Czy bycie mamą oznacza bezkarne noszenie na głowie tłustych drutów i poplamionych dresów? Czy bycie mamą to pozwolenie sobie na wszystko albo na nic? Z jedynym alibi: dzieci. Czy bycie Mamą to trwanie jako samotna wyspa dorosłości między tęsknotą za ojcem w pracy i koleżankami na drinkach? Którą Mamą jesteś? Każdą? Żadną? Czy każdą po trochu…
Magda
Znowu trzasnęła ekranem laptopa. Zniesmaczona. Zła. Bo znowu krąży jakiś mem przedstawiający matkę-fleję w brudnym szlafroku, z cyckiem na wierzchu i oczami…, których nie widać. I ta kawa… Jakiś koszmar macierzyństwa. Zawsze zimna. Zimny obiad. I prysznic, o którym się marzy. Martyrologia sięgnęła zenitu. Matka Polka Frustratka. Matka – nieogar życiowy. Matka popierdółka. Jej złość bulgotała jak… woda w czajniku. Na gorącą kawę.
Zanim została mamą, przed macierzyńskim, jak każdy śmiertelnik chodziła do pracy, do biura. I tam też czasem się spina włosy w ciasny kucyk, żeby nie było widać ich nie pierwszej świeżości. Tam też się przysypia nad biurkiem po cięższej nocy. Tam też ludzie (i to przecież dorośli ludzie) nas wkurzają, doprowadzają do płaczu i poczucia bezsilności. Tam też się wraca do domu ledwo słaniając nogami. Tam też się zrobi kawę i potem nie ma czasu albo zapomni się jej wypić.
Czemu zatem wszystkie bolączki kobiety mają spadać na kark… matki? Gdzie jest ta granica między słodkim, wypidrzonym, lukrowanym macierzyństwem rodem z instagrama a tym przerysowanym, plugawym, śmierdzącym nieświeżością z… memów? Między chęcią na ciepłą kawę a porzuceniem tej chęci, bo… przecież nie ja, bo dzieci są ważniejsze?
Ewa
Ona ma już dość płaczu. Jej sąsiedzi mają już dość płaczu. I… jej dziecko chyba też już ma dość swojego płaczu, któremu nie wiadomo jak pomóc. Bo kolka. Bo głodne. Bo chce leżeć. Bo chce siedzieć. Bo chce spać. Bo nie może spać. Bo ręce mamy leczą wszystko. Bo im nie do końca wychodzi…
High need baby – nie wierzy w jego istnienie ten, kto go nie doświadczył… we własnej sypialni, we własnych ramionach, we własnych emocjach, które równolegle pulsują z żalu i współczucia, jak i ze złości, i bezsilności.
Ciepła kawa? Zapomnij! Prysznic? Taki dwuminutowy jak ojciec wróci do domu, a dziecko jeszcze się nie zdąży zorientować, że matka zniknęła z pola widzenia. Sen? Na stojąco. Uśmiech? Zapomniany. Towarzystwo? A kto by wytrzymał ciągły płacz. Nerwy? Na skraju wyczerpania.
Ale Ewka jak tylko wyśpi trochę bardziej głowę i uspokoi rozchwiane strachem serce tego macierzyństwa dużo trudniejszego od standardowego, wie, że ma dwa światełka w tunelu. Jedno: termos, kubek termiczny albo mikrofala. I szansa, by pijąc tą ciepłą kawę, zamknąć na chwilę oczy (choćby mikrochwilę) i w tej mikrochwili ciszy pobyć ze swoimi myślami. I przybliżyć do nich drugie światełko w tunelu: świadomość, że to wszystko minie… Że będzie łatwiej. Że pójdzie do przedszkola. Że będzie miał dziewczynę. Że zostanie prezesem banku. Z perspektywy czasu: high need baby minie szybciej niż niejedna kawa kiedyś zdąży wystygnąć.
Kaśka
Przeklina ten dzień, kiedy zdecydowała się na domek pod miastem. Bo “pod miastem” jest już całkiem głęboką wsią, tyle, że jej dzielnica to jej peryferia. Na ten domek marzeń zarabia mąż. Na Zachodzie. Bo kredyt trzeba spłacić. Bo dziecku trzeba polską przyszłość zapewnić niepolską walutą. Bo tak miało być lepiej…
A nie jest. Randki na Skypie jakoś nie porywają. Najczęściej do nich nie dochodzi, bo albo internetu brak, albo chęci, albo odbiorcy – usnął gdzieś zmęczony po drodze. Spotkania z koleżankami na kawie na tarasie były… raz. Potem koleżanki mają “za daleko”, a i jej do miasta nie opłaca się za często jeździć. Rodzina czeka na parapetówkę, którą przecież w pojedynkę tak słabo wyprawiać.
Dlatego, mimo że ma koło siebie najsłodszego niemowlaka na świecie, czuje się… sama. Sama pcha wózek. Sama pcha swoje zachwyty, pomysły, rozczarowania i smutki przez dłużącą się codzienność i puste wieczory. Sama pcha koszyk z zakupami; wanienkę pełną wody do wylania po kąpieli; łóżeczko, żeby spać bliżej; kawę pod drogi ekspres, którą wypije może i ciepłą, ale wypije ją… sama.
Ja…
Nie jestem żadną z tych mam – myślę w pierwszej chwili. Bo jestem każdą z tych trzech mam po trochu. Ale kawę… piję ciepłą. Albo co najwyżej – odgrzewaną.
Jestem mamą.
Piję ciepłą.
Piję ciepłą, bo mi się należy.
Ciepłą kawę, bo uwielbiam jej smak.
Ciepłą herbatę, bo z ilością kofeiny nie chcę przesadzać.
Ciepłą melisę, bo czasem “ojej mamooo, zobacz…” nie mieści się w dozach cierpliwości mojej głowy.
Piję ciepłą, żeby przymknąć oczy.
Piję ciepłą, żeby pomyśleć. O niczym.
Piję ciepłą, żeby mentalnie opuścić poplamione dresy i burdel w kuchni. Choć na jeden łyk.
Piję ciepłą, żeby przypomnieć sobie, co to “coffee break”.
Piję ciepłą, bo czasem w niej roztapiam łzy bezsilności.
Piję ciepłą, bo czasem w niej odbijam uśmiech spełnienia.
Piję ciepłą, bo obiad… jadam zimny.
Piję ciepłą, żeby przypomnieć sobie dorosłość… budując z klocków, układając puzzle, czytając Pucia.
Piję ciepłą – dla towarzystwa. Sobie samej.
Piję ciepłą, bo są dni, że to jedyny luksus, na jaki sobie mogę pozwolić.
Tu na blogu, po raz pierwszy ogłaszam nową akcję! #JESTEMMAMAPIJECIEPLA
Ona już trwa. Tłumnie. Głównie na Instagramie. I jedyny komentarz, jaki codziennie dostaję na jej temat, to dziesiątki wiadomości z hasłem: “dziękuję!”, “super pomysł”, “fajna akcja!”.
#JESTEMMAMAPIJECIEPLA
Będziemy RAZEM piły kawę. Codziennie. Po co?
Po to… by ten nasz często mozolny, macierzyński świat odczarować.
Odczarować od śmierdzącego w mediach i internetach mitu, że matka to synonim tłustych włosów, podbitych niewyspaniem oczu i… zimnej kawy. Owszem, bardzo często jestem uosobieniem tego co powyżej, ale to stan przejściowy: do pójścia w lepszy dzień, w sukienkę, w makijaż, w wyjście z domu. To nie sytuacja constans. Prawda?
Odczarować od poczucia, że jednak nie są szczęściarami te mamy, których dzieci nie śpią jak im zagrają i nie potrafią pobawić się same. Mamy wyjątkowo wymagających dzieci (HNB) muszą wiedzieć, że nie są same i muszą mieć ten jeden moment w ciągu dnia, by się uśmiechnąć. Choćby do kubka kawy. Ciepłej! I do innej Mamy.
Odczarować z kieratu dnia codziennego. Kurczę, zróbmy coś przez moment najmniejszy tylko dla siebie. Poznajmy się online. Zintegrujmy się! Poczujmy się mniej samotne… Zróbmy sobie kawę!
Na czym akcja #JESTEMMAMAPIJECIEPLA będzie polegać?
Codziennie, podczas picia kawy wrzuć w naszej Grupie na fejsie zdjęcie w poście, albo relację, albo na Instagramie (post lub instastory) koniecznie z hashtagiem: #jestemmamapijeciepla
Oznacz (codziennie kogoś innego) inną mamę, z którą chętnie napiłabyś się kawy. Tym samym, nominujesz ją do postawienia kawy następnego dnia jeszcze innej mamie…
Na Instagramie: jeśli mnie oznaczysz @tabayka , zamieszczę tę relację w Wyróżnionych i stworzymy kronikę Mam, które nie boją się pić kawę… ciągle ciepłą ??☕
Wchodzisz w to?
Codziennie czekam na Twoje zdjęcie kawy z #jestemmamapijeciepla jako post na fejsbuku, relację lub zdjęcie na instagramie!
No to siup! Lecę zaparzyć kawę 😉 A… dzieci wcale nie śpią 😛
A Ty? Którą Matką jesteś? Akcja #jestemmamapijeciepla trwa!
Czy bycie mamą oznacza bezkarne noszenie na głowie tłustych drutów i poplamionych dresów? Czy bycie mamą to pozwolenie sobie na wszystko albo na nic? Z jedynym alibi: dzieci. Czy bycie Mamą to trwanie jako samotna wyspa dorosłości między tęsknotą za ojcem w pracy i koleżankami na drinkach? Którą Mamą jesteś? Każdą? Żadną? Czy każdą po trochu…
Magda
Znowu trzasnęła ekranem laptopa. Zniesmaczona. Zła. Bo znowu krąży jakiś mem przedstawiający matkę-fleję w brudnym szlafroku, z cyckiem na wierzchu i oczami…, których nie widać. I ta kawa… Jakiś koszmar macierzyństwa. Zawsze zimna. Zimny obiad. I prysznic, o którym się marzy. Martyrologia sięgnęła zenitu. Matka Polka Frustratka. Matka – nieogar życiowy. Matka popierdółka. Jej złość bulgotała jak… woda w czajniku. Na gorącą kawę.
Zanim została mamą, przed macierzyńskim, jak każdy śmiertelnik chodziła do pracy, do biura. I tam też czasem się spina włosy w ciasny kucyk, żeby nie było widać ich nie pierwszej świeżości. Tam też się przysypia nad biurkiem po cięższej nocy. Tam też ludzie (i to przecież dorośli ludzie) nas wkurzają, doprowadzają do płaczu i poczucia bezsilności. Tam też się wraca do domu ledwo słaniając nogami. Tam też się zrobi kawę i potem nie ma czasu albo zapomni się jej wypić.
Czemu zatem wszystkie bolączki kobiety mają spadać na kark… matki? Gdzie jest ta granica między słodkim, wypidrzonym, lukrowanym macierzyństwem rodem z instagrama a tym przerysowanym, plugawym, śmierdzącym nieświeżością z… memów? Między chęcią na ciepłą kawę a porzuceniem tej chęci, bo… przecież nie ja, bo dzieci są ważniejsze?
Ewa
Ona ma już dość płaczu. Jej sąsiedzi mają już dość płaczu. I… jej dziecko chyba też już ma dość swojego płaczu, któremu nie wiadomo jak pomóc. Bo kolka. Bo głodne. Bo chce leżeć. Bo chce siedzieć. Bo chce spać. Bo nie może spać. Bo ręce mamy leczą wszystko. Bo im nie do końca wychodzi…
High need baby – nie wierzy w jego istnienie ten, kto go nie doświadczył… we własnej sypialni, we własnych ramionach, we własnych emocjach, które równolegle pulsują z żalu i współczucia, jak i ze złości, i bezsilności.
Ciepła kawa? Zapomnij! Prysznic? Taki dwuminutowy jak ojciec wróci do domu, a dziecko jeszcze się nie zdąży zorientować, że matka zniknęła z pola widzenia. Sen? Na stojąco. Uśmiech? Zapomniany. Towarzystwo? A kto by wytrzymał ciągły płacz. Nerwy? Na skraju wyczerpania.
Ale Ewka jak tylko wyśpi trochę bardziej głowę i uspokoi rozchwiane strachem serce tego macierzyństwa dużo trudniejszego od standardowego, wie, że ma dwa światełka w tunelu. Jedno: termos, kubek termiczny albo mikrofala. I szansa, by pijąc tą ciepłą kawę, zamknąć na chwilę oczy (choćby mikrochwilę) i w tej mikrochwili ciszy pobyć ze swoimi myślami. I przybliżyć do nich drugie światełko w tunelu: świadomość, że to wszystko minie… Że będzie łatwiej. Że pójdzie do przedszkola. Że będzie miał dziewczynę. Że zostanie prezesem banku. Z perspektywy czasu: high need baby minie szybciej niż niejedna kawa kiedyś zdąży wystygnąć.
Kaśka
Przeklina ten dzień, kiedy zdecydowała się na domek pod miastem. Bo “pod miastem” jest już całkiem głęboką wsią, tyle, że jej dzielnica to jej peryferia. Na ten domek marzeń zarabia mąż. Na Zachodzie. Bo kredyt trzeba spłacić. Bo dziecku trzeba polską przyszłość zapewnić niepolską walutą. Bo tak miało być lepiej…
A nie jest. Randki na Skypie jakoś nie porywają. Najczęściej do nich nie dochodzi, bo albo internetu brak, albo chęci, albo odbiorcy – usnął gdzieś zmęczony po drodze. Spotkania z koleżankami na kawie na tarasie były… raz. Potem koleżanki mają “za daleko”, a i jej do miasta nie opłaca się za często jeździć. Rodzina czeka na parapetówkę, którą przecież w pojedynkę tak słabo wyprawiać.
Dlatego, mimo że ma koło siebie najsłodszego niemowlaka na świecie, czuje się… sama. Sama pcha wózek. Sama pcha swoje zachwyty, pomysły, rozczarowania i smutki przez dłużącą się codzienność i puste wieczory. Sama pcha koszyk z zakupami; wanienkę pełną wody do wylania po kąpieli; łóżeczko, żeby spać bliżej; kawę pod drogi ekspres, którą wypije może i ciepłą, ale wypije ją… sama.
Ja…
Nie jestem żadną z tych mam – myślę w pierwszej chwili. Bo jestem każdą z tych trzech mam po trochu. Ale kawę… piję ciepłą. Albo co najwyżej – odgrzewaną.
Jestem mamą.
Piję ciepłą.
Piję ciepłą, bo mi się należy.
Ciepłą kawę, bo uwielbiam jej smak.
Ciepłą herbatę, bo z ilością kofeiny nie chcę przesadzać.
Ciepłą melisę, bo czasem “ojej mamooo, zobacz…” nie mieści się w dozach cierpliwości mojej głowy.
Piję ciepłą, żeby przymknąć oczy.
Piję ciepłą, żeby pomyśleć. O niczym.
Piję ciepłą, żeby mentalnie opuścić poplamione dresy i burdel w kuchni. Choć na jeden łyk.
Piję ciepłą, żeby przypomnieć sobie, co to “coffee break”.
Piję ciepłą, bo czasem w niej roztapiam łzy bezsilności.
Piję ciepłą, bo czasem w niej odbijam uśmiech spełnienia.
Piję ciepłą, bo obiad… jadam zimny.
Piję ciepłą, żeby przypomnieć sobie dorosłość… budując z klocków, układając puzzle, czytając Pucia.
Piję ciepłą – dla towarzystwa. Sobie samej.
Piję ciepłą, bo są dni, że to jedyny luksus, na jaki sobie mogę pozwolić.
Piję ciepłą, bo… nie samym dzieckiem żyje matka.
Piję ciepłą, bo umiem walczyć o swoje.
Dlatego czasem… Piję z termosu 😉
A Ty? Pijesz z nami?
Tu na blogu, po raz pierwszy ogłaszam nową akcję! #JESTEMMAMAPIJECIEPLA
Ona już trwa. Tłumnie. Głównie na Instagramie. I jedyny komentarz, jaki codziennie dostaję na jej temat, to dziesiątki wiadomości z hasłem: “dziękuję!”, “super pomysł”, “fajna akcja!”.
#JESTEMMAMAPIJECIEPLA
Będziemy RAZEM piły kawę. Codziennie. Po co?
Po to… by ten nasz często mozolny, macierzyński świat odczarować.
Odczarować od śmierdzącego w mediach i internetach mitu, że matka to synonim tłustych włosów, podbitych niewyspaniem oczu i… zimnej kawy. Owszem, bardzo często jestem uosobieniem tego co powyżej, ale to stan przejściowy: do pójścia w lepszy dzień, w sukienkę, w makijaż, w wyjście z domu. To nie sytuacja constans. Prawda?
Odczarować od poczucia, że jednak nie są szczęściarami te mamy, których dzieci nie śpią jak im zagrają i nie potrafią pobawić się same. Mamy wyjątkowo wymagających dzieci (HNB) muszą wiedzieć, że nie są same i muszą mieć ten jeden moment w ciągu dnia, by się uśmiechnąć. Choćby do kubka kawy. Ciepłej! I do innej Mamy.
Odczarować z kieratu dnia codziennego. Kurczę, zróbmy coś przez moment najmniejszy tylko dla siebie. Poznajmy się online. Zintegrujmy się! Poczujmy się mniej samotne… Zróbmy sobie kawę!
Na czym akcja #JESTEMMAMAPIJECIEPLA będzie polegać?
Wchodzisz w to?
Codziennie czekam na Twoje zdjęcie kawy z #jestemmamapijeciepla jako post na fejsbuku, relację lub zdjęcie na instagramie!
No to siup! Lecę zaparzyć kawę 😉 A… dzieci wcale nie śpią 😛