– Kochanie, obejrzymy coś? Leci przecież nasza (czyt. moja) najlepsza komedia romantyczna – skaczę przy mężu niczym ratlerek czekający na miskę z kolacją. – Ale dzisiaj? – odpowiada mój mąż z entuzjazmem ospałego labradora, którego w największą pluchę świata chcę wypędzić na spacer. Bo mąż mój – typ intelektualisty i oaza wewnętrznego spokoju – woli fotel i słowo pisane w książce lub gazecie. Ja – typ emocjonalnego zwierza – wolę fotel i obraz na plazmie. Co wtedy robi mój wewnętrzny ratlerek?
Mój wewnętrzny ratlerek podkula wtedy ogon (którego nie ma), spuszcza szpiczaste uszy i idzie zawinąć się w kocyk. Na kanapie. Albo w łóżku. Z miską popcornu lub jeszcze mniej zdrowych przekąsek. Włączając swoje ulubione filmy. Po raz piętnasty. Chcecie je poznać? Po jednym z każdego gatunku!
1. Najlepsza komedia romantyczna!
Nie zastanawiam się długo. Bo baba ze mnie dwustuprocentowa! I ten gatunek filmu uwielbiam, kupuję i włączam zawsze, gdy mi smutno, źle i nikt nie rozumie mojego rozchwianego emocjonalnie świata 🙂 Jest ich wiele, ale zdecydowanie na prowadzenie wychodzi stare, piękne, błyskotliwe: Nothing Hill!
Do tego stopnia ubóstwiam ten film, że: znam dialogi niemalże na pamięć; genialna ścieżka dźwiękowa z tego filmu sprawiła, że szybko nauczyłam się śpiewać po angielsku; będąc w Londynie: MUSIAŁAM znaleźć się pod TYMI niebieskimi drzwiami i POD tą księgarnią. Surrealistyczne, acz miłe… Prawda?
2. Najlepsza komedia obyczajowa
Tutaj chyba odpowiedź “na gorąco” podpowiada mi moje wykształcenie. Kto nie wie, jestem filologiem francuskim. I francuskie kino komediowe uwielbiam! Jako dziecko – zarywałam wieczory przy Louis De Funès. A dziś zrywam boki przy szeregu dobrych pozycji: “Jeszcze dalej niż północ”, “Nic do oclenia”, “Za jakie grzechy, dobry Boże?”. Ale moim francuskim sercem the Oscar goes to… “Nietykalni”! Komedia, na której łzy mi ciekną… wyciśnięte śmiechem do rozpuku. I nawet wewnętrzna oaza u mojego męża zmienia się w… półtoragodzinną fatamorganę bardzo wesołego miasteczka 🙂
3. Najlepszy dramat!
Uwaga! Niektórych z Was zszokuję. Bo ja wprost uwielbiam dramaty! Dobry film, to film… ze smutnym zakończeniem. Takie samobiczowanie się przed telewizorem jakoś dobrze mi robi – nie pytajcie dlaczego 🙂 Dlatego uwielbiam “Chłopiec w pasiastej piżamie” albocudne odkrycie tego roku: “Instrukcji nie załączono” (stary film produkcji meksykańskiej – bardzo bardzo polecam!). Ale jest jeden film, gdzie, gdy moi najbliżsi słyszą ten tytuł, myślą: “Anka Tabaj”; a gdy słyszą mnie, widzą ten film. To kultowe, stare i najpiękniejsze: “Miasto Aniołów!”. I ta muzyka!
4. Najlepszy film animowany
Ok, Shreka lubię, ale chyba najbardziej drugą część. “Epoki lodowcowej” za dobrze nie pamiętam. Jako dziecko uwielbiałam “Było sobie życie”. I chyba coś z tej personifikowanej formy ludzkiego organizmu mi zostało, bo dziś najchętniej i więcej niż raz oglądam: “W głowie się nie mieści”. Dla małych ta bajka jest zupełnie czymś innym niż dla dużych. Jest mądra. Jest nie taka prosta, jaką się wydaje. I zmienia… sposób myślenia na co najmniej kilka dni po seansie.
5. Najlepszy thriller
Też Was może i zaskoczę, ale… uwielbiam thrillery! Wiem, że to się nie klei: lubi dramaty, komedie romantyczne i thrillery. Cóż, wszystko zależy od nastroju. A moja emocjonalność jest na tyle szeroką paletą humorków, że… wszystko pomieści. Dobry thriller to taki, o którym dyskutuję długo po! To taki, którego nie lubię oglądać sama, bo… nie miałabym z kim dyskutować. To taki, który mnie trochę przestrasza, ale przede wszystkim bardzo zaskakuje: puentą sceny, akcji, finału totalnie innym, jaki mogłabym sobie wyobrażać. Takim thrillerem jest dla mnie “Apartament”. Takim thrillerem jest dla mnie “Incepcja” (choć bardziej plasuje się chyba w kategorii kina akcji). Zdecydowanie i najbardziej takim thrillerem jest dla mnie… “Labirynt”. Świetny film!
6. Najlepszy horror
Wiecie jak oglądam horrory? Pod kołderką! Zatem jeśli następuje ten kulminacyjny moment sprawczy krwawo-ohydnej sceny, ja z prędkością światła… naciągam się kołderką. Więc o żadnym Wam nie opowiem. Słowem końca: prawdziwy ze mnie ratlerek!
Najlepsza komedia romantyczna, obyczajowa, dramat i thriller według… mnie!
– Kochanie, obejrzymy coś? Leci przecież nasza (czyt. moja) najlepsza komedia romantyczna – skaczę przy mężu niczym ratlerek czekający na miskę z kolacją. – Ale dzisiaj? – odpowiada mój mąż z entuzjazmem ospałego labradora, którego w największą pluchę świata chcę wypędzić na spacer. Bo mąż mój – typ intelektualisty i oaza wewnętrznego spokoju – woli fotel i słowo pisane w książce lub gazecie. Ja – typ emocjonalnego zwierza – wolę fotel i obraz na plazmie. Co wtedy robi mój wewnętrzny ratlerek?
Mój wewnętrzny ratlerek podkula wtedy ogon (którego nie ma), spuszcza szpiczaste uszy i idzie zawinąć się w kocyk. Na kanapie. Albo w łóżku. Z miską popcornu lub jeszcze mniej zdrowych przekąsek. Włączając swoje ulubione filmy. Po raz piętnasty. Chcecie je poznać? Po jednym z każdego gatunku!
1. Najlepsza komedia romantyczna!
Nie zastanawiam się długo. Bo baba ze mnie dwustuprocentowa! I ten gatunek filmu uwielbiam, kupuję i włączam zawsze, gdy mi smutno, źle i nikt nie rozumie mojego rozchwianego emocjonalnie świata 🙂 Jest ich wiele, ale zdecydowanie na prowadzenie wychodzi stare, piękne, błyskotliwe: Nothing Hill!
Do tego stopnia ubóstwiam ten film, że: znam dialogi niemalże na pamięć; genialna ścieżka dźwiękowa z tego filmu sprawiła, że szybko nauczyłam się śpiewać po angielsku; będąc w Londynie: MUSIAŁAM znaleźć się pod TYMI niebieskimi drzwiami i POD tą księgarnią. Surrealistyczne, acz miłe… Prawda?
2. Najlepsza komedia obyczajowa
Tutaj chyba odpowiedź “na gorąco” podpowiada mi moje wykształcenie. Kto nie wie, jestem filologiem francuskim. I francuskie kino komediowe uwielbiam! Jako dziecko – zarywałam wieczory przy Louis De Funès. A dziś zrywam boki przy szeregu dobrych pozycji: “Jeszcze dalej niż północ”, “Nic do oclenia”, “Za jakie grzechy, dobry Boże?”. Ale moim francuskim sercem the Oscar goes to… “Nietykalni”! Komedia, na której łzy mi ciekną… wyciśnięte śmiechem do rozpuku. I nawet wewnętrzna oaza u mojego męża zmienia się w… półtoragodzinną fatamorganę bardzo wesołego miasteczka 🙂
3. Najlepszy dramat!
Uwaga! Niektórych z Was zszokuję. Bo ja wprost uwielbiam dramaty! Dobry film, to film… ze smutnym zakończeniem. Takie samobiczowanie się przed telewizorem jakoś dobrze mi robi – nie pytajcie dlaczego 🙂 Dlatego uwielbiam “Chłopiec w pasiastej piżamie” albo cudne odkrycie tego roku: “Instrukcji nie załączono” (stary film produkcji meksykańskiej – bardzo bardzo polecam!). Ale jest jeden film, gdzie, gdy moi najbliżsi słyszą ten tytuł, myślą: “Anka Tabaj”; a gdy słyszą mnie, widzą ten film. To kultowe, stare i najpiękniejsze: “Miasto Aniołów!”. I ta muzyka!
4. Najlepszy film animowany
Ok, Shreka lubię, ale chyba najbardziej drugą część. “Epoki lodowcowej” za dobrze nie pamiętam. Jako dziecko uwielbiałam “Było sobie życie”. I chyba coś z tej personifikowanej formy ludzkiego organizmu mi zostało, bo dziś najchętniej i więcej niż raz oglądam: “W głowie się nie mieści”. Dla małych ta bajka jest zupełnie czymś innym niż dla dużych. Jest mądra. Jest nie taka prosta, jaką się wydaje. I zmienia… sposób myślenia na co najmniej kilka dni po seansie.
5. Najlepszy thriller
Też Was może i zaskoczę, ale… uwielbiam thrillery! Wiem, że to się nie klei: lubi dramaty, komedie romantyczne i thrillery. Cóż, wszystko zależy od nastroju. A moja emocjonalność jest na tyle szeroką paletą humorków, że… wszystko pomieści. Dobry thriller to taki, o którym dyskutuję długo po! To taki, którego nie lubię oglądać sama, bo… nie miałabym z kim dyskutować. To taki, który mnie trochę przestrasza, ale przede wszystkim bardzo zaskakuje: puentą sceny, akcji, finału totalnie innym, jaki mogłabym sobie wyobrażać. Takim thrillerem jest dla mnie “Apartament”. Takim thrillerem jest dla mnie “Incepcja” (choć bardziej plasuje się chyba w kategorii kina akcji). Zdecydowanie i najbardziej takim thrillerem jest dla mnie… “Labirynt”. Świetny film!
6. Najlepszy horror
Wiecie jak oglądam horrory? Pod kołderką! Zatem jeśli następuje ten kulminacyjny moment sprawczy krwawo-ohydnej sceny, ja z prędkością światła… naciągam się kołderką. Więc o żadnym Wam nie opowiem. Słowem końca: prawdziwy ze mnie ratlerek!