Styczeń jest zły. Zawiera całą masę nieszczęść. Przeciągający się tygodniami Blue Monday, ciągle jednak za krótkie dni, niezrealizowane postanowienia noworoczne (już po tygodniu) i marudzące dzieci, które się nudzą w domu. Z okazji tego wpisu, postanowiłam… wytargać zza chmur słońce!
Cykl #moja_bayka charakteryzuje się tym, że ostatniego dnia miesiąca piszę jego podsumowanie. Ale podsumowanie specjalne! Polega ono na wybraniu z minionych trzydziestu (jeden) dni… trzech zdarzeń, które chcę zapamiętać, za które chcę być wdzięczna, które przyplątały się zazwyczaj niezaplanowanie, ku pokrzepieniu… zatwardziałego od tempa upływu czasu i nadmiaru zdarzeń serca.
P.S. I love you
Wtorek rano. Zazwyczaj w ten dzień, co tydzień, moja starsza córka jest odprawiana do dziadków – żeby oni mogli się nią nacieszyć, żeby jej młodsza siostra miała ten chwilowy moment poczucia się… jedynaczką. Wiem, mam ten luksus takiego rozwiązania! I wiem, jestem nienormalna: wcale nie oddycham z ulgą jak zamykam drzwi za moją dwu i pół latką. No bo jednak trochę mi smutno. Trochę w domu za pusto. Trochę tęskno. A trochę jednak przez parę godzin… lżej. To w trakcie wtorków zazwyczaj zastanawiam się, jaki to był luksus ‘wolno płynącego czasu’ przy jedynym niemowlaczku w domu. Ale w pewien styczniowy wtorek moje serce pękło – ze wzruszenia, szczęścia i zaskoczenia! Bo mój Czerwony Kapturek (nosi czerwoną czapeczkę i czerwony komin), idąc do babci, odwrócił się i odpowiedział ot tak: “Ja też Cię Mamo bardzo kocham”, zarzucając się całym sobą na szyję. Nie wiem, jak to się stało, że mimo to wypuściłam ją dalej… Za to ten moment – chcę zatrzymać. Choćby tutaj. Pierwsze wyznanie miłości – dla Mamy. Wiele jeszcze w życiu takich przed nią – oby zawsze adresowała je do odpowiednich osób.
Za rogiem
To była niedziela. Chyba nawet handlowa, ale akurat ani nas to grzało, ani ziębiło, bo wyprzedaże w tym roku załatwiłam online 🙂 Było leniwie. W dresach przez pół dnia. Za oknem było nijak: ani deszczu, ani śniegu, szaro-bury, jakże brutalnie styczniowy krajobraz. Chcieliśmy fajerwerków, snując się po domu z pytaniem: “co by tu robić?”. Aż w końcu na to snucie i pytanie straciliśmy tyle czasu, że pozostało nam się zadowolić… spacerem. Niedaleko. Po dzielnicy. Po uliczkach, w których nie było nas… lata. W zakamarki parku, gdzie koła naszych wózków dawno nie zajechały. I tak: w jedno popołudnie odkryliśmy nową (och, jakże pyszną!) piekarnię, całkiem przyjemny w odbiorze (nawet zimowym) plac zabaw oraz lodowisko, na którym wcale nie trzeba mieć łyżew: naszą Dwulatkę poniosła po lodzie… foka. No dobra, i Mama! Jakże to był udany spacer! Były fajerwerki – tylko takie zupełnie niespodziewane. Najlepsze!
Słońce nie świeci na niebie
Chyba o żadnej porze roku tak bardzo jak teraz (styczniowo-lutowo) brakuje mi… słońca! Nie ma go długo na niebie. Nie ma go jakoś szczególnie okazale na niebie. Tym samym, nie ma go i w mojej głowie. A jak go nie ma: bywam zrzędliwa, bezproduktywna, smutna, kąśliwa i… niebezpieczna dla otoczenia!
Dla dobra własnego i moich bliskich, postanowiłam sobie słońce stworzyć! Jak? Na wyprzedażach kupiłam nowe stroje kąpielowe ;-P i paraduję w nich na rodzinnych wypadach na… basen! Z zamrażarki przynosimy truskawki i hurtowo miksujemy wieczorne, kolorowe koktajle – tak, z palemką, wisienką lub choćby truskawką na szczycie. A żeby osiągnąć kolejny szczyt styczniowego samozadowolenia i jeszcze bardziej przybliżyć sobie słońce – podróżuję: palcem po mapie, a właściwie: oczami wraz z ludzikiem z Google Maps i szukamy wymarzonej plaży na… odnalezienie prawdziwego słońca! I skrócenia sobie zimy! Czemu nie wiosną i latem? Bo wtedy to już u nas robi się fajnie! Gdzie polecacie uciekać w nowym kostiumie, po drinki z palemką i… słońce? 😉
Tak jak Wam obiecałam na którymś z ostatnich LIVE’ów w naszej cudownej Grupie “Nie samym dzieckiem żyje matka!”: chciałabym, aby moje #żyj_to_za_mało_celebruj nie było tylko pustym sloganem! Tym samym, w każdym wpisie z cyklu #moja bayka będę Wam zamieszczać do pobrania tzw. Celebrownik (moja nazwa własna 😉 ), aby… lepiej, świadomiej i łatwiej Wam płynął czas RAZEM! Pobierzesz? 🙂
Moja bayka styczniowa oraz unikatowy CELEBROWNIK na luty do pobrania!
Styczeń jest zły. Zawiera całą masę nieszczęść. Przeciągający się tygodniami Blue Monday, ciągle jednak za krótkie dni, niezrealizowane postanowienia noworoczne (już po tygodniu) i marudzące dzieci, które się nudzą w domu. Z okazji tego wpisu, postanowiłam… wytargać zza chmur słońce!
Cykl #moja_bayka charakteryzuje się tym, że ostatniego dnia miesiąca piszę jego podsumowanie. Ale podsumowanie specjalne! Polega ono na wybraniu z minionych trzydziestu (jeden) dni… trzech zdarzeń, które chcę zapamiętać, za które chcę być wdzięczna, które przyplątały się zazwyczaj niezaplanowanie, ku pokrzepieniu… zatwardziałego od tempa upływu czasu i nadmiaru zdarzeń serca.
P.S. I love you
Wtorek rano. Zazwyczaj w ten dzień, co tydzień, moja starsza córka jest odprawiana do dziadków – żeby oni mogli się nią nacieszyć, żeby jej młodsza siostra miała ten chwilowy moment poczucia się… jedynaczką. Wiem, mam ten luksus takiego rozwiązania! I wiem, jestem nienormalna: wcale nie oddycham z ulgą jak zamykam drzwi za moją dwu i pół latką. No bo jednak trochę mi smutno. Trochę w domu za pusto. Trochę tęskno. A trochę jednak przez parę godzin… lżej. To w trakcie wtorków zazwyczaj zastanawiam się, jaki to był luksus ‘wolno płynącego czasu’ przy jedynym niemowlaczku w domu. Ale w pewien styczniowy wtorek moje serce pękło – ze wzruszenia, szczęścia i zaskoczenia! Bo mój Czerwony Kapturek (nosi czerwoną czapeczkę i czerwony komin), idąc do babci, odwrócił się i odpowiedział ot tak: “Ja też Cię Mamo bardzo kocham”, zarzucając się całym sobą na szyję. Nie wiem, jak to się stało, że mimo to wypuściłam ją dalej… Za to ten moment – chcę zatrzymać. Choćby tutaj. Pierwsze wyznanie miłości – dla Mamy. Wiele jeszcze w życiu takich przed nią – oby zawsze adresowała je do odpowiednich osób.
Za rogiem
To była niedziela. Chyba nawet handlowa, ale akurat ani nas to grzało, ani ziębiło, bo wyprzedaże w tym roku załatwiłam online 🙂 Było leniwie. W dresach przez pół dnia. Za oknem było nijak: ani deszczu, ani śniegu, szaro-bury, jakże brutalnie styczniowy krajobraz. Chcieliśmy fajerwerków, snując się po domu z pytaniem: “co by tu robić?”. Aż w końcu na to snucie i pytanie straciliśmy tyle czasu, że pozostało nam się zadowolić… spacerem. Niedaleko. Po dzielnicy. Po uliczkach, w których nie było nas… lata. W zakamarki parku, gdzie koła naszych wózków dawno nie zajechały. I tak: w jedno popołudnie odkryliśmy nową (och, jakże pyszną!) piekarnię, całkiem przyjemny w odbiorze (nawet zimowym) plac zabaw oraz lodowisko, na którym wcale nie trzeba mieć łyżew: naszą Dwulatkę poniosła po lodzie… foka. No dobra, i Mama! Jakże to był udany spacer! Były fajerwerki – tylko takie zupełnie niespodziewane. Najlepsze!
Słońce nie świeci na niebie
Chyba o żadnej porze roku tak bardzo jak teraz (styczniowo-lutowo) brakuje mi… słońca! Nie ma go długo na niebie. Nie ma go jakoś szczególnie okazale na niebie. Tym samym, nie ma go i w mojej głowie. A jak go nie ma: bywam zrzędliwa, bezproduktywna, smutna, kąśliwa i… niebezpieczna dla otoczenia!
Dla dobra własnego i moich bliskich, postanowiłam sobie słońce stworzyć! Jak? Na wyprzedażach kupiłam nowe stroje kąpielowe ;-P i paraduję w nich na rodzinnych wypadach na… basen! Z zamrażarki przynosimy truskawki i hurtowo miksujemy wieczorne, kolorowe koktajle – tak, z palemką, wisienką lub choćby truskawką na szczycie. A żeby osiągnąć kolejny szczyt styczniowego samozadowolenia i jeszcze bardziej przybliżyć sobie słońce – podróżuję: palcem po mapie, a właściwie: oczami wraz z ludzikiem z Google Maps i szukamy wymarzonej plaży na… odnalezienie prawdziwego słońca! I skrócenia sobie zimy! Czemu nie wiosną i latem? Bo wtedy to już u nas robi się fajnie! Gdzie polecacie uciekać w nowym kostiumie, po drinki z palemką i… słońce? 😉
Tak jak Wam obiecałam na którymś z ostatnich LIVE’ów w naszej cudownej Grupie “Nie samym dzieckiem żyje matka!”: chciałabym, aby moje #żyj_to_za_mało_celebruj nie było tylko pustym sloganem! Tym samym, w każdym wpisie z cyklu #moja bayka będę Wam zamieszczać do pobrania tzw. Celebrownik (moja nazwa własna 😉 ), aby… lepiej, świadomiej i łatwiej Wam płynął czas RAZEM! Pobierzesz? 🙂
Celebrownik: luty 2019
POBIERZ TUTAJ! KLIK