Wybierając się na wakacyjny wyjazd, pracująca np. biurowo mama odwiesza do szafy eleganckie sukienki, ściąga ochoczo ze stóp sexy szpilki, chowa głęboko do szafki przybornik do make-up’u i nie zastanawia się tym razem przed lustrem, co to znaczy ootd. Na siebie przywdziewa ulubione, wyszarpane dżinsy i flanelową koszulę, a do walizki pakuje kilka kompletów kolorowych dresów. Wybierając się na wakacyjny wyjazd, mama na macierzyńskim zdaje się postępować zupełnie odwrotnie…
Jaki zwykle jest jej #ootd? Co to znaczy ootd? Pamiętacie nasz cykl rozszyfrowywania instagramowych hashtagów? Dziś pora na outfit of the day… I ubiorę w niego matkę na macierzyńskim. Patrząc w lustro!
Co to znaczy ootd?
Świat pokochał skróty: życie na skróty, myśli na skróty i wyrazy na skróty. A my je łapiemy jak pelikan małe rybki: bo nowe, bo krótkie, bo żyjemy nasze modne slow life w… zawrotnie szybkim tempie. A jak już marnuję ten wolniejszy, słodki moment drzemką mojego dziecka płynący, buszuję na Instagramie – królestwie hashtagów i insta-mam, których sama stałam się częścią. Lustruję hashtagi. Uczę się coraz to nowych. Pamiętam jak wujek Google sam kiedyś podpowiedział mi: “co to znaczy ootd”. Ale wzrok od hashtagów odwracają zdjęcia. I zazwyczaj się zachwycę dziesiątkami kwadratowych fotek pełnych ciuchowych stylizacji rodem z Sex in the City. Z tą różnicą, że zamiast seksu jest atrakcyjna mama z dzieckiem; a zamiast city – domowe lustro w przedpokoju! I lustro, i mama wyglądają obłędnie! A ja? Wpadam w obłęd pt. “Anka, z czym do ludzi?”. Z dresem? Really? I nie powiem, ciut im zazdroszczę…
Na macierzyńskim
Bo prawdą jest, że na macierzyńskim czas płynie inaczej. Szybciej. I tak trochę “na niby”. Bo przecież niby cały dzień biegasz między pokojami, przeskakujesz na przełaj koniki na biegunach, wózeczki i klocki, krzątasz się w kuchni piętnasty raz wyparzając butelkę, wychodzisz na spacer za trzecim do niego podejściem i usypiasz zupełnie w tym momencie nieśpiące dziecko. I niby nic nie robisz. I niby dzień taki długi, gdy zapłacze z łóżeczka nasz kilkumiesięczny budzik. I niby jest za moment 15:00, ale to na pewno zegarek musiał sfiksować. I niby jesteś ubrana, bo przecież coś tam zarzuciłaś na siebie co wystawało… z szafy u progu nowego poranka. I niby czujesz się w tym dobrze, ale do końca nie wiesz, bo lustro to widzisz przez pryzmat małych, odbitych łapek. I niby potem zmieniasz swoje ciuchy na ciut bardziej wyrafinowane, ale jesteś już tak zmęczona, że nie wiesz, czy to na serio, czy na niby. Znasz to?
Cykl dobowy
Jakby się tak zastanowić, to strój matki „siedzącej w domu z dzieckiem” nie jest stanem stałym: on się nie wydarza w trybie dobowym. Zwykle etapami. Zwykle i tak ląduje w koszu. Na pranie. Szybciej niż wśród cywilizacji niekarmiącej – cycem, czy butelką, jeden ciort. Trochę może jednak wolniej niż u osobowości wykarmianych 😉
Rano dzielnie paraduje z Tobą po mieszkaniu jej wysokość: pidżama. Jeszcze zaspana, nie mogąca pojąć czemu jakiś mały człowieczek wisi u jej nogawki. Czasem zostaje z nami na dłużej – do około południa. A potem na wybieg kaszkami i papkami płynący wkracza… dres! I dres jest zdecydowanie takim ootd, w który warto się wczuć, warto zainwestować, warto swój ałtfit przemyśleć – bo to on jest z nami na dobre i na złe… humory nasze, humorki najmłodszych, wypadki lub wpadki wszystkich w domu obecnych – wszystko znosi, wszystko przetrzyma. I nieważne, czy wyglądam w nim wystarczająco dobrze, czy już źle – ważne, jak się w nim czuję! A mam się czuć… jak w Hollywood! Tam też chodzą w dresach: ci najbogatsi i ci najsławniejsi, serio!
A wieczorem? Wieczorem, gdy pora karmień, gotowań i tarzań wszelkich się skończy, a nastanie czas spacerów, randki z tatą lub wychodnego solo – wtedy mój ootd się na chwilę zmienia. Wtedy buszuję w szafie trochę dłużej, wybieram ulubione co nieco, co jest czyste, sexy i lubi nosić się z obcasem. Wtedy też robię sobie selfie przed lustrem. A co! Na ten dźwięk migawki staję się mamuśką rodem z Instagrama! Na moment. Zwykle trwa on do wspólnego, rodzinnego marszu na kąpiel latorośli. Kąpiel pełną bąbelków, wygłupów i… chlapania emolientami. Te najlepiej przyjmują się na… pidżamie lub dresach. I tak moje ootd zatacza koło.
Zatem wychodzi na to, że moje wypindżone #mirrorselfie wszelkie to tylko ulotne, wyjściowe sekundy… pozorów! Ale dbajmy i o te pozory Drogie Mamy: dla nas samych! Dobra? 😉 Teraz wyprzedaże, wakacje… Co włożycie do walizek? Albo… w czym zastałabym Wam w domu? 😉
OOTD na macierzyńskim!
Wybierając się na wakacyjny wyjazd, pracująca np. biurowo mama odwiesza do szafy eleganckie sukienki, ściąga ochoczo ze stóp sexy szpilki, chowa głęboko do szafki przybornik do make-up’u i nie zastanawia się tym razem przed lustrem, co to znaczy ootd. Na siebie przywdziewa ulubione, wyszarpane dżinsy i flanelową koszulę, a do walizki pakuje kilka kompletów kolorowych dresów. Wybierając się na wakacyjny wyjazd, mama na macierzyńskim zdaje się postępować zupełnie odwrotnie…
Jaki zwykle jest jej #ootd? Co to znaczy ootd? Pamiętacie nasz cykl rozszyfrowywania instagramowych hashtagów? Dziś pora na outfit of the day… I ubiorę w niego matkę na macierzyńskim. Patrząc w lustro!
Co to znaczy ootd?
Świat pokochał skróty: życie na skróty, myśli na skróty i wyrazy na skróty. A my je łapiemy jak pelikan małe rybki: bo nowe, bo krótkie, bo żyjemy nasze modne slow life w… zawrotnie szybkim tempie. A jak już marnuję ten wolniejszy, słodki moment drzemką mojego dziecka płynący, buszuję na Instagramie – królestwie hashtagów i insta-mam, których sama stałam się częścią. Lustruję hashtagi. Uczę się coraz to nowych. Pamiętam jak wujek Google sam kiedyś podpowiedział mi: “co to znaczy ootd”. Ale wzrok od hashtagów odwracają zdjęcia. I zazwyczaj się zachwycę dziesiątkami kwadratowych fotek pełnych ciuchowych stylizacji rodem z Sex in the City. Z tą różnicą, że zamiast seksu jest atrakcyjna mama z dzieckiem; a zamiast city – domowe lustro w przedpokoju! I lustro, i mama wyglądają obłędnie! A ja? Wpadam w obłęd pt. “Anka, z czym do ludzi?”. Z dresem? Really? I nie powiem, ciut im zazdroszczę…
Na macierzyńskim
Bo prawdą jest, że na macierzyńskim czas płynie inaczej. Szybciej. I tak trochę “na niby”. Bo przecież niby cały dzień biegasz między pokojami, przeskakujesz na przełaj koniki na biegunach, wózeczki i klocki, krzątasz się w kuchni piętnasty raz wyparzając butelkę, wychodzisz na spacer za trzecim do niego podejściem i usypiasz zupełnie w tym momencie nieśpiące dziecko. I niby nic nie robisz. I niby dzień taki długi, gdy zapłacze z łóżeczka nasz kilkumiesięczny budzik. I niby jest za moment 15:00, ale to na pewno zegarek musiał sfiksować. I niby jesteś ubrana, bo przecież coś tam zarzuciłaś na siebie co wystawało… z szafy u progu nowego poranka. I niby czujesz się w tym dobrze, ale do końca nie wiesz, bo lustro to widzisz przez pryzmat małych, odbitych łapek. I niby potem zmieniasz swoje ciuchy na ciut bardziej wyrafinowane, ale jesteś już tak zmęczona, że nie wiesz, czy to na serio, czy na niby. Znasz to?
Cykl dobowy
Jakby się tak zastanowić, to strój matki „siedzącej w domu z dzieckiem” nie jest stanem stałym: on się nie wydarza w trybie dobowym. Zwykle etapami. Zwykle i tak ląduje w koszu. Na pranie. Szybciej niż wśród cywilizacji niekarmiącej – cycem, czy butelką, jeden ciort. Trochę może jednak wolniej niż u osobowości wykarmianych 😉
Rano dzielnie paraduje z Tobą po mieszkaniu jej wysokość: pidżama. Jeszcze zaspana, nie mogąca pojąć czemu jakiś mały człowieczek wisi u jej nogawki. Czasem zostaje z nami na dłużej – do około południa. A potem na wybieg kaszkami i papkami płynący wkracza… dres! I dres jest zdecydowanie takim ootd, w który warto się wczuć, warto zainwestować, warto swój ałtfit przemyśleć – bo to on jest z nami na dobre i na złe… humory nasze, humorki najmłodszych, wypadki lub wpadki wszystkich w domu obecnych – wszystko znosi, wszystko przetrzyma. I nieważne, czy wyglądam w nim wystarczająco dobrze, czy już źle – ważne, jak się w nim czuję! A mam się czuć… jak w Hollywood! Tam też chodzą w dresach: ci najbogatsi i ci najsławniejsi, serio!
A wieczorem? Wieczorem, gdy pora karmień, gotowań i tarzań wszelkich się skończy, a nastanie czas spacerów, randki z tatą lub wychodnego solo – wtedy mój ootd się na chwilę zmienia. Wtedy buszuję w szafie trochę dłużej, wybieram ulubione co nieco, co jest czyste, sexy i lubi nosić się z obcasem. Wtedy też robię sobie selfie przed lustrem. A co! Na ten dźwięk migawki staję się mamuśką rodem z Instagrama! Na moment. Zwykle trwa on do wspólnego, rodzinnego marszu na kąpiel latorośli. Kąpiel pełną bąbelków, wygłupów i… chlapania emolientami. Te najlepiej przyjmują się na… pidżamie lub dresach. I tak moje ootd zatacza koło.
Zatem wychodzi na to, że moje wypindżone #mirrorselfie wszelkie to tylko ulotne, wyjściowe sekundy… pozorów! Ale dbajmy i o te pozory Drogie Mamy: dla nas samych! Dobra? 😉 Teraz wyprzedaże, wakacje… Co włożycie do walizek? Albo… w czym zastałabym Wam w domu? 😉