Wciąż (ochoczo!) tkwię z dala od cywilizacji, miejskich tabloidów, z ograniczonym wiejskim rytmem „slow” dostępem do informacji. Nie wiem jakie są prognozy pogody, gdzieś tam w tle lecą polityczne głowy, ale za to doskonale wiem, że wczoraj Anna Lewandowska urodziła! Wiem, że urodziła córkę. I wiem też, że ma na imię Klara. Wiem to z wiejskiego sklepu, potem z radia z samochodu, aż w końcu od męża, który będąc w południe online znalazł się w tym elitarnym gronie pierwszych odbiorców tej dobrej nowiny! I tak pół Polski otwiera szampana (przede wszystkim w myślach). I pół Polski wylewa szlam (przede wszystkim w słowach). A Państwo Lewandowscy? Państwo Lewandowscy przewijają sobie pierwsze kupki, walczą o każdą kroplę mleka i uczą się nawzajem swojej powiększonej drużyny. Skądś przecież to znam…
Młoda, piękna i bogata
„Nie lubię jej” – podsumowuje sąsiadka kupująca przede mną chleb i marchewki. Bo przecież każde wydarzenie celebryckiego świata jest wystarczającym pretekstem, by zebrać się na ławie przysięgłych (wiejskiego lub osiedlowego sklepu) i zawołać: „sąd idzie”! Główne zarzuty: młoda, piękna i bogata. A toż to przecież tak bardzo nie przystoi do polskiej martyrologii fałszywej skromności, mody na narzekanie i przeliczania szczęścia na pieniądze, a liczbę dzieci na „500+”. A ja stanę sobie w loży obrońców. Młoda – dla nas wszystkich to kwestia czasu. Piękna – rzecz gustu. I makijażu. Bogata – kwestia pracowitości: nie tylko męża, ale jej własnej. Przecież mogła być tylko uśmiechającą się żoną znanego piłkarza. A postanowiła przekonać, że komosa ryżowa i mąka kokosowa mogą smakować… paniom, które na nie stać. Cóż, każdy biznes ma swój target i żadnego grzechu w tym nie widzę.
Royal baby
Jaki kraj, takie royal baby… Sama podświadomie tęsknię za czasami monarchii w Polsce, które znam tylko ze slajdów własnej wyobraźni, które aktywowały lekcje historii. Ale jak bajkę oglądałam jakże królewski, angielski ślub Kate i Williama, a potem ich słynne wyjście z zawiniątkiem w ramionach wśród tłumów koczujących poddanych. Zawiniątko miało na imię George. Kolejne: Charlotte. Tu mamy Klarę. Koczowników szpitalnych (na szczęście dla młodych Rodziców!) chyba brak. Ale mamy za to tłumnie, głośno i non stop informujące nas o nowej rodzinie media. Bo czemu mają nie mówić? Skoro trąbiły o żółtym płaszczyku „pikaczu” pani premier, to czemu mają nie donosić o szczęściu medialnej i znanej (czy tego chcemy czy nie) pary nie-do-końca celebrytów? Ja przyjmuję z otwartymi ramionami takie royal baby: skoro królów nie mamy, polityka za brzydka, by nam je podarować; dlaczego więc nie dostać go od Lewego – króla bramek, z którego nasz kraj może być naprawdę dumny! Przynajmniej za jakiś czas, gdy Anna Lewandowska wrzuci na swój Instagram (lub inne ustrojstwo online, o którym nawet nam się jeszcze nie śni) zdjęcie tortu Klary z pięcioma świeczkami, zapewne krzyknę sobie: „To ona ma już pięć lat?!”. I przypomnę sobie dokładnie co robiłam, gdy te pięć lat małej dziewczynki się zaczynało.
Anna Lewandowska urodziła… moje dziecko
Moje dziecko to Klara… Tylko że ma na imię Anielka. Ciążę Lewandowskiej ogłaszały media. Moją: rodzina, przyjaciele, znajomi między sobą. Kwestia skali. Nie jestem tak piękna? Hmm… Jak powyżej: kwestia gustu. Na pewno obie mamy piękne imię. I obie podobamy się swoim mężom. I obie będziemy miały jutro rano podkrążone oczy – już nasze dziewczynki o to zadbają. Jestem bogata? Tak – mam dziecko! Będę bogatsza, jak będę kiedyś miała może kolejne. Klara dostała Lewego za tatę. Moja córka – Tabayowego! Równie fajny z niego gość! Król naszego rodzinnego boiska.
I wreszcie: Anielka to także royal baby. Nosi koronę. Podobnie jak Antoś Nowak lub Zuzia Kowalska. A na imię jej… miłość. PS. Tymczasem i ja idę zajrzeć do pampersa mojej córeczki. Przewinę go dokładnie tak samo, jak robią to może i w tej chwili Państwo Lewandowscy. No dobra, może z trochę większą wprawą i na ciut starszej pupce… mojego royal baby 😉
Anna Lewandowska urodziła… Twoje dziecko?
Wciąż (ochoczo!) tkwię z dala od cywilizacji, miejskich tabloidów, z ograniczonym wiejskim rytmem „slow” dostępem do informacji. Nie wiem jakie są prognozy pogody, gdzieś tam w tle lecą polityczne głowy, ale za to doskonale wiem, że wczoraj Anna Lewandowska urodziła! Wiem, że urodziła córkę. I wiem też, że ma na imię Klara. Wiem to z wiejskiego sklepu, potem z radia z samochodu, aż w końcu od męża, który będąc w południe online znalazł się w tym elitarnym gronie pierwszych odbiorców tej dobrej nowiny! I tak pół Polski otwiera szampana (przede wszystkim w myślach). I pół Polski wylewa szlam (przede wszystkim w słowach).
A Państwo Lewandowscy? Państwo Lewandowscy przewijają sobie pierwsze kupki, walczą o każdą kroplę mleka i uczą się nawzajem swojej powiększonej drużyny. Skądś przecież to znam…
Młoda, piękna i bogata
„Nie lubię jej” – podsumowuje sąsiadka kupująca przede mną chleb i marchewki. Bo przecież każde wydarzenie celebryckiego świata jest wystarczającym pretekstem, by zebrać się na ławie przysięgłych (wiejskiego lub osiedlowego sklepu) i zawołać: „sąd idzie”! Główne zarzuty: młoda, piękna i bogata. A toż to przecież tak bardzo nie przystoi do polskiej martyrologii fałszywej skromności, mody na narzekanie i przeliczania szczęścia na pieniądze, a liczbę dzieci na „500+”.
A ja stanę sobie w loży obrońców. Młoda – dla nas wszystkich to kwestia czasu. Piękna – rzecz gustu. I makijażu. Bogata – kwestia pracowitości: nie tylko męża, ale jej własnej. Przecież mogła być tylko uśmiechającą się żoną znanego piłkarza. A postanowiła przekonać, że komosa ryżowa i mąka kokosowa mogą smakować… paniom, które na nie stać. Cóż, każdy biznes ma swój target i żadnego grzechu w tym nie widzę.
Royal baby
Jaki kraj, takie royal baby… Sama podświadomie tęsknię za czasami monarchii w Polsce, które znam tylko ze slajdów własnej wyobraźni, które aktywowały lekcje historii. Ale jak bajkę oglądałam jakże królewski, angielski ślub Kate i Williama, a potem ich słynne wyjście z zawiniątkiem w ramionach wśród tłumów koczujących poddanych. Zawiniątko miało na imię George. Kolejne: Charlotte.
Tu mamy Klarę. Koczowników szpitalnych (na szczęście dla młodych Rodziców!) chyba brak. Ale mamy za to tłumnie, głośno i non stop informujące nas o nowej rodzinie media. Bo czemu mają nie mówić? Skoro trąbiły o żółtym płaszczyku „pikaczu” pani premier, to czemu mają nie donosić o szczęściu medialnej i znanej (czy tego chcemy czy nie) pary nie-do-końca celebrytów?
Ja przyjmuję z otwartymi ramionami takie royal baby: skoro królów nie mamy, polityka za brzydka, by nam je podarować; dlaczego więc nie dostać go od Lewego – króla bramek, z którego nasz kraj może być naprawdę dumny! Przynajmniej za jakiś czas, gdy Anna Lewandowska wrzuci na swój Instagram (lub inne ustrojstwo online, o którym nawet nam się jeszcze nie śni) zdjęcie tortu Klary z pięcioma świeczkami, zapewne krzyknę sobie: „To ona ma już pięć lat?!”. I przypomnę sobie dokładnie co robiłam, gdy te pięć lat małej dziewczynki się zaczynało.
Anna Lewandowska urodziła… moje dziecko
Moje dziecko to Klara… Tylko że ma na imię Anielka. Ciążę Lewandowskiej ogłaszały media. Moją: rodzina, przyjaciele, znajomi między sobą. Kwestia skali. Nie jestem tak piękna? Hmm… Jak powyżej: kwestia gustu. Na pewno obie mamy piękne imię. I obie podobamy się swoim mężom. I obie będziemy miały jutro rano podkrążone oczy – już nasze dziewczynki o to zadbają. Jestem bogata? Tak – mam dziecko! Będę bogatsza, jak będę kiedyś miała może kolejne. Klara dostała Lewego za tatę. Moja córka – Tabayowego! Równie fajny z niego gość! Król naszego rodzinnego boiska.
I wreszcie: Anielka to także royal baby. Nosi koronę. Podobnie jak Antoś Nowak lub Zuzia Kowalska. A na imię jej… miłość.
PS. Tymczasem i ja idę zajrzeć do pampersa mojej córeczki. Przewinę go dokładnie tak samo, jak robią to może i w tej chwili Państwo Lewandowscy. No dobra, może z trochę większą wprawą i na ciut starszej pupce… mojego royal baby 😉