Często przysyłacie mi pytania o polecenia najfajniejszego gadżetu macierzyństwa dla Was, wcale nie dla dzieci. Często też pytacie mnie, jak to jest być mamą dwójki w porównaniu do poprzedniego stanu: domu z jednym małym człowieczkiem na czele. No to ten wpis odpowie na oba powyższe pytania.
Jak ja wciąż dobrze pamiętam te noce sprzed dwóch i pół roku. Z nieba spływał ciepły, letni świt. Moje powieki spływały ciężkim, odganianym snem. Z moich piersi płynęło hojnie mleko. Na mnie pokracznie pływało malutkie kangurzątko w postaci małej dziewczynki, co to przecież dopiero co zawitała do naszego domu.
Mleczne wrzeciono
Oj, pamiętam dobrze te noce, kiedy brak snu działał podobnie jak leki psychotropowe. Napędzał… głupawkę! A potem: “jaka noc, taki dzień…” jak to śpiewa Edyta Geppert. Jako młoda mama lewitowałam między snem a jawą. Dlaczego?
Bo byłam tak bardzo przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa mojego dziecka podczas karmienia i samego problemu pt. “czy na pewno się najada?”, że urządziłam sobie jakże bezsenny i pracochłonny kołowrotek. Kręciło się to mleczne wrzeciono mniej więcej tak: woła jeść – wstaję – zasiadam na zbrukanym plamami poprzednich karmień fotelem – przystawiam – karmię – kanguruję ją, żeby się przyjęło i żeby się odbiło – po jakimś czasie odkładam do łóżeczka. Zazwyczaj jest to czas za krótki. Rozbudza się – wierci się – ulewa się – jest czkawka. Przystawiam znowu. Znowu kanguruję i próbuję utulić. Skoro zjadło się jeszcze więcej – ulewa się jeszcze więcej. Przebieramy się – otulam – odkładam. Zostało mi jakieś pół godziny do kolejnego karmienia… I tak przez co najmniej kilka pierwszych miesięcy życia Anielki. Znasz ten kołowrotek?
Śpimy w piątkę
A jak jest teraz? Teraz dalej chodzę niewyspana, ale ciągle z powodu tej samej dziewczynki co dwa i pół roku temu. Natomiast karmienie jej młodszej siostry nie przypomina już mojej zawsze przegranej walki z przypływem mleka i odpływem snu. Teraz podczas karmienia zarządzam światem! A nawet kilkoma światami. A wszystko to dlatego, że uprawiając rodzinny co-sleeping, śpimy w… piątkę. Ja, córeczki, ich tata i… Ona! Nasz niezastąpiony nowy członek rodziny. Na imię ma Karmiuszka. Chcesz ją poznać?
Kim jest Karmiuszka?
W skrócie: tym gadżetem, który polecam każdej młodej mamie karmiącej piersią i nie tylko. Tym gadżetem, który totalnie odmienił moje podejście i moją praktykę karmienia piersią. Tą rzeczą, bez której nie ruszam się w żadne dalsze podróże. I tym przedmiotem, który traktuję z takim szacunkiem i sympatią, jakby była faktycznie naszym rodzinnym pupilem.
#karmwygodnie
Karmiuszka jest profesjonalną, starannie wykonaną, z wysokiej jakości materiałów poduszką w kształcie kuli do karmienia. Wypełniona jest w stu procentach łuską prosa, przez co się nie odkształca, a jednocześnie świetnie dopasowuje do każdej, wygodnej mi w danej chwili pozycji podczas karmienia. Czasem na niej leży moja głowa, czasem łokieć, ręka, a czasem kolano lub kręgosłup. Bo najważniejsza zasada, jaką zaadaptowałam wraz z Karmiuszką, to zasada: #karmwygodnie. Poza tym, poduszka jest zamknięta w wodoszczelny, piękny kolorystycznie pokrowiec. Nie ma zatem szans na zbrukanie plamami jak nasz biedny fotel, który przyjął… nadwyżkę każdego karmienia.
Karmiuszka jest pomysłem młodej mamy, która poduszkę stworzyła na potrzeby własne, a dopiero potem widząc genialność tego pomysłu zdecydowała się rozszerzyć grono jej posiadaczy na inne mamy, których zwykły rogal po prostu nie zadowalał. Ja byłam właśnie taką mamą. Tradycyjne poduszki-rogale (a kilka już ich przetestowałam) są dla mnie albo za miękkie, albo za szerokie, albo takie, w które się nie mieszczę.
Przed pisaniem tego tekstu myślałam, jakby Wam to zawoalować, żeby nie było, że tak wprost coś zachwalam. Ale heloł – od tego tu między innymi jestem! Jeśli jest coś naprawdę fajnego i przetestowanego, to czemu miałabym Wam o tym nie mówić wprost? 🙂
Kochanie, karmisz? Nie! Zarządzam światem
Zarządzam światem zdrowia mojego dziecka i własnym – dając mu to co najzdrowsze, w najwygodniejszej dla mnie samej pozycji.
Zarządzam światem bezpieczeństwa mojego dziecka: poduszka jest na tyle ciężka, że bardzo często służy mi za tak zwany boczny wałek łóżka na wypadek, gdyby ktoś chciał się z niego sturlać. I jest na tyle wysoka, że mogę sobie położyć ją po drugiej stronie mojego dziecka, oprzeć na niej rękę i jednocześnie przytulając się do córeczki, mieć pewność, że jej niechcąco, podczas snu, nie zgniotę.
Zarządzam światem rodzicielstwa bliskości, czyli zbliżeniem się do siebie we względnym spokoju, z pieszczotami na wyłączność. Mamy, które podczas karmienia mają starsze rodzeństwo wesoło brykające po domu, wiedzą, że ten spokój i ta bliskość wcale nie muszą być oczywistością.
Zarządzam światem emocjonalnym moich dzieci. Często właśnie podczas karmienia, Najmłodsza z gatunku bliskolubnych koali ma możliwość przytulenia się, a jej jednak ciągle trochę zazdrosna siostra zawsze znajdzie dość spory, niezajęty kawałek mamy, gdy to zawsze chce się przytulać dokładnie w tym samym czasie.
Zarządzam światem własnym!
Zarządzam światem mojego rozwoju osobistego: karmienie stało się tak wygodne, że bez problemu mogę sobie w jego czasie kartkować książkę lub scrollować telefon. Bo wieczorami w tak zwanym “wolnym czasie” nie mam już na to ani czasu, ani siły.
Zarządzam światem mojego internetowego świata, czyli tym blogiem! Większość tych dłuższych tekstów, które tu czytacie – układa mi się w głowie podczas mojego wyciszenia się, podczas karmienia. A większość krótkich statusów tworzy się od razu na klawiaturze lub głosowo – także podczas karmienia.
Zarządzam światem mojego relaksu. Bo korzystam z bonusa, jaki daje mi Karmiuszka: roluję na niej swój przeciążony odcinek lędźwiowy albo poprawiam krążenie opierając powyżej stopy, podczas tak zwanego odpoczynku.
Zarządzam bardzo bliskim mi światem filozofii: “być mamą to za mało, spełniaj się!”. I tym samym kibicuję i wspieram młodą mamę, która dała Karmiuszce życie i pozwala jej się przez to życie toczyć z sukcesem w innych domach.
Zarządzam moim wpisem na blogu: “5 najlepszych zakupów pierwszego roku życia mojego dziecka!” (który pisałam tak dawno, kiedy czytał mnie chyba tylko mąż i teściowa). I absolutnie dodaję do niego moją najwierniejszą Przyjaciółkę ciężko-lekkiego macierzyństwa: Karmiuszkę!
Kochanie, karmisz? Nie, zarządzam światem!
Mleczne wrzeciono
Śpimy w piątkę
Kim jest Karmiuszka?
#karmwygodnie
Kochanie, karmisz? Nie! Zarządzam światem
Zarządzam światem własnym!