Często wybór jest oczywisty: albo wracasz do pracy, do biura po macierzyńskim, albo ryzykujesz wszystko: zaczynasz coś swojego – z domu, z kawiarni, z bawialni… A jest jeszcze półśrodek: spełniać swoje marzenie o własnym biznesie i testować ten pomysł bez… skakania na głęboką wodę. Da się?
Dziś rozmawiam z Marią Turzyńską: Mamą, pracownikiem warszawskiej korpo, założycielką marki Hokey Pokey dającej… uśmiech dzieciom 😉
1. Przed macierzyńskim: kim byłaś zawodowo i jak bardzo czułaś się spełniona w tym, co robisz?
Przed urlopem macierzyńskim pracowałam na etacie w państwowej firmie. Zajmowałam się audytem wewnętrznym. Zajęcie o tyle ciekawe, że każde zadanie jest inne, więc nie wkradała się nuda i rutyna. Za każdym razem trzeba było wpaść na pomysł, jak ugryźć dany temat. Jednak rutyna pojawiła się po dwóch latach, kiedy porządek jednego dnia przypominał poprzedni. Brak elastyczności w gospodarowaniu własnym czasem, planowaniu pracy, wolności w podejmowaniu decyzji, ograniczony urlop.
Wydaje mi się, że każdy człowiek ceniący sobie w dużym stopniu swoją wolność i niezależność, w pewnym momencie będąc na etacie, zaczyna się ‘dusić’. Wtedy powstał (niestety dość krótko trwający) projekt kocyków dla dzieci. Były one szyte w łódzkiej dziewiarni i miały piękne, kolorowe wzory. Projekt skończył się po sprzedaniu właściwie jednej partii. Jego początek miał miejsce jeszcze przed urlopem macierzyńskim. Zabrakło przy nim wytrwałości, motywacji i skuteczności działania.
2. Jak wspominasz sam urlop macierzyński? Pełen luz czy już kiełkowała myśl o prowadzeniu własnej firmy?
Sam urlop macierzyński był istną sielanką. Dziecko zdrowe, po trzech miesiącach kolki, bardzo spokojne. Zosia dobrze jadła, dużo spała i nie była bardzo wymagająca, wystarczyło tylko być w zasięgu jej wzroku. Najpierw obydwie cieszyłyśmy się nieograniczoną wolnością. Wsiadałyśmy w samochód i jeździłyśmy w różne ciekawe miejsca: na basen, na zakupy, spacerowałyśmy po wszystkich parkach w Warszawie. Zosia spędzała dużo czasu ze swoją przyjaciółką, rówieśniczką. Pierwsze wakacje spędziłyśmy w Stanach, całe 5 tygodni, a po powrocie nadal miałyśmy mnóstwo czasu dla siebie. W takich okolicznościach, naprawdę ciężko jest myśleć o powrocie do pracy na etacie. Tak naprawdę taki scenariusz nie mieści się w głowie.
3. Skąd pomysł właśnie na Hokey Pokey i asortyment, jaki oferuje? Pamiętasz dokładnie ten moment olśnienia, że będziesz szyć pluszaki z potencjałem?
Czas leci, wszystko ładnie pięknie, ale w pewnej chwili czegoś jednak zaczyna brakować, a tym czymś jest twórcze zajęcie, chęć robienia dla kogoś czegoś wyjątkowego.
Przy okazji różnych problemów, jakie pojawiały się na drodze młodej mamy, pojawiło się również odczucie braku czasu dla siebie, zmęczenie. Stąd powstał pomysł stworzenia zabawki, która będzie zajmowała Malucha, dzięki swojej interaktywności, zastąpi smartfona i przy okazji da chwilę wytchnienia rodzicom. Pomysł zrodziła potrzeba. Pomysłem była zabawka, która mogłaby zastąpić obecność i bliskość rodzica chociaż na 15 minut.
Już przy pierwszym projekcie Hokey Pokey, tj. przy kocykach dla dzieci z kolekcji Bonbon, zaświtał mi pomysł wkomponowania w nie modułu dźwiękowego ułatwiającego dziecku zasypianie. Jednak napotkane po drodze problemy techniczne sprawiły, że pomysł powędrował z powrotem na półkę.
4. Znałaś się na tym wcześniej? Miałaś w tej dziedzinie jakieś doświadczenia? Szukałaś ludzi?
W pewnym momencie do jednoosobowego zespołu dołączyła energiczna koleżanka, która nie bała się podjęcia wspólnego wyzwania. Umówiła spotkanie z łódzką projektantką zabawek, która po skonsultowaniu się z nami, stwierdziła, że pomysł można jak najbardziej zrealizować, z tym że nie w dziewiarni czy szwalni (tak jak było w przypadku kocyków), ale ręcznie!!! Do projektu dołączył również polski producent modułów dźwiękowych, pisarka bajek i wspaniały lektor o ciepłym głosie. Przy takim zespole zrodziło się w nas silne odczucie, że tego projektu nie można odpuścić. To był jednak dopiero początek naszej drogi…
5. Początki… Co jest najtrudniejsze? Biurokracja, tworzenie produktów, sprzedaż?
Kiedyś mój mąż mi powiedział, że własny biznes to ciągłe rozwiązywanie problemów. No i się zaczęło ☺
Właściwie nie było obszaru, w którym byśmy ich nie napotkały. Jedyną dziedziną, z jaką naprawdę obecnie w Polsce nie ma większych problemów, jest zdobycie dobrych gatunkowo polskich materiałów i dodatków. Wybór jest niesamowity zarówno pod względem gatunku, jak i koloru. Chwilami aż trudno się zdecydować.
Pierwsze moduły, które do nas dotarły okazały się wadliwe, musiałyśmy szukać innego producenta. Po jakimś czasie udało się. Kolejny problem pojawił się z osobą odpowiedzialną za szycie zabawek; ciągle miałyśmy jakieś zastrzeżenia i to do tego stopnia, że zaczęłyśmy się zastanawiać, czy to z nami jest coś nie tak i przeprowadzamy zbyt restrykcyjną kontrolę jakości czy rzeczywiście jest się o co czepiać.
W końcu, zupełnie przypadkowo trafiłyśmy na osobę, która ma fach w ręku i potrafi szyć zgodnie z wykrojem, starannie. Niby jasna sprawa, ale niestety nie z wszystkimi wykonawcami tak jest.
Przeprawę miałyśmy również przy pierwszej sesji produktów. Niestety nie spełniła naszych oczekiwań. Wreszcie udało się nawiązać współpracę z profesjonalnym fotografem z polecenia. Bez jego zdjęć nasza strona nie byłaby taka sama.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że do wszystkiego, co było związane z samym produktem lub z kwestiami związanymi z prowadzeniem firmy, musiałyśmy podchodzić dwa razy.
Bywały chwile zwątpienia, nerwy i niepokój, że chyba nie damy rady, że chyba jednak nic z tego nie będzie. Mimo wszystko nie poddałyśmy się, bo wierzyłyśmy i nadal wierzymy w potencjał i szerokie możliwości naszych zabawek.
Ponadto wszyscy, którzy śledzili nasze poczynania, wspierali nas i zapewniali, że Leśna Banda na pewno spodoba się i dzieciom i rodzicom.
Jeśli chcecie pomóc Marysi się rozwijać, a Waszym Maluchom sprawić leśną niespodziankę, wskakujcie na ich fanpage, instagram lub sklep!
6. Co teraz wydaje się Wam być ciągle najtrudniejsze?
Jak już udało nam się dopiąć wszystko na ostatni guzik, nastał wielki dzień premiery w Internecie. Bardzo się denerwowałyśmy, bo nie wiedziałyśmy, jak świat zareaguje na naszych Leśnych Przyjaciół.
I tak od tego wielkiego dnia premiery, zaczęła się nasza nowa przygoda pod hasłem ‘marketing’. Trwa do dziś i będzie z nami przez długi czas. Jest trudno z dotarciem do nowych klientów, sprawić, żeby świat o naszych misiach usłyszał bez inwestowania milionów monet w reklamy. Na szczęście idzie nam coraz lepiej. Najpierw Rodzice, a potem dzieci odkrywają nasze misie. Dzięki dzieciom wiemy, że nasza praca naprawdę ma sens, a nie ląduje jak suchy raport audytowy w szufladzie… Dlatego właśnie ten mój biznes jest biznesem marzeń – zawsze marzyłam by dedykować coś radości… dzieci 🙂
7. A co sprawia Ci największą satysfakcję?
Największą satysfakcję i radość sprawiają mi zdjęcia uśmiechniętych dzieci słuchających bajek opowiadanych przez zwierzaki z Leśnej Bandy. Dużą przyjemność sprawia mi również pomoc Zosi w pakowaniu paczek dla kolegów i koleżanek z całej Polski oraz jej uczestnictwo w sesjach zdjęciowych. Ona jest moim najlepszym recenzentem.
8. Jak wygląda dzień w Twoim wydaniu biznesmamy?
Pogodzenie pracy na etacie, opieki nad dzieckiem, domem i prowadzeniem własnego biznesu nie jest rzeczą łatwą. Często koło godziny 21:00 zastanawiam się, dlaczego doba ma tylko 24h. Grafik jest mocno napięty od poniedziałku do piątku, jednak w weekendy rekompensują trudy i niedospanie z tygodnia. Tak naprawdę dzięki dobrej organizacji, wiele rzeczy można pogodzić.
10. Co byś chciała jeszcze powiedzieć młodym Mamom, które szukają pomysłu dla siebie, by nie być tylko… Mamą?
Innym Mamom chciałabym powiedzieć, że macierzyństwo to wspaniała przygoda, jednak nie wyklucza przeżycia innych. I da się je ze sobą pogodzić. Zawsze do końca trzeba wierzyć w swój sukces, niepowodzenia powinny być motywacją, a nie prowadzić do rezygnacji z pomysłów i marzeń.
Jestem mamą, pracuję na etacie i prowadzę własny biznes marzeń
Często wybór jest oczywisty: albo wracasz do pracy, do biura po macierzyńskim, albo ryzykujesz wszystko: zaczynasz coś swojego – z domu, z kawiarni, z bawialni… A jest jeszcze półśrodek: spełniać swoje marzenie o własnym biznesie i testować ten pomysł bez… skakania na głęboką wodę. Da się?
1. Przed macierzyńskim: kim byłaś zawodowo i jak bardzo czułaś się spełniona w tym, co robisz?
Przed urlopem macierzyńskim pracowałam na etacie w państwowej firmie. Zajmowałam się audytem wewnętrznym. Zajęcie o tyle ciekawe, że każde zadanie jest inne, więc nie wkradała się nuda i rutyna. Za każdym razem trzeba było wpaść na pomysł, jak ugryźć dany temat. Jednak rutyna pojawiła się po dwóch latach, kiedy porządek jednego dnia przypominał poprzedni. Brak elastyczności w gospodarowaniu własnym czasem, planowaniu pracy, wolności w podejmowaniu decyzji, ograniczony urlop.
Wydaje mi się, że każdy człowiek ceniący sobie w dużym stopniu swoją wolność i niezależność, w pewnym momencie będąc na etacie, zaczyna się ‘dusić’. Wtedy powstał (niestety dość krótko trwający) projekt kocyków dla dzieci. Były one szyte w łódzkiej dziewiarni i miały piękne, kolorowe wzory. Projekt skończył się po sprzedaniu właściwie jednej partii. Jego początek miał miejsce jeszcze przed urlopem macierzyńskim. Zabrakło przy nim wytrwałości, motywacji i skuteczności działania.
Jesteś Mamą u progu lub w trakcie realizacji swojego biznesu? Dołącz do DARMOWEGO WYZWANIA: “KLIENCIE, GDZIE JESTEŚ?” i zgarnij bonusy (planer postów w social mediach) za zapis:
2. Jak wspominasz sam urlop macierzyński? Pełen luz czy już kiełkowała myśl o prowadzeniu własnej firmy?
Sam urlop macierzyński był istną sielanką. Dziecko zdrowe, po trzech miesiącach kolki, bardzo spokojne. Zosia dobrze jadła, dużo spała i nie była bardzo wymagająca, wystarczyło tylko być w zasięgu jej wzroku. Najpierw obydwie cieszyłyśmy się nieograniczoną wolnością. Wsiadałyśmy w samochód i jeździłyśmy w różne ciekawe miejsca: na basen, na zakupy, spacerowałyśmy po wszystkich parkach w Warszawie. Zosia spędzała dużo czasu ze swoją przyjaciółką, rówieśniczką. Pierwsze wakacje spędziłyśmy w Stanach, całe 5 tygodni, a po powrocie nadal miałyśmy mnóstwo czasu dla siebie. W takich okolicznościach, naprawdę ciężko jest myśleć o powrocie do pracy na etacie. Tak naprawdę taki scenariusz nie mieści się w głowie.
3. Skąd pomysł właśnie na Hokey Pokey i asortyment, jaki oferuje? Pamiętasz dokładnie ten moment olśnienia, że będziesz szyć pluszaki z potencjałem?
Czas leci, wszystko ładnie pięknie, ale w pewnej chwili czegoś jednak zaczyna brakować, a tym czymś jest twórcze zajęcie, chęć robienia dla kogoś czegoś wyjątkowego.
Przy okazji różnych problemów, jakie pojawiały się na drodze młodej mamy, pojawiło się również odczucie braku czasu dla siebie, zmęczenie. Stąd powstał pomysł stworzenia zabawki, która będzie zajmowała Malucha, dzięki swojej interaktywności, zastąpi smartfona i przy okazji da chwilę wytchnienia rodzicom. Pomysł zrodziła potrzeba. Pomysłem była zabawka, która mogłaby zastąpić obecność i bliskość rodzica chociaż na 15 minut.
Już przy pierwszym projekcie Hokey Pokey, tj. przy kocykach dla dzieci z kolekcji Bonbon, zaświtał mi pomysł wkomponowania w nie modułu dźwiękowego ułatwiającego dziecku zasypianie. Jednak napotkane po drodze problemy techniczne sprawiły, że pomysł powędrował z powrotem na półkę.
4. Znałaś się na tym wcześniej? Miałaś w tej dziedzinie jakieś doświadczenia? Szukałaś ludzi?
W pewnym momencie do jednoosobowego zespołu dołączyła energiczna koleżanka, która nie bała się podjęcia wspólnego wyzwania. Umówiła spotkanie z łódzką projektantką zabawek, która po skonsultowaniu się z nami, stwierdziła, że pomysł można jak najbardziej zrealizować, z tym że nie w dziewiarni czy szwalni (tak jak było w przypadku kocyków), ale ręcznie!!! Do projektu dołączył również polski producent modułów dźwiękowych, pisarka bajek i wspaniały lektor o ciepłym głosie. Przy takim zespole zrodziło się w nas silne odczucie, że tego projektu nie można odpuścić. To był jednak dopiero początek naszej drogi…
5. Początki… Co jest najtrudniejsze? Biurokracja, tworzenie produktów, sprzedaż?
Kiedyś mój mąż mi powiedział, że własny biznes to ciągłe rozwiązywanie problemów. No i się zaczęło ☺
Właściwie nie było obszaru, w którym byśmy ich nie napotkały. Jedyną dziedziną, z jaką naprawdę obecnie w Polsce nie ma większych problemów, jest zdobycie dobrych gatunkowo polskich materiałów i dodatków. Wybór jest niesamowity zarówno pod względem gatunku, jak i koloru. Chwilami aż trudno się zdecydować.
Pierwsze moduły, które do nas dotarły okazały się wadliwe, musiałyśmy szukać innego producenta. Po jakimś czasie udało się. Kolejny problem pojawił się z osobą odpowiedzialną za szycie zabawek; ciągle miałyśmy jakieś zastrzeżenia i to do tego stopnia, że zaczęłyśmy się zastanawiać, czy to z nami jest coś nie tak i przeprowadzamy zbyt restrykcyjną kontrolę jakości czy rzeczywiście jest się o co czepiać.
W końcu, zupełnie przypadkowo trafiłyśmy na osobę, która ma fach w ręku i potrafi szyć zgodnie z wykrojem, starannie. Niby jasna sprawa, ale niestety nie z wszystkimi wykonawcami tak jest.
Przeprawę miałyśmy również przy pierwszej sesji produktów. Niestety nie spełniła naszych oczekiwań. Wreszcie udało się nawiązać współpracę z profesjonalnym fotografem z polecenia. Bez jego zdjęć nasza strona nie byłaby taka sama.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że do wszystkiego, co było związane z samym produktem lub z kwestiami związanymi z prowadzeniem firmy, musiałyśmy podchodzić dwa razy.
Bywały chwile zwątpienia, nerwy i niepokój, że chyba nie damy rady, że chyba jednak nic z tego nie będzie. Mimo wszystko nie poddałyśmy się, bo wierzyłyśmy i nadal wierzymy w potencjał i szerokie możliwości naszych zabawek.
Ponadto wszyscy, którzy śledzili nasze poczynania, wspierali nas i zapewniali, że Leśna Banda na pewno spodoba się i dzieciom i rodzicom.
6. Co teraz wydaje się Wam być ciągle najtrudniejsze?
Jak już udało nam się dopiąć wszystko na ostatni guzik, nastał wielki dzień premiery w Internecie. Bardzo się denerwowałyśmy, bo nie wiedziałyśmy, jak świat zareaguje na naszych Leśnych Przyjaciół.
I tak od tego wielkiego dnia premiery, zaczęła się nasza nowa przygoda pod hasłem ‘marketing’. Trwa do dziś i będzie z nami przez długi czas. Jest trudno z dotarciem do nowych klientów, sprawić, żeby świat o naszych misiach usłyszał bez inwestowania milionów monet w reklamy. Na szczęście idzie nam coraz lepiej. Najpierw Rodzice, a potem dzieci odkrywają nasze misie. Dzięki dzieciom wiemy, że nasza praca naprawdę ma sens, a nie ląduje jak suchy raport audytowy w szufladzie… Dlatego właśnie ten mój biznes jest biznesem marzeń – zawsze marzyłam by dedykować coś radości… dzieci 🙂
7. A co sprawia Ci największą satysfakcję?
8. Jak wygląda dzień w Twoim wydaniu biznesmamy?
10. Co byś chciała jeszcze powiedzieć młodym Mamom, które szukają pomysłu dla siebie, by nie być tylko… Mamą?
Innym Mamom chciałabym powiedzieć, że macierzyństwo to wspaniała przygoda, jednak nie wyklucza przeżycia innych. I da się je ze sobą pogodzić. Zawsze do końca trzeba wierzyć w swój sukces, niepowodzenia powinny być motywacją, a nie prowadzić do rezygnacji z pomysłów i marzeń.
Jesteś Mamą u progu lub w trakcie realizacji swojego biznesu? Dołącz do DARMOWEGO WYZWANIA: “KLIENCIE, GDZIE JESTEŚ?” i zgarnij bonusy (planer postów w social mediach) za zapis: