Tej Mamie, która topi w czarnej kawie wszystkie godziny białych nocy… Tej Mamie, która płacze bardzo dużo, choć na pozór wysyła czysty zachwyt macierzyństwem i swój uśmiech w świat…
Kiedy gasną światła dnia w dziecięcym pokoju…
Kiedy gasną światła wieczornej lampki, podtrzymywanej przez misie… Kiedy pastele ścian pokrywają się taflą wieczorowej czerni… Wtedy gasną w Tobie zadania do wykonania, role do odegrania, słowa do wypowiedzenia. Wtedy zapala się lampka: “ja”. Lampka kontrolna. Surowa lampka. O pozornie ciepłym kolorze burgundu.
Idziesz usiąść w ulubionym fotelu! Wreszcie! Zatapiasz się w nim i odpływasz ze zmęczoną dniem głową. Albo dokladasz mu jeszcze książkę na kolano, kieliszek wina. Albo… chcesz się pod niego zapaść. I zniknąć. Znowu byłaś samozwańczą, najgorszą matką świata?
Kiedy gasną światła dnia w dziecięcym pokoju…
Gasząc światła w dziecięcym pokoju, patrzysz na ten poczochrany łebek i różowe, rozgrzane snem lico… I nie wierzysz, że znowu, znowu, wbrew temu, co przysięgałaś swojemu odbiciu w lutrze rano szorując zęby, w ciągu dnia przepuściłaś przez nie słowa, które się wyrwały; oceny, na które nikt tak naprawdę nie zasłużył; decybele, których Twój dom miał nigdy nie gościć. Tak, znowu, rzuciłaś błotem w krzyczące dziecko. Twoim krzykiem.
Bo…
Znowu nie zawołało siku.
Bo piętnaście razy cierpliwie wstawałaś od pierwszej w nocy, ale zaczęło płakać po raz szesnasty, o piątej nad ranem.
Bo zamiast wkładać skrupulatnie wykrojone “wagoniki z ketchupem” do buzi, stały się pociągiem na peronie podłogowej klepki pod stołem.
Bo wołało “spać”, a po trzeciej bajce “na dobranoc”, śpiewa, gada i wariuje zagłuszając Twoje kołysanki.
Bo przecież rozumie, że się nie wybiega na ulicę. Ale ten raz zdecydowało podjąć ryzyko na własną rękę, wyrywając się nagle Twojej.
Bo pomidorowa była z ryżem. A miała być z kluskami.
Bo króliczek umoczył łapkę w wanience pilnując czasu kąpieli.
Bo w nowej piosence pomieszał się refren ze zwrotkami.
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Zarzuciłaś na siebie w ten wieczór kołdrę ciężką od wyrzutów sumienia?
Przecież miał być na obiad schab pieczony. I surówka. I szarlotka na deser. A na stole wylądował tylko rosół.
Przecież Twoja wymięta zbyt wolną nocą i zbyt szybkim dniem twarz jest tak inna od tych mam, które promienieją w telewizjach śniadaniowych, na blogach, instagramach.
Przecież chciałabyś czasem złapać ojca Twojego dziecka za rękę, ale na “wychodne” jakoś jeszcze się nie złożyło, a w łóżku między Wami kilka kilo zapakowane w kolorową piżamkę.
Przecież ktoś Ci niby bliski półgębkiem próbuje Ci wręczyć szarfę nieogarniania.
Przecież wydreptując niewidzialne, dzienne i nocne ścieżki kojenia, przytulania, usypiania czujesz się tak bardzo… samotna.
Przecież chcesz dobrze, chcesz “jak dawniej”, chcesz być królową życia, a wychodzi Ci co najwyżej niskobudżetowa wersja Kopciuszka.
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Zgasiłaś własną czujność na… wdzięczność?
Zapomniałaś, jak bardzo czekałaś na ten wierzgająco-krzyczący kocyk?
Zapomniałaś ten lęk o bezpieczne lądowanie w ramionach, kiedy czułaś te nóżki po drugiej stronie brzucha?
Zapomniałaś jak Twoje poprzednie życie było płytkie, beztroskie i bezcelowe?
Zapomniałaś jak patrzyłaś na rozbawione sobą rodziny w parku, gdy Twoje marzenie o rodzinie było sferą… marzeń?
Zapomniałaś jak modliłaś się, żeby było zdrowe, żeby było bezpieczne, żeby było już z Wami?
Zapomniałaś już jak to jest czuć taką zwykłą, codzienną wdzięczność do losu, który naprawdę bywa niesprawiedliwy?
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Nie jesteś sama. Jestem. Dziś wieczór. Przykryta tak samo ciężką kołdrą wyrzutów sumienia. Bojąca się kolejnej nocy bez godziny snu. I kolejnego dnia z godzinami zmęczenia, niecierpliwości i poczucia winy z powodu bycia najgorszą matką świata.Wymierzam sobie policzek za policzkiem. Chlast. Plask.
Jestem. Dom, klatkę okno obok. Wbita w fotel. Z odpryskami “błota” niechcianych, własnych słów na twarzy. Z rozwiązanym supełkiem do zapamiętania: “Bądź wdzięczna. Masz wszystko!”
Kiedy jaśnieją światła dnia dziecięcego pokoju…
Wiesz, co jeszcze nas łączy? Poranek! I te małe rączki, próbujące się uwolnić ze śpiworka skoro świt. Wyspane, roześmiane oczy. “Mama” wycedzone między kilkoma wschodzącymi na horyzoncie czerwonych dziąseł zębami. I jego poczucie, że wczoraj nie istniało, że jutra nie ma. I Twoje przeczucie, że to “jutro” będzie już trochę inne: lepsze albo gorsze, inne.
A dziś? Dziś nie my wystawiajmy sobie rankingi “naj”! Niech ocenią nas te roześmiane oczy, wyciągnięte rączki, wycedzone “Mama”… Niby nic. A jednak: wszystko! I ta kołdra staje się ciut lżejsza… Czujesz?
Kiedy gasną światła dziecięcego pokoju…
Tej Mamie, która topi w czarnej kawie wszystkie godziny białych nocy… Tej Mamie, która płacze bardzo dużo, choć na pozór wysyła czysty zachwyt macierzyństwem i swój uśmiech w świat…
Kiedy gasną światła dnia w dziecięcym pokoju…
Kiedy gasną światła dnia w dziecięcym pokoju…
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Kiedy zgasły światła dnia dziecięcego pokoju…
Kiedy jaśnieją światła dnia dziecięcego pokoju…