Jest taki dom. Zupełnie inny od normalnych domów. Trwają w nim prace remontowo-budowlane codziennie, bez wyjątku. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Rośnie, zmienia się nie do poznania i w większości przypadków: budowlańcy spisują się na medal. I mimo, że ciągle w budowie: jest zamieszkały. Przez kogo? Przez malutkiego Człowieka, którego stworzyłam, a którego jeszcze nie ujrzałam. Jestem jego domem. Na dwóch nogach. Z wystającym brzuchem.
Uwaga: budowa w toku! Czyli jak dbać o siebie w ciąży.
Dom ten mieści w sobie jeszcze kilka innych sprzeczności: słychać w nim, ale nie z niego. Nie ma okien, ale dociera do niego światło i dźwięk. Prawie nikt z niego przed czasem nie wychodzi (i oby tak zostało!), ale daje o sobie znać, że jest i… ćwiczy. A gdy nieustannie znajduje się w stanie budowy, musi być przestrzegana jedna, ważna zasada: musi być czysty, zadbany i w harmonii zarazem ze mną i z jego Mieszkańcem. Jak to osiągnąć? Ja znam co najmniej 3 proste sposoby
1) Otoczenie
Moim najbliższym otoczeniem jest mąż i niespełna dwuletnia córeczka. Jak sobie z nimi radzę, żeby mój dom stał bezpiecznie na tych swoich dwóch nogach i dawał schronienie młodszemu rodzeństwu?
Z mężem mamy niepisaną umowę: ja gotuję (bo umiem i lubię), on sprząta; ja przecieram kurze, on łapie za cięższe sprzęty typu odkurzacz. Odkąd jestem w ciąży do jego obowiązków dochodzi także wszystko to, do czego trzeba wyżej sięgnąć, dźwignąć lub… się bardziej schylić.
A to, że młodsze rodzeństwo zaczyna konkurować nawzajem ze starszym dopiero po porodzie jest nieprawdą. Już teraz muszę wybierać godzinę pójścia na plac zabaw tak, aby krzyczącego i wierzgającego, wciąż spragnionego zabawy w piaskownicy Łobuza do mieszkania sprzątnął… Tatuś: zazwyczaj siłą i zazwyczaj „na barana”.
Z córeczką także mamy niepisaną umowę: w pewnym momencie zrozumiała, że mama nie może dźwigać i nie może podnosić. Może i może, ale woli chuchać na zimne, więc stara się (o ile to możliwe) tego unikać. Dlatego, zamiast wsadzania i wysadzania z wózka oraz dźwigania samego wózka podczas samotnych spacerów używamy samochodu-jeździka. Zamiast znoszenia po schodach, trzymamy się za rączkę. Zamiast tańczenia „walczyka-tanytany” trzymając wspólnie ramę, trzymamy się… za rączki. Zamiast noszenia się do usypiania, tulimy się i kołyszemy na siedząco. A zamiast dwóch buziaków „na dobranoc”: dla mamy i taty; dajemy trzeciego: w wystający brzuszkiem – Dom!
2) Ciało
Nie zgadzam się, że mama jednego, dwojga czy trojga dzieci nie ma czasu zająć się sobą. Nie mówię tu o godzinnym malowaniu paznokci, wypadów do kosmetyczki albo o makijażu rodem ze sceny. Mam tu na myśli proste zabiegi, które pozwolą mi poczuć się zadbaną, a nie są zwykłą, codzienną, szybką toaletą: makijaż, prysznic, demakijaż itd.
Jaki znalazłam sposób na mini chwilę dla siebie? Zostałam człowiekiem bez twarzy. Albo mamą ze śmieszną twarzą. Albo żoną, co straszy… To zależy o jakiej porze dnia lub wieczora położę sobie na twarz maseczkę. Moją ulubioną i właściwie jedyną, jakiej używam jest seria od 7th Heaven. Dlaczego? Bo moja zdecydowanie zbyt problematyczna skóra, toleruje je bardzo dobrze. Bo mają nie zwymyślane działanie, tylko dbają o to, co najważniejsze: nawilżenie, odświeżenie, oczyszczanie. Bo cudnie pachną. Bo co jakiś czas mogę serwować sobie trochę inną „atrakcję” na buzi: albo typu peel-off, albo typową papkę, albo kompres. I najważniejsze:jestem spokojna o skład. Podczas ciąży, czy karmienia piersią maseczki są całkowicie bezpieczne: przeważająca część składników jest pochodzenia naturalnego. A kiedy mam na nie czas? Podczas porannej zabawy z córką w jej pokoju – ona też ma wtedy dodatkowy ubaw. Z matki. Podczas wieczornego seansu z książką lub z filmem. Albo w natłoku obowiązków: podczas sprzątania, gotowania, itd. O ile idzie lżej ze świadomością, że symultanicznie robisz coś niecodziennego, przyjemnego… dla siebie i fasady Domu, którym jesteś!
3) Dusza
Tutaj nie będę pisać wiele. I nie oznacza to, że w ciąży nie myślę zbyt wiele. Bo czasem głowa lubi dyktować różne głupie scenariusze, czarne myśli i strachy nie na lachy… Jednak: w trosce o ten Dom, na tyle, na ile to możliwe wyganiam wszystkich za próg. To znaczy kogo? Tych, co te myśli nakręcają. „Życzliwych”, którzy twierdzą, że przesądy dla ciężarnych akurat działają i zabraniają Ci ścinać włosów w ciąży. Tych, co opowiadają jakieś straszne okołoporodowe historie nie mając wyczucia, a mnie stwarzając… złe przeczucia. Tych, co każą Ci jeść tylko buraczki i marchewkę zapomniawszy, że możesz mieć wściekłą ochotę na… Laysy paprykowe i masz do tej ochoty absolutne prawo!
Za próg wystawiam też nadmiar nerwów. Jak? Olewam. Jeśli i tak wiem, że czegoś nie zmienię – odpuszczam. Jeśli czuję, że awantura wisi w powietrzu – ustępuję. Jeśli zły dzień, hormony albo nadepnięty odcisk moczą mi chusteczkę – nie oszczędzam jej, wypuszczając smutek. Po co? Żeby ten najważniejszy obecnie Dom nie drżał w posadach.
Mam nadzieję, że dzięki tym trzem prostym sposobom mój (i nie tylko mój) Dom będzie tak budowany, by w swoim czasie wyszedł z niego urządzony, spakowany, zadowolony i zdrowy… nowy Mieszkaniec naszego bezpiecznego, standardowego domu: z co najmniej czterema sercami, dobrymi fundamentami, zapachem lata pachnącym!
Jestem DOMEM NA DWÓCH NOGACH
Jest taki dom. Zupełnie inny od normalnych domów. Trwają w nim prace remontowo-budowlane codziennie, bez wyjątku. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Rośnie, zmienia się nie do poznania i w większości przypadków: budowlańcy spisują się na medal. I mimo, że ciągle w budowie: jest zamieszkały. Przez kogo? Przez malutkiego Człowieka, którego stworzyłam, a którego jeszcze nie ujrzałam. Jestem jego domem. Na dwóch nogach. Z wystającym brzuchem.
Uwaga: budowa w toku! Czyli jak dbać o siebie w ciąży.
Dom ten mieści w sobie jeszcze kilka innych sprzeczności: słychać w nim, ale nie z niego. Nie ma okien, ale dociera do niego światło i dźwięk. Prawie nikt z niego przed czasem nie wychodzi (i oby tak zostało!), ale daje o sobie znać, że jest i… ćwiczy. A gdy nieustannie znajduje się w stanie budowy, musi być przestrzegana jedna, ważna zasada: musi być czysty, zadbany i w harmonii zarazem ze mną i z jego Mieszkańcem. Jak to osiągnąć? Ja znam co najmniej 3 proste sposoby
1) Otoczenie
Moim najbliższym otoczeniem jest mąż i niespełna dwuletnia córeczka. Jak sobie z nimi radzę, żeby mój dom stał bezpiecznie na tych swoich dwóch nogach i dawał schronienie młodszemu rodzeństwu?
Z mężem mamy niepisaną umowę: ja gotuję (bo umiem i lubię), on sprząta; ja przecieram kurze, on łapie za cięższe sprzęty typu odkurzacz. Odkąd jestem w ciąży do jego obowiązków dochodzi także wszystko to, do czego trzeba wyżej sięgnąć, dźwignąć lub… się bardziej schylić.
A to, że młodsze rodzeństwo zaczyna konkurować nawzajem ze starszym dopiero po porodzie jest nieprawdą. Już teraz muszę wybierać godzinę pójścia na plac zabaw tak, aby krzyczącego i wierzgającego, wciąż spragnionego zabawy w piaskownicy Łobuza do mieszkania sprzątnął… Tatuś: zazwyczaj siłą i zazwyczaj „na barana”.
Z córeczką także mamy niepisaną umowę: w pewnym momencie zrozumiała, że mama nie może dźwigać i nie może podnosić. Może i może, ale woli chuchać na zimne, więc stara się (o ile to możliwe) tego unikać. Dlatego, zamiast wsadzania i wysadzania z wózka oraz dźwigania samego wózka podczas samotnych spacerów używamy samochodu-jeździka. Zamiast znoszenia po schodach, trzymamy się za rączkę. Zamiast tańczenia „walczyka-tanytany” trzymając wspólnie ramę, trzymamy się… za rączki. Zamiast noszenia się do usypiania, tulimy się i kołyszemy na siedząco. A zamiast dwóch buziaków „na dobranoc”: dla mamy i taty; dajemy trzeciego: w wystający brzuszkiem – Dom!
2) Ciało
Nie zgadzam się, że mama jednego, dwojga czy trojga dzieci nie ma czasu zająć się sobą. Nie mówię tu o godzinnym malowaniu paznokci, wypadów do kosmetyczki albo o makijażu rodem ze sceny. Mam tu na myśli proste zabiegi, które pozwolą mi poczuć się zadbaną, a nie są zwykłą, codzienną, szybką toaletą: makijaż, prysznic, demakijaż itd.
Jaki znalazłam sposób na mini chwilę dla siebie? Zostałam człowiekiem bez twarzy. Albo mamą ze śmieszną twarzą. Albo żoną, co straszy… To zależy o jakiej porze dnia lub wieczora położę sobie na twarz maseczkę. Moją ulubioną i właściwie jedyną, jakiej używam jest seria od 7th Heaven. Dlaczego? Bo moja zdecydowanie zbyt problematyczna skóra, toleruje je bardzo dobrze. Bo mają nie zwymyślane działanie, tylko dbają o to, co najważniejsze: nawilżenie, odświeżenie, oczyszczanie. Bo cudnie pachną. Bo co jakiś czas mogę serwować sobie trochę inną „atrakcję” na buzi: albo typu peel-off, albo typową papkę, albo kompres. I najważniejsze: jestem spokojna o skład. Podczas ciąży, czy karmienia piersią maseczki są całkowicie bezpieczne: przeważająca część składników jest pochodzenia naturalnego. A kiedy mam na nie czas? Podczas porannej zabawy z córką w jej pokoju – ona też ma wtedy dodatkowy ubaw. Z matki. Podczas wieczornego seansu z książką lub z filmem. Albo w natłoku obowiązków: podczas sprzątania, gotowania, itd. O ile idzie lżej ze świadomością, że symultanicznie robisz coś niecodziennego, przyjemnego… dla siebie i fasady Domu, którym jesteś!
3) Dusza
Tutaj nie będę pisać wiele. I nie oznacza to, że w ciąży nie myślę zbyt wiele. Bo czasem głowa lubi dyktować różne głupie scenariusze, czarne myśli i strachy nie na lachy… Jednak: w trosce o ten Dom, na tyle, na ile to możliwe wyganiam wszystkich za próg. To znaczy kogo? Tych, co te myśli nakręcają. „Życzliwych”, którzy twierdzą, że przesądy dla ciężarnych akurat działają i zabraniają Ci ścinać włosów w ciąży. Tych, co opowiadają jakieś straszne okołoporodowe historie nie mając wyczucia, a mnie stwarzając… złe przeczucia. Tych, co każą Ci jeść tylko buraczki i marchewkę zapomniawszy, że możesz mieć wściekłą ochotę na… Laysy paprykowe i masz do tej ochoty absolutne prawo!
Za próg wystawiam też nadmiar nerwów. Jak? Olewam. Jeśli i tak wiem, że czegoś nie zmienię – odpuszczam. Jeśli czuję, że awantura wisi w powietrzu – ustępuję. Jeśli zły dzień, hormony albo nadepnięty odcisk moczą mi chusteczkę – nie oszczędzam jej, wypuszczając smutek. Po co? Żeby ten najważniejszy obecnie Dom nie drżał w posadach.
Mam nadzieję, że dzięki tym trzem prostym sposobom mój (i nie tylko mój) Dom będzie tak budowany, by w swoim czasie wyszedł z niego urządzony, spakowany, zadowolony i zdrowy… nowy Mieszkaniec naszego bezpiecznego, standardowego domu: z co najmniej czterema sercami, dobrymi fundamentami, zapachem lata pachnącym!