– Mamooo… – błagam, nie zostawiaj mnie samej, nie porzucaj mnie, jestem taka malutka, bezbronna – krzyczy moja kilkumiesięczna córeczka wydzierając się zacieśniającym się (w jej wyimaginowanej wizji świata własnego) szczebelkom łóżeczka. – Dobra, pójdę tylko podgrzać Ci kaszę, dobrze, zaraz będę. – No dobra… (mija jedno mikrosekunda)
– Mamoooooo….. – słyszę robiąc pierwszy krok w stronę przeciwną od łóżeczka – Mamooo…. – słyszą także mój zniecierpliwiony rozsądek i łamiące się serce, które próbują pojąć zaułki lęku separacyjnego – Mamoooo… – słyszę w postaci niewerbalnego zanoszenia się płaczem namokłym od łez wielkości koralików ulubionej grzechotki – Nie odchodź! Te drzwi, za którymi zaraz przepadniesz bez reszty wciągną Cię w czeluście, z których nie ma powrotu! Nie znikaj!
Mamo, siku!
– Mamoooo – sikuuu – radosnym okrzykiem jesteś wyrwana z wewnętrznej defilady satysfakcji po sprawnym ubieraniu butów, czapki i… kombinezonu! W jeszcze głębszych pokładach skrywanej szczerości tylko przed sobą samą, tłumisz Tobie tylko słyszalne wszystkim nam wiadome epitety.
– Mamoo… – a dlaczego idziemy? A ciemu dziś lózowa capecka? – Bo jest zimno. – A dlacego jest zimno…? Bo jest wczesna wiosna. – A cio to znacy wczesna wiosna? … – Tata wytłumaczy Ci jak wróci z pracy. – A dlacego jest w placy… – A kiedy wlóci… – Ja chce do taaaaty!… Zdjęłaś dopiero jednego buta, w międzyczasie jeszcze tłumacząc, dlaczego nie pójdziemy po raz pięćdziesiąty piąty na tę samą zjeżdżalnię do tego samego parku i masz ochotę zadać swoje pytanie – głośno i wyraźnie – komukolwiek, kto zna odpowiedź: kto wymyślił suwaki, sznurowadła, zimę i… bunt dwulatka?
Mamo, ja nie kce…
– Mamooo… ja nie kce dziś iść do przedszkola. Bo Asia ma takiego misia, co jego oczy są takie smutne i mi też się robi smutno… I wszystkie dzieci jesce śpią, a ja psecies już taka duża jestem i nie chce spać jak wsyscy. – Mamoooo – mogę polepić z Tobą te pielozki… I już wiesz, że szybkie przygotowanie obiadu zakończy się pobojowiskiem mąki z ciastem w kuchni. Ale przy ścieraniu kałuży wody popruszonej farszem nic Cię tak nie wzruszy jak elokwencja uważającego się za tak samo jak Ty dorosłe dziecko kończące całe swoje 5 lat, cedzącego przez już kompletne mleczaki coraz to ciekawsze słowa…
Mamo, daj stówę
– Mamooo…. – no mówiłem Ci, żebyś nie czekała na mnie tyle godzin. Przecież wszyscy z tej imprezy mieli wracać nad ranem. Po co było zostawiać te 33 połączenia nieodebrane… A i jest też taka ustawka, że jutro nikt nie idzie na pierwszą lekcję, bo wiesz, ta facetka jest głupia i trzeba napisać mi usprawiedliwienie. – No mamoo, no, zresztą co Ty możesz wiedzieć o moich problemach… A w Twojej głowie kotłują się Twoje własne, których epicentrum to kompletny brak pomysłu na podejście do Twojego nastolatka – wykolejonego z torów grzecznych obyczajów, poprawności politycznej, łagodności nastrojów; obecnie zakotwiczonego w hangarze swojego pokoju z tabliczką: „Nie ma mnie. Nie przeszkadzać”.
Mamo, nie przyjadę
– Mamooo… Jutro spodziewamy się spontanicznej wizyty znajomych: nadaj na autobus paczuszkę Twoich uszek z barszczem, przecież nikt nie robi lepszych! I mamo, nie przyjedziemy w ten weekend, tylko następny, bo wybywamy z dzieciakami na rowery, nie obrazisz się? – próbujesz znaleźć choć odrobinę skruchy w tak dobrze Ci znanym głosie Twojej 30-letniej córki, która uwiła już swoje gniazdo, też jest mamą, a u Ciebie jest… najmilej widzianym gościem, którego życiem wciąż żyjesz.
Mamo, teraz Ty!
– Mamooo… – Kochana Mamo, Matko Polko, Mamucho, Mamuniu… – przestań zgodnie z nagłośnioną obecnie filozofią brnąć w ślepą uliczkę frustracji, zmęczenia i rezygnacji, żyjąc mantrą dnia świstaka. Matulu – zrób coś dla siebie – zdają się wołać wszystkie dzieci! I te kilkumiesięczne, gdy idą na drzemki w ramionach taty, i te starsze, gdy uczą się samodzielności w przedszkolu, szkole, dorosłym życiu. – Matko, matulu, mateczko – zatrzymaj się na chwileczkę wśród kwilenia, płaczu, wołania, furczenia, proszenia, pytania. Znajdź chwilę dla siebie. Zrób coś tylko 4 You!
Coś dla siebie!
Niekoniecznie musi być to praca zawodowa. Tylko Ty i coś co lubisz, w czym czujesz się dobrze, co daje Ci ukojenie, odpoczynek, zapomnienie. Zapisz się na kurs krawiectwa, tanga argentyńskiego, fotografii. Idź na rolki, jogę, grupę wspólnego szydełkowania. Obejrzyj film lub serial, który Ty wybierzesz. Napij się dobrej kawy, zjedz kolorową sałatkę, zadzwoń do przyjaciółki na ploty. To jest Twoje 10 minut, pół godziny, dwie – tylko Twoje! A wtedy: decybele każdego „Mamoooo” zabrzmią Ci bardziej potrzebnie, sensownie, przyjaźnie. W końcu, gdy usłyszysz „Mamoooo” poczujesz się najbardziej spełnioną kobietą świata!
I… – Mamoooo…. – Wiesz co? – Mając dziecko, Ty już nigdy nie będziesz sama!
Mamooo…!, czyli 5 dowodów na to, że nigdy Cię nie opuszczę
Mamo, nie znikaj!
– Mamooo… – błagam, nie zostawiaj mnie samej, nie porzucaj mnie, jestem taka malutka, bezbronna – krzyczy moja kilkumiesięczna córeczka wydzierając się zacieśniającym się (w jej wyimaginowanej wizji świata własnego) szczebelkom łóżeczka. – Dobra, pójdę tylko podgrzać Ci kaszę, dobrze, zaraz będę. – No dobra… (mija jedno mikrosekunda)
– Mamoooooo….. – słyszę robiąc pierwszy krok w stronę przeciwną od łóżeczka – Mamooo…. – słyszą także mój zniecierpliwiony rozsądek i łamiące się serce, które próbują pojąć zaułki lęku separacyjnego – Mamoooo… – słyszę w postaci niewerbalnego zanoszenia się płaczem namokłym od łez wielkości koralików ulubionej grzechotki – Nie odchodź! Te drzwi, za którymi zaraz przepadniesz bez reszty wciągną Cię w czeluście, z których nie ma powrotu! Nie znikaj!
Mamo, siku!
– Mamoooo – sikuuu – radosnym okrzykiem jesteś wyrwana z wewnętrznej defilady satysfakcji po sprawnym ubieraniu butów, czapki i… kombinezonu! W jeszcze głębszych pokładach skrywanej szczerości tylko przed sobą samą, tłumisz Tobie tylko słyszalne wszystkim nam wiadome epitety.
– Mamoo… – a dlaczego idziemy? A ciemu dziś lózowa capecka? – Bo jest zimno. – A dlacego jest zimno…? Bo jest wczesna wiosna. – A cio to znacy wczesna wiosna? … – Tata wytłumaczy Ci jak wróci z pracy. – A dlacego jest w placy… – A kiedy wlóci… – Ja chce do taaaaty!… Zdjęłaś dopiero jednego buta, w międzyczasie jeszcze tłumacząc, dlaczego nie pójdziemy po raz pięćdziesiąty piąty na tę samą zjeżdżalnię do tego samego parku i masz ochotę zadać swoje pytanie – głośno i wyraźnie – komukolwiek, kto zna odpowiedź: kto wymyślił suwaki, sznurowadła, zimę i… bunt dwulatka?
Mamo, ja nie kce…
– Mamooo… ja nie kce dziś iść do przedszkola. Bo Asia ma takiego misia, co jego oczy są takie smutne i mi też się robi smutno… I wszystkie dzieci jesce śpią, a ja psecies już taka duża jestem i nie chce spać jak wsyscy. – Mamoooo – mogę polepić z Tobą te pielozki… I już wiesz, że szybkie przygotowanie obiadu zakończy się pobojowiskiem mąki z ciastem w kuchni. Ale przy ścieraniu kałuży wody popruszonej farszem nic Cię tak nie wzruszy jak elokwencja uważającego się za tak samo jak Ty dorosłe dziecko kończące całe swoje 5 lat, cedzącego przez już kompletne mleczaki coraz to ciekawsze słowa…
Mamo, daj stówę
– Mamooo…. – no mówiłem Ci, żebyś nie czekała na mnie tyle godzin. Przecież wszyscy z tej imprezy mieli wracać nad ranem. Po co było zostawiać te 33 połączenia nieodebrane… A i jest też taka ustawka, że jutro nikt nie idzie na pierwszą lekcję, bo wiesz, ta facetka jest głupia i trzeba napisać mi usprawiedliwienie. – No mamoo, no, zresztą co Ty możesz wiedzieć o moich problemach… A w Twojej głowie kotłują się Twoje własne, których epicentrum to kompletny brak pomysłu na podejście do Twojego nastolatka – wykolejonego z torów grzecznych obyczajów, poprawności politycznej, łagodności nastrojów; obecnie zakotwiczonego w hangarze swojego pokoju z tabliczką: „Nie ma mnie. Nie przeszkadzać”.
Mamo, nie przyjadę
– Mamooo… Jutro spodziewamy się spontanicznej wizyty znajomych: nadaj na autobus paczuszkę Twoich uszek z barszczem, przecież nikt nie robi lepszych! I mamo, nie przyjedziemy w ten weekend, tylko następny, bo wybywamy z dzieciakami na rowery, nie obrazisz się? – próbujesz znaleźć choć odrobinę skruchy w tak dobrze Ci znanym głosie Twojej 30-letniej córki, która uwiła już swoje gniazdo, też jest mamą, a u Ciebie jest… najmilej widzianym gościem, którego życiem wciąż żyjesz.
Mamo, teraz Ty!
– Mamooo… – Kochana Mamo, Matko Polko, Mamucho, Mamuniu… – przestań zgodnie z nagłośnioną obecnie filozofią brnąć w ślepą uliczkę frustracji, zmęczenia i rezygnacji, żyjąc mantrą dnia świstaka. Matulu – zrób coś dla siebie – zdają się wołać wszystkie dzieci! I te kilkumiesięczne, gdy idą na drzemki w ramionach taty, i te starsze, gdy uczą się samodzielności w przedszkolu, szkole, dorosłym życiu. – Matko, matulu, mateczko – zatrzymaj się na chwileczkę wśród kwilenia, płaczu, wołania, furczenia, proszenia, pytania. Znajdź chwilę dla siebie. Zrób coś tylko 4 You!
Coś dla siebie!
Niekoniecznie musi być to praca zawodowa. Tylko Ty i coś co lubisz, w czym czujesz się dobrze, co daje Ci ukojenie, odpoczynek, zapomnienie. Zapisz się na kurs krawiectwa, tanga argentyńskiego, fotografii. Idź na rolki, jogę, grupę wspólnego szydełkowania. Obejrzyj film lub serial, który Ty wybierzesz. Napij się dobrej kawy, zjedz kolorową sałatkę, zadzwoń do przyjaciółki na ploty. To jest Twoje 10 minut, pół godziny, dwie – tylko Twoje! A wtedy: decybele każdego „Mamoooo” zabrzmią Ci bardziej potrzebnie, sensownie, przyjaźnie. W końcu, gdy usłyszysz „Mamoooo” poczujesz się najbardziej spełnioną kobietą świata!
I… – Mamoooo…. – Wiesz co? – Mając dziecko, Ty już nigdy nie będziesz sama!