Ten wpis stworzyliście Wy sami. Przez miniony rok…
Te teksty czytaliście, udostępnialiście najczęściej… Tymi emocjami żyliście, te Wam się najbardziej podobały.
Coś więcej niż parenting!
Daliście mi dowód na to, że ten blog to coś więcej niż parenting. To przede wszystkim wspólna chęć przeżywania macierzyństwa i rodzicielstwa „tu i teraz” – w całej jego szaro-różowej okazałości. Jak kto woli… w tej rzeczywistości kupą i lukrem opływającej 🙂 Bo rodzicielstwo bliskości to rodzicielstwo emocji…
Zamiast kolejnego nudnego podsumowania 2018 wyklikanego na tym blogu… Przed Wami taki niecodzienny dekalog – Waszych i moich emocji! Bo Mama to… rola życia?
Zostawiam też tutaj 10 zdjęć minionego roku – naszych ulubionych, z naszych aparatów (nie od fotografów), naszych codziennych…
1. Dobre rodzicielstwo, to świadome rodzicielstwo!
“(…) po raz ostatni nakarmiłam, skapując łzy i chowając oczy w rękaw. Po kilku łyczkach odkleiła dzióbek mówiąc “nie”. Skorzystałam z okazji, podchwyciwszy temat. Masz rację: nie ma już mleczka. Ale po kilku minutach wróciła, porozumiewawczo spoglądając na moją kieszonkę na koszuli przy piersi. Brnęłam dalej: “Ale nie ma już mleczka. Wszystko wypiłaś…”. I ten wzrok… Nie zapomnę go do końca życia. Przeszywający mnie do najgłębszych kanalików mlecznych, dziurawiący mi matczyne serce i rozpływające dopiero co pozbierane od łez oczy. Ona zrozumiała. Była świadoma tego, co mówię. Ten grymas smutku, dezorientacji, rozczarowania i zawahania: rozpłakać się czy nie – obroniła wzorowo. Wspięła się do mnie na kolana i tak mocno, mocno przytuliła. Całą sobą. Nie ja ją. Ona mnie. Tak jak chyba jeszcze nigdy. Jakby chciała powiedzieć: “Mamo, dziękuję za te 20 miesięcy… mlekiem płynące”. A mnie zalał wodospad łez. Nie jej. Moich własnych. A w głowie, równolegle przeleciał slide show mlekiem i miłością płynący; wygrawerował się w sercu i zostawiam go tutaj: gdyby kiedyś głowa i serce zawiodły z pamięcią. (…)”
2. Świat jest tylko trochę taki, jakim nam się wydaje…
“(…) Wyobrażam sobie, jak to jest zastać w okrutnie i cichym pustym domu – bezlitośnie puste łóżeczko.
Wyobrażam sobie, jak to jest usłyszeć od lekarza: „Pani syn nigdy nie będzie zdrowy; nie będzie chodził; nie będzie się uśmiechał”.
Wyobrażam sobie, jak to jest spędzać Wigilię, każde popołudnie, Dzień Matki i urodziny w flizelinowym, zielonym fartuchu wśród sterylnego zapachu OIOM-u.
Wyobrażam sobie, jak to jest usłyszeć: „A może przenieść go na inny, mniej inwazyjny oddział, by mógł sobie w spokoju odejść”.
Wyobrażam sobie, jak to jest być świadomym, że nie wiadomo, czy będzie nam się zobaczyć w tym szpitalnym kąciku… jutro.
Wyobrażam sobie, bo to przeżyłam.
I nieprawdą jest, że czas uleczył rany. Trochę przysuszył, podgoił, by mniej bolało. By można żyć dalej – pełniej, dobitniej, wartościowiej.
Nie wyobrażam sobie…Nie wyobrażam sobie natomiast usłyszeć słów: „To sąd zdecyduje, czy syn pani będzie żył czy nie”… Nie wyobrażam sobie i mam nadzieję, że żadne tzw. prawo nigdy na taki wyrok nie pozwoli. W naszym, jak i w każdym innym kraju. (…)”
Za 10 dni się rozstaniemy. Nie chciałabym, żebyś widziała jak wkładam buty i zamykam drzwi. Ty pewnie robiłabyś zwykłe papa i wysyłała buziaki. Ja przez łzy mogłabym ich już nie widzieć. Bo wiem, że nie stanę z powrotem zaraz znów w drzwiach ze świeżym pieczywem i siatką pomidorów. Stanę dopiero za parę dni. Z nowym Człowieczkiem, którego pokażemy Ci, jak pokochać. Ty kochaj każdy poranek, który będą zwiastować dniejące tapety w Twoim pokoju. Kiedy mnie nie będzie. (…)”
“(…) Można narzekać, że w naszym mieście niewiele się dzieje; że kolejne kawiarnie dla mam są zamykane; że jest mały wybór. Można kolejny raz ciągnąć nasze Maluchy do kulkolandii, małpich gajów albo restauracyjnych kącików z mebelkami z Ikei. A można iść pod prąd… odważnie, kreatywnie i stworzyć w naszym mieście coś, czego jeszcze nie ma, a co okazuje się być absolutnie fantastyczne dla rodziców, jak i dla dzieci. Co pozostaje? Takie inicjatywy wspierać, mocno im kibicować i opowiadać o nich, co też właśnie tu czynię!
Co? Mini Świat w Krakowie – jedyna tak kreatywna przestrzeń dla dzieci!”
“(…) Boję się mniej. Bólu, który czuję w zaawansowanej ciąży. Takiego drętwego. Gdzieś pod żebrami. Utrzymującego się cały dzień. Znowu go czasem czuję. Znam go.
W poprzedniej ciąży obdzwoniłam wszystkie ciężarne koleżanki pytając, czy miały podobnie. Pisałam smsy do lekarza próbując słowami opisać i ból, i lęk.
W tej ciąży czuję ból podobny. I wiem, że to mała nóżka mocniej się wyprostowała i wbija mi się całą swoją niemałą siłą pod żebra. I wiem, że jutro rano przestanie boleć. I przestaje. Na szczęście.
“(…) Pamiętam te wieczory, kiedy zamiast kolęd wokół nas rozbrzmiewało pikanie sprzętów OIOM-u.
Pamiętam ten wieczór, kiedy nie trzeba się było martwić o wigilijną kreację, bo wystarczał zielony, flizelinowy kitel.
Pamiętam ten wieczór, kiedy ubraliśmy choinkę. Nie dla nas. Tylko dla niego. Żeby nie było mu przykro, że w naszym domu jej nie ma. Przez niego. Mimo, że jego w tym domu też nie ma.
Pamiętam ten wieczór, kiedy zdjęcie tej samej choinki: zalaminowane i spryskane środkiem dezynfekującym zawiesiliśmy u Twojego białego, metalowego łóżeczka.
Pamiętam ten wieczór, kiedy przemycaliśmy milimetr kwadratowy opłatka do twojej buzi kącikiem ust niezajętym przez żaden kabelek. (…)”
“(…) Wiecie, jaki mam problem z pączkami? Przyglądam się kolejnej wojence… na porady i przepisy w ich temacie. Bo wciąż na ladach cukierni rządzą te smażone, ociekające lukrem. Albo internetowy świat prześciga się w przepisach na bycie tak bardzo fit, że pączka udaje się sklecić z mąki dyniowej, napchać serkiem 0% albo bezglutenowo spulchnić bananem. A ja nie lubię ani jednych, ani drugich. I nie znoszę przesady! I niosę Wam rozejm w tej wojence: domowe pączki pieczone! Z glutenem, z białej mąki, z jajami… ale: bez lukru, bez smażenia! Złoty środek! U mnie w domu zwyciężają od lat! A środek mają… różany (…)”
“(…) Często spotykam się z moim dzieckiem na skrzyżowaniu decyzji. Zazwyczaj idziemy na czołowe: ja „tak”, ono pod prąd: na „nie”. Chyba to znasz, prawda? Ale ktoś bardzo mądry, jeszcze zanim mój brzuch się rozpakował, powiedział mi: „traktuj swoje dziecko tak, jak Ty byś chciała być traktowana”. W skrócie: nie traktuj dziecka jak debila, tylko dlatego, że jest młodsze o prawie całe Twoje dotychczasowe życie. Mocne, ale pomaga mi najbardziej.
I to w sytuacjach kryzysowych. Jeśli jako maleńka istotka, jeszcze niewiedząca, że istnieje coś takiego jak mówienie, płakała mi wniebogłosy ssąc pierś, nie udawałam, że problem nie istnieje, że jej się „odwidziało”, że nie chce „bo nie”. Ewidentnie była tego przyczyna. Doradca laktacyjny powiedział mi jaka: był zbyt silny wypływ mleka i jej podświadomy strach przed zachłyśnięciem się. Przyszła pomoc i skończył się płacz. (…)”
Żyję w domu, w którym chodzi się w dresie, je na obiad kiełbasę z patelni i czyta dziecięce książeczki w ramach „gorączki sobotniej nocy”.
Żyję w domu, który wybudowałam dokładnie 8 lat temu. Fundamentem było „tak” ściśnięte za gardło emocjami i złotą stułą za dłonie. Legarem – złoty krążek.
Żyję w domu, który ma męskie, silne ramiona, ogarniętą głowę i damską szyję.
Żyję w domu z Facetem, z którym mogę konie kraść, różaniec odmawiać i góry przenosić.
Żyję w domu z Przyjacielem, z którym płaczę ze śmiechu i z rozpaczy – nigdy nie zakrywając twarzy.
Żyję w domu z całym moim Światem – który w siebie wierzy bardziej niż Elon Musk w podbicie Marsa.
A cała reszta? To ziemski, paranormalny kosmos, w którym czasem najlepiej… lewitować. (…)”
10 przykazań Rodzicielstwa Emocji
Ten wpis stworzyliście Wy sami. Przez miniony rok…
Te teksty czytaliście, udostępnialiście najczęściej… Tymi emocjami żyliście, te Wam się najbardziej podobały.
Coś więcej niż parenting!
Daliście mi dowód na to, że ten blog to coś więcej niż parenting. To przede wszystkim wspólna chęć przeżywania macierzyństwa i rodzicielstwa „tu i teraz” – w całej jego szaro-różowej okazałości. Jak kto woli… w tej rzeczywistości kupą i lukrem opływającej 🙂 Bo rodzicielstwo bliskości to rodzicielstwo emocji…
Zamiast kolejnego nudnego podsumowania 2018 wyklikanego na tym blogu… Przed Wami taki niecodzienny dekalog – Waszych i moich emocji! Bo Mama to… rola życia?
Zostawiam też tutaj 10 zdjęć minionego roku – naszych ulubionych, z naszych aparatów (nie od fotografów), naszych codziennych…
1. Dobre rodzicielstwo, to świadome rodzicielstwo!
“(…) po raz ostatni nakarmiłam, skapując łzy i chowając oczy w rękaw. Po kilku łyczkach odkleiła dzióbek mówiąc “nie”. Skorzystałam z okazji, podchwyciwszy temat. Masz rację: nie ma już mleczka. Ale po kilku minutach wróciła, porozumiewawczo spoglądając na moją kieszonkę na koszuli przy piersi. Brnęłam dalej: “Ale nie ma już mleczka. Wszystko wypiłaś…”. I ten wzrok… Nie zapomnę go do końca życia. Przeszywający mnie do najgłębszych kanalików mlecznych, dziurawiący mi matczyne serce i rozpływające dopiero co pozbierane od łez oczy. Ona zrozumiała. Była świadoma tego, co mówię. Ten grymas smutku, dezorientacji, rozczarowania i zawahania: rozpłakać się czy nie – obroniła wzorowo. Wspięła się do mnie na kolana i tak mocno, mocno przytuliła. Całą sobą. Nie ja ją. Ona mnie. Tak jak chyba jeszcze nigdy. Jakby chciała powiedzieć: “Mamo, dziękuję za te 20 miesięcy… mlekiem płynące”. A mnie zalał wodospad łez. Nie jej. Moich własnych. A w głowie, równolegle przeleciał slide show mlekiem i miłością płynący; wygrawerował się w sercu i zostawiam go tutaj: gdyby kiedyś głowa i serce zawiodły z pamięcią. (…)”
Fragment: “Jak odstawić cycoholika od piersi?” – CZYTAJ DALEJ
2. Świat jest tylko trochę taki, jakim nam się wydaje…
“(…) Wyobrażam sobie, jak to jest zastać w okrutnie i cichym pustym domu – bezlitośnie puste łóżeczko.
Wyobrażam sobie, jak to jest usłyszeć od lekarza: „Pani syn nigdy nie będzie zdrowy; nie będzie chodził; nie będzie się uśmiechał”.
Wyobrażam sobie, jak to jest spędzać Wigilię, każde popołudnie, Dzień Matki i urodziny w flizelinowym, zielonym fartuchu wśród sterylnego zapachu OIOM-u.
Wyobrażam sobie, jak to jest usłyszeć: „A może przenieść go na inny, mniej inwazyjny oddział, by mógł sobie w spokoju odejść”.
Wyobrażam sobie, jak to jest być świadomym, że nie wiadomo, czy będzie nam się zobaczyć w tym szpitalnym kąciku… jutro.
Wyobrażam sobie, bo to przeżyłam.
I nieprawdą jest, że czas uleczył rany. Trochę przysuszył, podgoił, by mniej bolało. By można żyć dalej – pełniej, dobitniej, wartościowiej.
Nie wyobrażam sobie…Nie wyobrażam sobie natomiast usłyszeć słów: „To sąd zdecyduje, czy syn pani będzie żył czy nie”… Nie wyobrażam sobie i mam nadzieję, że żadne tzw. prawo nigdy na taki wyrok nie pozwoli. W naszym, jak i w każdym innym kraju. (…)”
Fragment wpisu: “Mój Krzyś był tylko trochę taki jak Alfie Evans” – CZYTAJ DALEJ
3. Nie uciekaj… emocjom wszelkim!
“(…) Córeczko,
Za 10 dni się rozstaniemy. Nie chciałabym, żebyś widziała jak wkładam buty i zamykam drzwi. Ty pewnie robiłabyś zwykłe papa i wysyłała buziaki. Ja przez łzy mogłabym ich już nie widzieć. Bo wiem, że nie stanę z powrotem zaraz znów w drzwiach ze świeżym pieczywem i siatką pomidorów. Stanę dopiero za parę dni. Z nowym Człowieczkiem, którego pokażemy Ci, jak pokochać. Ty kochaj każdy poranek, który będą zwiastować dniejące tapety w Twoim pokoju. Kiedy mnie nie będzie. (…)”
Fragment kontrowersyjnego wpisu (bo wysyłano mnie do psychiatryka) “Córeczko, za 100 dni się rozsatniemy!” – CZYTAJ DALEJ
4. Matko, wyjdźże z domu!
“(…) Można narzekać, że w naszym mieście niewiele się dzieje; że kolejne kawiarnie dla mam są zamykane; że jest mały wybór. Można kolejny raz ciągnąć nasze Maluchy do kulkolandii, małpich gajów albo restauracyjnych kącików z mebelkami z Ikei. A można iść pod prąd… odważnie, kreatywnie i stworzyć w naszym mieście coś, czego jeszcze nie ma, a co okazuje się być absolutnie fantastyczne dla rodziców, jak i dla dzieci. Co pozostaje? Takie inicjatywy wspierać, mocno im kibicować i opowiadać o nich, co też właśnie tu czynię!
Co? Mini Świat w Krakowie – jedyna tak kreatywna przestrzeń dla dzieci!”
Fragment wpisu z cyklu: #TUPTAMY_KRAKÓW prezentujący “Mini świat” pt. “Dubaj dla dzieci w Krakowie istnieje naprawdę!” – CZYTAJ DALEJ
5. Nowe dziecko to nowa rzeczywistość
“(…) Boję się mniej. Bólu, który czuję w zaawansowanej ciąży. Takiego drętwego. Gdzieś pod żebrami. Utrzymującego się cały dzień. Znowu go czasem czuję. Znam go.
W poprzedniej ciąży obdzwoniłam wszystkie ciężarne koleżanki pytając, czy miały podobnie. Pisałam smsy do lekarza próbując słowami opisać i ból, i lęk.
W tej ciąży czuję ból podobny. I wiem, że to mała nóżka mocniej się wyprostowała i wbija mi się całą swoją niemałą siłą pod żebra. I wiem, że jutro rano przestanie boleć. I przestaje. Na szczęście.
Boję się bardziej. Cesarki. Rozłąki. Szpitala. Bo nie zostawiam pustego domu. Jestem już mamą.
Ktoś na mnie będzie czekał. I ktoś może nie zrozumieć, czemu mnie nie ma: jedną noc, drugą i kolejną.
Boję się. Czy wrócę bezpiecznie do domu. Zdrowa. Pełnosprawna. Czy miłość się mnoży, kiedy się dzieli?
Czy pokocham tak samo? (…)”
Fragment emocjonalnego wpisu ciążowego (ach, te hormony!) “Druga ciąża to pagórek saneczkowy czy Mount Everest?” – CZYTAJ DALEJ
6. Macierzyństwo jest proste!
“(…) Bo jest taka miłość, która błaga o wieczorną ciszę i spokój, tylko po to, by za chwil kilka znów nie móc się doczekać rozbrykanego poranka.
Bo jest taka miłość, której nie szturchniesz w nocy z komendą: „chrapiesz, przekręć się na bok”, mimo, że chrapie…
Bo jest taka miłość, której rączki całujesz, mimo, że przed chwilą wypolerowały Ci czyste lustro… twarogiem.
Bo jest taka miłość, która pozwala Ci biegać, huśtać, układać klocki mimo zmęczenia, o jakim ci się wcześniej nawet nie śniło. (…)”
Wpis, który rozwalił internety i otworzył… wiele paczek chusteczek 🙂 “Śpieszmy się kochać dzieci…” – CZYTAJ DALEJ
7. Liczy się tylko… zdrowie!
“(…) Pamiętam te wieczory, kiedy zamiast kolęd wokół nas rozbrzmiewało pikanie sprzętów OIOM-u.
Pamiętam ten wieczór, kiedy nie trzeba się było martwić o wigilijną kreację, bo wystarczał zielony, flizelinowy kitel.
Pamiętam ten wieczór, kiedy ubraliśmy choinkę. Nie dla nas. Tylko dla niego. Żeby nie było mu przykro, że w naszym domu jej nie ma. Przez niego. Mimo, że jego w tym domu też nie ma.
Pamiętam ten wieczór, kiedy zdjęcie tej samej choinki: zalaminowane i spryskane środkiem dezynfekującym zawiesiliśmy u Twojego białego, metalowego łóżeczka.
Pamiętam ten wieczór, kiedy przemycaliśmy milimetr kwadratowy opłatka do twojej buzi kącikiem ust niezajętym przez żaden kabelek. (…)”
Fragment świątecznego wpisu (ale aktualnego nie tylko w Święta) “U wezgłowia dziecięcego łóżeczka” – CZYTAJ DALEJ
8. Czas na pyszności, to nie czas… stracony!
“(…) Wiecie, jaki mam problem z pączkami? Przyglądam się kolejnej wojence… na porady i przepisy w ich temacie. Bo wciąż na ladach cukierni rządzą te smażone, ociekające lukrem. Albo internetowy świat prześciga się w przepisach na bycie tak bardzo fit, że pączka udaje się sklecić z mąki dyniowej, napchać serkiem 0% albo bezglutenowo spulchnić bananem. A ja nie lubię ani jednych, ani drugich. I nie znoszę przesady! I niosę Wam rozejm w tej wojence: domowe pączki pieczone! Z glutenem, z białej mąki, z jajami… ale: bez lukru, bez smażenia! Złoty środek! U mnie w domu zwyciężają od lat! A środek mają… różany (…)”
Najpopularniejszy i chyba najsmaczniejszy przepis na blogu: Domowe pączki pieczone! – CZYTAJ DALEJ
9. Nie traktuj dziecka jak debila!
“(…) Często spotykam się z moim dzieckiem na skrzyżowaniu decyzji. Zazwyczaj idziemy na czołowe: ja „tak”, ono pod prąd: na „nie”. Chyba to znasz, prawda? Ale ktoś bardzo mądry, jeszcze zanim mój brzuch się rozpakował, powiedział mi: „traktuj swoje dziecko tak, jak Ty byś chciała być traktowana”. W skrócie: nie traktuj dziecka jak debila, tylko dlatego, że jest młodsze o prawie całe Twoje dotychczasowe życie. Mocne, ale pomaga mi najbardziej.
I to w sytuacjach kryzysowych. Jeśli jako maleńka istotka, jeszcze niewiedząca, że istnieje coś takiego jak mówienie, płakała mi wniebogłosy ssąc pierś, nie udawałam, że problem nie istnieje, że jej się „odwidziało”, że nie chce „bo nie”. Ewidentnie była tego przyczyna. Doradca laktacyjny powiedział mi jaka: był zbyt silny wypływ mleka i jej podświadomy strach przed zachłyśnięciem się. Przyszła pomoc i skończył się płacz. (…)”
Fragment wpisu “Jak rozmawiać z Dwulatkiem metodą win-win” – CZYTAJ DALEJ
10. Normalny dom jest tym najlepszym!
“(…) Żyję w domu, w którym jemy jajecznicę. Bez kiełków i tofu. Na maśle.
Żyję w domu, w którym rządzą nadpalone, pastelowe świece. Zamiast metalu i szkła.
Żyję w domu, w którym na dobranoc i na dzień dobry daje się sobie buzi. Nawet pogniewane buzi.
Żyję w domu, w którym szafa jest pełna niesparowanych skarpetek; a łóżko pełne… okruchów.
Żyję w domu, w którym rzadko się robi selfie w lustrze, bo na jego szybie odbijają się odciski małych łapek.
Żyję w domu, który mógłby nie istnieć już miesiąc po ślubie.
Żyję w domu, w którym głośno i bez zażenowania się mówi, że będziemy mieć co najmniej trójkę dzieci: w tym jedno na zawsze niewidzialne.
Żyję w domu, w którym chodzi się w dresie, je na obiad kiełbasę z patelni i czyta dziecięce książeczki w ramach „gorączki sobotniej nocy”.
Żyję w domu, który wybudowałam dokładnie 8 lat temu. Fundamentem było „tak” ściśnięte za gardło emocjami i złotą stułą za dłonie. Legarem – złoty krążek.
Żyję w domu, który ma męskie, silne ramiona, ogarniętą głowę i damską szyję.
Żyję w domu z Facetem, z którym mogę konie kraść, różaniec odmawiać i góry przenosić.
Żyję w domu z Przyjacielem, z którym płaczę ze śmiechu i z rozpaczy – nigdy nie zakrywając twarzy.
Żyję w domu z całym moim Światem – który w siebie wierzy bardziej niż Elon Musk w podbicie Marsa.
A cała reszta? To ziemski, paranormalny kosmos, w którym czasem najlepiej… lewitować. (…)”
Fragment wpisu “Żyję w domu gorszego sortu” – CZYTAJ DALEJ