To nie była łatwa przeprawa. Szłam do Ciebie w ciemno, czasem po omacku, z naiwnym sercem i stęsknioną duszą żądną przytulenia, zrozumienia… Przede mną fatamorgana: tarta z rabarbarem! Szłam przez łąki i pola pełne błota; przez ulice mokre od kałuż; przez krajobrazy pełne gradu i burz; przez okna, drzwi i balkony, z których Cię zmywyślano, sprzeklinano, skreślono… Ale dziś, właśnie dziś, w sobotę Twojego 20-stego dnia odnalazłeś się! Spóźniony, skruszony, lekko zmieszany… ciemniejącą chmurą na horyzoncie. Jaśniejący słońcem, uwodzący zapachem konwalii, zieloniutki jak szczypiorek… Maju! Ach, mój Maju!
Znalazłam Cię najpierw o błękitnym poranku wśród niezapominajek przez okno mojej sypialni. Zrobiłeś mi śniadanie z kalarepą i rzodkiewką na kanapce. A po nim przechadzaliśmy się na skraju lasu, na łące, potem pobiegliśmy razem przez gorący asfalt, na zielone podwórko soczyste od nieskoszonej jeszcze trawy, zdziwionej na widok bosych stóp, które po niej skaczą… A malusieńkie inne stópki dumnie i nieśmiało łamały jej źdźbła krocząc… swoje pierwsze kroczki.
Maju! Ty spóźnialski Maju! Jak tu się Tobą cieszyć… skoro zostało nam do końca naszego burzliwego związku marnych 10 dni? Jak Ci wybaczyć? Jak zaufać, że… przetrwamy do końca w słońcu, wśród bzów, peonii i łanów rzepaku ogrzani na co najmniej dwadzieścia stopni na plus.
Maju, wiesz, że nabroiłeś! Ale nie jesteś draniem… Oferujesz rekompensatę i spłacasz dług… Dajesz nam swoją spiżarnię! Kodem dostępu do niej jest uśmiech naszego przebaczenia odbity w promieniu gorącego (jeszcze nie parzącego) słońca! Zamiast naliczać Ci odsetki, zanurzam się w tej Twojej spiżarni na każdym miejskim lub wiejskim targu i znajduję w niej uginające się półki: pełne kruchej, zroszonej sałaty; świeżego szczypiorku; chrupiącej rzodkiewki i wystającego ponad wszystko rabarbaru! Mamy mało czasu…, chcę chłonąć Cię w przestrzeni zewnętrznej, nie wewnątrz mojej kuchni. Dlatego wybieram coś prostego i szybkiego na ucztę przy choćby niedzielnej kawie: z Tobą i ciastem! Z Twojej spiżarni… 🙂
TARTA Z RABARBAREM
Składniki:
Spód tarty:
250 g mąki pszennej
1 łyżka cukru
150 g masła (zimnego) lub 150 g margaryny roślinnej (w diecie bezmlecznej jak moja 😉 )
5 łyżek lodowatej wody
3 łyżki oleju kokosowego
Nadzienie:
1 kg rabarbaru
150 g cukru (ja użyłam brązowego)
1 pomarańcza
4 łyżki dżemu wiśniowego (może być także truskawkowy)
1 cukier wanilinowy
CIASTO KRUCHE
Do miski wsypuję mąkę, cukier, kawałki masła oraz olej kokosowy. Wyrabiam szybko palcami aż powstanie grubsza kruszonka. W trakcie ugniatania dolewam lodowatą wodę. Łączę w kulę i wkładam w folii spożywczej na około godzinę do lodówki.
*) Wersja Thermomix:
Do naczynia miksującego wsypuję mąkę, cukier, kawałki masła oraz olej kokosowy. Czas 20 sekund, obrót 4. W trakcie: dodaję zimną wodę.
Po wyjęciu ciasta, wkładam do naczynia skórkę pomarańczy: 10 sekund, obrót 10 – przyda się do nadzienia.
NADZIENIE
Myję rabarbar i kroję na około dwucentymetrowe kawałki. Wkładam go do garnka, dodaję cukier, dżem, startą skórkę z pomarańczy i sok z pomarańczy oraz cukier waniliowy. Mieszam i zagotowuję. Gotuję na wolnym ogniu (od czasu do czasu mieszając) do czasu, aż sok odparuje, a masa zgęstnieje. Gdy rabarbar się za bardzo rozpada, a sos jest jeszcze za rzadki, można odcedzić (zostawiając trochę syropu w masie).
PIECZENIE
Piekarnik nagrzewam do 190 stopni C (góra i dół bez termoobiegu). Wyjęte z lodówki ciasto dzielę na nierówne połowy (wiem, nie-matematycznie 😉 ) i większą część wykładam w posmarowanej np. olejem kokosowym formie na tartę. Nie używam wałka – ugniatam dłońmi i palcami, zostawiając wyższe brzegi 🙂 Masę rabarbarową wykładam na spód ciasta. Z drugiej części ciasta formuję wałeczki, które spłaszczam (również palcami) na szerokość i długość odpowiednią do kratki na wierzchu ciasta, jaką chcę osiągnąć. Moja wyszła nieidealna, czyli taka jak ja! 😉
Ciasto można posmarować żółtkiem lub mlekiem (ja tego nie zrobiłam: mój alergik mały zabronił 😉 ). Wstawiłam do piekarnika na 60 minut. Po wystygnięciu można posypać cukrem pudrem.
Tarta z rabarbarem, czyli w majowej spiżarni przysmaków
To nie była łatwa przeprawa. Szłam do Ciebie w ciemno, czasem po omacku, z naiwnym sercem i stęsknioną duszą żądną przytulenia, zrozumienia… Przede mną fatamorgana: tarta z rabarbarem! Szłam przez łąki i pola pełne błota; przez ulice mokre od kałuż; przez krajobrazy pełne gradu i burz; przez okna, drzwi i balkony, z których Cię zmywyślano, sprzeklinano, skreślono… Ale dziś, właśnie dziś, w sobotę Twojego 20-stego dnia odnalazłeś się! Spóźniony, skruszony, lekko zmieszany… ciemniejącą chmurą na horyzoncie. Jaśniejący słońcem, uwodzący zapachem konwalii, zieloniutki jak szczypiorek… Maju! Ach, mój Maju!
Znalazłam Cię najpierw o błękitnym poranku wśród niezapominajek przez okno mojej sypialni. Zrobiłeś mi śniadanie z kalarepą i rzodkiewką na kanapce. A po nim przechadzaliśmy się na skraju lasu, na łące, potem pobiegliśmy razem przez gorący asfalt, na zielone podwórko soczyste od nieskoszonej jeszcze trawy, zdziwionej na widok bosych stóp, które po niej skaczą… A malusieńkie inne stópki dumnie i nieśmiało łamały jej źdźbła krocząc… swoje pierwsze kroczki.
Maju! Ty spóźnialski Maju! Jak tu się Tobą cieszyć… skoro zostało nam do końca naszego burzliwego związku marnych 10 dni? Jak Ci wybaczyć? Jak zaufać, że… przetrwamy do końca w słońcu, wśród bzów, peonii i łanów rzepaku ogrzani na co najmniej dwadzieścia stopni na plus.
Maju, wiesz, że nabroiłeś! Ale nie jesteś draniem… Oferujesz rekompensatę i spłacasz dług… Dajesz nam swoją spiżarnię! Kodem dostępu do niej jest uśmiech naszego przebaczenia odbity w promieniu gorącego (jeszcze nie parzącego) słońca! Zamiast naliczać Ci odsetki, zanurzam się w tej Twojej spiżarni na każdym miejskim lub wiejskim targu i znajduję w niej uginające się półki: pełne kruchej, zroszonej sałaty; świeżego szczypiorku; chrupiącej rzodkiewki i wystającego ponad wszystko rabarbaru! Mamy mało czasu…, chcę chłonąć Cię w przestrzeni zewnętrznej, nie wewnątrz mojej kuchni. Dlatego wybieram coś prostego i szybkiego na ucztę przy choćby niedzielnej kawie: z Tobą i ciastem! Z Twojej spiżarni… 🙂
TARTA Z RABARBAREM
Składniki:
Spód tarty:
250 g mąki pszennej
1 łyżka cukru
150 g masła (zimnego) lub 150 g margaryny roślinnej (w diecie bezmlecznej jak moja 😉 )
5 łyżek lodowatej wody
3 łyżki oleju kokosowego
Nadzienie:
1 kg rabarbaru
150 g cukru (ja użyłam brązowego)
1 pomarańcza
4 łyżki dżemu wiśniowego (może być także truskawkowy)
1 cukier wanilinowy
CIASTO KRUCHE
Do miski wsypuję mąkę, cukier, kawałki masła oraz olej kokosowy. Wyrabiam szybko palcami aż powstanie grubsza kruszonka. W trakcie ugniatania dolewam lodowatą wodę. Łączę w kulę i wkładam w folii spożywczej na około godzinę do lodówki.
*) Wersja Thermomix:
Do naczynia miksującego wsypuję mąkę, cukier, kawałki masła oraz olej kokosowy. Czas 20 sekund, obrót 4. W trakcie: dodaję zimną wodę.
Po wyjęciu ciasta, wkładam do naczynia skórkę pomarańczy: 10 sekund, obrót 10 – przyda się do nadzienia.
NADZIENIE
Myję rabarbar i kroję na około dwucentymetrowe kawałki. Wkładam go do garnka, dodaję cukier, dżem, startą skórkę z pomarańczy i sok z pomarańczy oraz cukier waniliowy. Mieszam i zagotowuję. Gotuję na wolnym ogniu (od czasu do czasu mieszając) do czasu, aż sok odparuje, a masa zgęstnieje. Gdy rabarbar się za bardzo rozpada, a sos jest jeszcze za rzadki, można odcedzić (zostawiając trochę syropu w masie).
PIECZENIE
Piekarnik nagrzewam do 190 stopni C (góra i dół bez termoobiegu). Wyjęte z lodówki ciasto dzielę na nierówne połowy (wiem, nie-matematycznie 😉 ) i większą część wykładam w posmarowanej np. olejem kokosowym formie na tartę. Nie używam wałka – ugniatam dłońmi i palcami, zostawiając wyższe brzegi 🙂 Masę rabarbarową wykładam na spód ciasta. Z drugiej części ciasta formuję wałeczki, które spłaszczam (również palcami) na szerokość i długość odpowiednią do kratki na wierzchu ciasta, jaką chcę osiągnąć. Moja wyszła nieidealna, czyli taka jak ja! 😉
Ciasto można posmarować żółtkiem lub mlekiem (ja tego nie zrobiłam: mój alergik mały zabronił 😉 ). Wstawiłam do piekarnika na 60 minut. Po wystygnięciu można posypać cukrem pudrem.
Smakować w majowej aurze! 🙂