mnie na przymusowy kurs interpunkcji!
I ja się pytam… w takim razie: co Ty tu jeszcze robisz, mój kochany, wierny (przynajmniej do końca tego tekstu), Czytelniku? 😉
Stały lub nowy czytelniku – zostań. Jak widzisz, dzieje się sporo “pomimo”, “wbrew”, “mimo wszystko”. Będzie wesoło!
Zaawansowany blogerze – uśmiechnij się… z dystansem! 😉
Początkujący blogerze – postępuj dokładnie na odwrót! 😀
20 powodów, dla których jestem beznadziejną blogerką!
Czasem jedynym sposobem na życie matki, żony i blogerki jest trzymanie się z nim… na dystans!
I ja się pytam… w takim razie: co Ty tu jeszcze robisz, mój kochany, wierny (przynajmniej do końca tego tekstu), Czytelniku? 😉
Stały lub nowy czytelniku – zostań. Jak widzisz, dzieje się sporo “pomimo”, “wbrew”, “mimo wszystko”. Będzie wesoło!
Zaawansowany blogerze – uśmiechnij się… z dystansem! 😉
Początkujący blogerze – postępuj dokładnie na odwrót! 😀