Siedzę z kawą u boku pisząc ten tekst. Zza okna zalotnie zaglądają do mnie gałęzie jeszcze gołego drzewa. Grzeją się w słońcu pod błękitnym niebem. Zaraz będą zmieniać garderobę na wiosenną. Idealna pora na spacer. Tylko to byłby taki spacer, jakby z komory gazowej urządzili perfumerię… Bo wiem czy smog szkodzi. Bo mieszkam w Krakowie. Bo areszt domowy trwa.
Kochanie, dziś znów nie pójdziemy na spacer – tłumaczę mojemu prawie dwuletniemu dziecku, które przytargało do moich kolan czapeczkę i kurteczkę. I udaję, że nie zauważam jej albo smutnych, albo znudzonych oczu. Albo i takich, i takich. Udaję, że jest wszystko w porządku. Udaję, że dziś w domu znów będzie fajnie: wymyślimy nowe zabawy, czas nie będzie się dłużył, posiedzimy w ciepełku. Dzień piętnasty z rzędu. Bo nie wieje. Nie ma deszczu. Nie ma śniegu. Właściwie nie ma ani już zimy, ani jeszcze wiosny. Jest za to smog. Cholernie duży smog, który dusi. I ulice puste, smutne, czasem oglądające się na pełzających nimi smutnych ludzi: w maskach, bez masek, otulonych szalikiem albo nieświadomych czy smog szkodzi osób starszych, matek z dziećmi. Jak patrzę na ten przesuwający się slajd za oknem, przypomina mi się apokaliptyczny obraz z książek “Metro” Głuchowskiego: szary, nijaki, zatruty powietrzem, przejmujący. Czy osiągnęliśmy już ten etap? W Krakowie? W królewskim mieście, którym zachwycają się miliony przyjezdnych? W XXI wieku? A może… nie dajmy się zwariować? Bo serio… czy smog szkodzi?
Nie dajmy się zwariować!
Codziennie zaczynam dzień od chwycenia telefonu i ledwo przebudzonym wzrokiem sprawdzam w dedykowanej ku temu aplikacji stan powietrza. Ostatnimi dniami mój wzrok i cała reszta niedotlenionego ciała budzi się sprawnie w terapii szokowej: dopuszczalne stężenie smogu w powietrzu przekroczone jest sześcio-, a nawet ośmiokrotnie. Winni zawsze ci sami: palący w swoich kotłach oszczędni, uparci, egoistyczni ludzie, którzy nie chcą skorzystać z pomocy w refundacji wymiany pieców albo odmawiający sobie jakże rozsądnej pokusy wyrzucenia śmieci do… śmieci (nie do pieca). Drugi winowajca to pogoda: bezwietrzna, bezopadowa, która pracuje jak najbardziej sprawny odkurzacz powietrza – za free. Ostatnio pracuje za rzadko. I trzeci winowajca: położenie naszego miasta – w niecce, dolinkę wyściela, znad której ciężko się wydostać wszelkim oprychom – oparom i pyłom zawieszonym. Wolą (bo mają drogę wolną) osiąść w naszych płucach i w naszym krwiobiegu.
Jeszcze skuteczniej dobudzają mnie przy śniadaniu codziennie powtarzające się zapytania z wielu mamusiowych grup na fejsie: “Mamusie, wychodzicie dziś ze swoimi dziećmi na spacer przy TAKIM smogu?”, ” Prawda to, czy smog szkodzi?”. I komentarze: fifty-fifty podzielone. Moje “ulubione”: “Oczywiście, że wychodzimy. Nie dajmy się zwariować!”; “Przecież dziecko musi się uodpornić”, “Hartujemy się”.
Kochanie, dziś znowu nie pójdziemy na spacer…
Nie daję się zwariować… głupocie i bezmyślności albo chorej brawurze. Bo tak samo, jak “nie dajmy się zwariować” można by powiedzieć sięgając po kolejnego papierosa więcej – przez dziecko, przez kobietę w ciąży, przez osobę starszą. To oni są najbardziej narażeni. Ok, smog jest mniej szkodliwy niż wdychana bezpośrednio nikotyna podczas papierosianych chwil rozkoszy. Ale pali się od czasu do czasu, a oddycha ciągle – ciągle będąc nieświadomym czy smog szkodzi.
Wiem, że niektóre mamusie mogą się na mnie obrazić. Bo pewnie reagują na to, co piszę w taki sam sposób jak ja, gdy ktoś mówi, żebym wreszcie przestała jeść na potęgę pyszne, chrupiące, paprykowe czipsy. Ale… odkładając na bok uwielbienie spaceru na nieświeżym powietrzu i połykanie niezdrowych czipsów na potęgę, po cichu przyznajmy: czy nie ma tu racji? Jeśli kilkanaście osób nam mówi, że jesteśmy pijani – połóżmy się i idźmy spać. Jeśli kilkadziesiąt niezależnych, międzynarodowych badań na pytanie czy smog szkodzi, odpowiada twierdząco – uwierzmy w to i podejmijmy działanie… zostając w domu.
Dlaczego, Mamuniu, nie pójdziemy dziś znowu na spacer? – zdają się pytać te smutne oczy rozczarowanej córeczki, gdy odkładam jej kurteczkę, a wręczam malowankę. Bo spacerujemy, Kochanie jak jest zimno, jak jest mroźno, jak pada, jak wieje, jak jest chlapa – żeby się uodpornić. Na smog – tak samo jak na raka – uodpornić się nie da. Bo smog po prostu szkodzi. I tyle. Wychodzimy tylko wtedy, gdy musimy – na chwilę, z punktu A do punktu B, w maskach. A inni ciągle patrzą na nas, jak na oszołomów.
Czy smog szkodzi?
Wpisu tego miało nie być w ogóle. Ale poziom mojej irytacji i frustracji ostatnich dni przedłużającego się aresztu domowego przekroczył dawkę nieujawniania moich myśli publicznie. Żeby nie był tylko stekiem marudzeń i ulewą żali, chcę Wam przytoczyć najważniejsze i konkretne uzasadnienia czy smog szkodzi. Zamiast wklejania wielu mądrych linków, które już przeczytałam, podsuwam Wam krótkie podsumowanie mojego rozeznania *) w temacie czy smog szkodzi:
dwutlenek siarki i azotu zawarte w powietrzu silnie podrażnia drogi oddechowe, mogą też powodować schorzenia spojówek i skóry, wywoływać duszący kaszel i bóle głowy
cząstki pyłu PM10 i PM2,5 w ciągu minuty docierają przez krwiobieg do nerek, wątroby, mózgu i tkanek
uwaga mamy w ciąży: najmniejsze pyły (PM2,5 i mniejsze) przenikają łożysko, czterokrotnie podnosząc ryzyko wystąpienia później u dziecka astmy
wdychanie zanieczyszczonego powietrza opóźnia rozwój intelektualny dzieci, powoduje problemy z pamięcią i koncentracją, niekiedy prowadzi do depresji
dzieci w Krakowie prawie trzy razy częściej chorują na astmę oskrzelową niż ich rówieśnicy z wolnych od smogu regionów. W skali ogólnopolskiej na astmę oskrzelową choruje 6 proc. dzieci; w Krakowie – 16 proc.
pyły zawieszone są też drugim po papierosach czynnikiem wywołującym raka płuc, choroby układu oddechowego czy przewlekłą obturacyjną chorobę płuc.
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w Polsce w wyniku chorób wywołanych zanieczyszczeniem powietrza umiera przedwcześnie 44 tys. osób, a przeciętna długość życia skraca się o około 10 miesięcy.
na liście najbardziej zanieczyszczonych krajów w Europie wyprzedza nas jedynie… Bułgaria.
A jeśli nie lubicie hasła “badania”, “naukowcy”, itd., niech posłuży Wam historia prawdziwa osoby, u której zdiagnozowano poważną chorobę płuc przypadkiem, przy badaniach okresowych, na których po pytaniu: “Czy od urodzenia mieszka Pani w Krakowie?” zlecone zostało badanie rtg…
Jak się bronić?
Wiem, że na ten temat mogłabym napisać osobny wpis, ale takich już powstało w internecie całe mnóstwo. Chcesz wiedzieć, jak ja chronię siebie i moich bliskich? Maska. Nosimy je wszyscy. Łącznie z Małą (choć wkłada ją bardzo niechętnie). Oczyszczacz powietrza – pracuje u nas w domu nieustannie, często na najwyższych obrotach. Powkładane filtry Hepa w kratkach wentylacyjnych – autorski pomysł mojego męża. Rośliny w domu – z naciskiem na te, które mają moce oczyszczania powietrza. Unikanie wychodzenia z domu, gdy normy są przekroczone co najmniej dwukrotnie (nasza umowna granica decyzji odnośnie spacerów). I najważniejsze: nie zastanawiamy się czy smog szkodzi, tylko mówimy o tym głośno – w trybie twierdząco-wykrzyknikowym.
Bolączką walki ze smogiem wydaje mi się ciągle za niska świadomość społeczeństwa. Ludzie łatwo oceniają: “taki młody, nie palił, nie pił”, gdy czytają nekrolog znajomego, a nie mają świadomości, że nasze zdrowie to suma składowych wielu czynników: tych niewidocznych – jak jakość powietrz,a w której żyje – jest jednym z głównych z nich, a tak niedocenianym.
Bunt oszołomów!
Dlatego tupmy nogą, krzyczmy, płaczmy z frustracji, piszmy i udostępniajmy tego typu teksty. Prawdopodobnie nasz sąsiad się nie opamięta i nie zmieni starych, dobrych w jego egoistycznym mniemaniu nawyków palenia śmieci; nie przywołamy też ani wiatru, ani deszczu. Co zdziałamy? Może nakłonimy innych, by nie patrzyli na nas – ludzi świadomych zagrożenia w maskach, jak na oszołomów. Może dobijemy do świadomości szczebli wyższych, by przyspieszyli wszelkie procedury i ustawy ograniczające spalanie śmieci albo kiepskiego węgla w starych kotłach. Może sprawimy, że zamontują nam wielkie, nowoczesne odkurzacze powietrza na dachach działające na kilkaset metrów kwadratowych, zamiast kilkumilionowej inwestycji: wieży czyszczącej kilkanaście metrów kwadratowych wokół siebie, jaka została ostatnio zamontowana w Parku Jordana.
Już niebawem wiosna. Za nią lato. Znowu będzie lepiej, przyjemniej. Zapomnimy na kilka dobrych miesięcy o pytaniu czy smog szkodzi. Oczy moje i mojej córeczki same będą się śmiać. Nie będziemy potrzebowali masek, kurteczek. Będziemy targać koc i kosz piknikowy na zieloną trawę do parku. I gdy sobie będziemy leżeć i patrzeć w błękitne, letnie niebo, oddychając chwilowo czystym powietrzem w kolejne lato… nie chcemy mieć dziwnego przeczucia, że oddychamy płucami, które z każdym latem są zdrowe… trochę mniej.
*) Skąd czerpałam wiedzę, by powstał ten artykuł? Stąd, stąd (bardzo ciekawe podsumowania w ramkach) i stąd lub stąd (świetne video!).
Smog? Nie dajmy się zwariować!
Siedzę z kawą u boku pisząc ten tekst. Zza okna zalotnie zaglądają do mnie gałęzie jeszcze gołego drzewa. Grzeją się w słońcu pod błękitnym niebem. Zaraz będą zmieniać garderobę na wiosenną. Idealna pora na spacer. Tylko to byłby taki spacer, jakby z komory gazowej urządzili perfumerię… Bo wiem czy smog szkodzi. Bo mieszkam w Krakowie. Bo areszt domowy trwa.
Kochanie, dziś znów nie pójdziemy na spacer – tłumaczę mojemu prawie dwuletniemu dziecku, które przytargało do moich kolan czapeczkę i kurteczkę. I udaję, że nie zauważam jej albo smutnych, albo znudzonych oczu. Albo i takich, i takich. Udaję, że jest wszystko w porządku. Udaję, że dziś w domu znów będzie fajnie: wymyślimy nowe zabawy, czas nie będzie się dłużył, posiedzimy w ciepełku. Dzień piętnasty z rzędu. Bo nie wieje. Nie ma deszczu. Nie ma śniegu. Właściwie nie ma ani już zimy, ani jeszcze wiosny. Jest za to smog. Cholernie duży smog, który dusi. I ulice puste, smutne, czasem oglądające się na pełzających nimi smutnych ludzi: w maskach, bez masek, otulonych szalikiem albo nieświadomych czy smog szkodzi osób starszych, matek z dziećmi. Jak patrzę na ten przesuwający się slajd za oknem, przypomina mi się apokaliptyczny obraz z książek “Metro” Głuchowskiego: szary, nijaki, zatruty powietrzem, przejmujący. Czy osiągnęliśmy już ten etap? W Krakowie? W królewskim mieście, którym zachwycają się miliony przyjezdnych? W XXI wieku? A może… nie dajmy się zwariować? Bo serio… czy smog szkodzi?
Nie dajmy się zwariować!
Codziennie zaczynam dzień od chwycenia telefonu i ledwo przebudzonym wzrokiem sprawdzam w dedykowanej ku temu aplikacji stan powietrza. Ostatnimi dniami mój wzrok i cała reszta niedotlenionego ciała budzi się sprawnie w terapii szokowej: dopuszczalne stężenie smogu w powietrzu przekroczone jest sześcio-, a nawet ośmiokrotnie. Winni zawsze ci sami: palący w swoich kotłach oszczędni, uparci, egoistyczni ludzie, którzy nie chcą skorzystać z pomocy w refundacji wymiany pieców albo odmawiający sobie jakże rozsądnej pokusy wyrzucenia śmieci do… śmieci (nie do pieca). Drugi winowajca to pogoda: bezwietrzna, bezopadowa, która pracuje jak najbardziej sprawny odkurzacz powietrza – za free. Ostatnio pracuje za rzadko. I trzeci winowajca: położenie naszego miasta – w niecce, dolinkę wyściela, znad której ciężko się wydostać wszelkim oprychom – oparom i pyłom zawieszonym. Wolą (bo mają drogę wolną) osiąść w naszych płucach i w naszym krwiobiegu.
Jeszcze skuteczniej dobudzają mnie przy śniadaniu codziennie powtarzające się zapytania z wielu mamusiowych grup na fejsie: “Mamusie, wychodzicie dziś ze swoimi dziećmi na spacer przy TAKIM smogu?”, ” Prawda to, czy smog szkodzi?”. I komentarze: fifty-fifty podzielone. Moje “ulubione”: “Oczywiście, że wychodzimy. Nie dajmy się zwariować!”; “Przecież dziecko musi się uodpornić”, “Hartujemy się”.
Kochanie, dziś znowu nie pójdziemy na spacer…
Nie daję się zwariować… głupocie i bezmyślności albo chorej brawurze. Bo tak samo, jak “nie dajmy się zwariować” można by powiedzieć sięgając po kolejnego papierosa więcej – przez dziecko, przez kobietę w ciąży, przez osobę starszą. To oni są najbardziej narażeni. Ok, smog jest mniej szkodliwy niż wdychana bezpośrednio nikotyna podczas papierosianych chwil rozkoszy. Ale pali się od czasu do czasu, a oddycha ciągle – ciągle będąc nieświadomym czy smog szkodzi.
Wiem, że niektóre mamusie mogą się na mnie obrazić. Bo pewnie reagują na to, co piszę w taki sam sposób jak ja, gdy ktoś mówi, żebym wreszcie przestała jeść na potęgę pyszne, chrupiące, paprykowe czipsy. Ale… odkładając na bok uwielbienie spaceru na nieświeżym powietrzu i połykanie niezdrowych czipsów na potęgę, po cichu przyznajmy: czy nie ma tu racji? Jeśli kilkanaście osób nam mówi, że jesteśmy pijani – połóżmy się i idźmy spać. Jeśli kilkadziesiąt niezależnych, międzynarodowych badań na pytanie czy smog szkodzi, odpowiada twierdząco – uwierzmy w to i podejmijmy działanie… zostając w domu.
Dlaczego, Mamuniu, nie pójdziemy dziś znowu na spacer? – zdają się pytać te smutne oczy rozczarowanej córeczki, gdy odkładam jej kurteczkę, a wręczam malowankę. Bo spacerujemy, Kochanie jak jest zimno, jak jest mroźno, jak pada, jak wieje, jak jest chlapa – żeby się uodpornić. Na smog – tak samo jak na raka – uodpornić się nie da. Bo smog po prostu szkodzi. I tyle. Wychodzimy tylko wtedy, gdy musimy – na chwilę, z punktu A do punktu B, w maskach. A inni ciągle patrzą na nas, jak na oszołomów.
Czy smog szkodzi?
Wpisu tego miało nie być w ogóle. Ale poziom mojej irytacji i frustracji ostatnich dni przedłużającego się aresztu domowego przekroczył dawkę nieujawniania moich myśli publicznie. Żeby nie był tylko stekiem marudzeń i ulewą żali, chcę Wam przytoczyć najważniejsze i konkretne uzasadnienia czy smog szkodzi. Zamiast wklejania wielu mądrych linków, które już przeczytałam, podsuwam Wam krótkie podsumowanie mojego rozeznania *) w temacie czy smog szkodzi:
A jeśli nie lubicie hasła “badania”, “naukowcy”, itd., niech posłuży Wam historia prawdziwa osoby, u której zdiagnozowano poważną chorobę płuc przypadkiem, przy badaniach okresowych, na których po pytaniu: “Czy od urodzenia mieszka Pani w Krakowie?” zlecone zostało badanie rtg…
Jak się bronić?
Wiem, że na ten temat mogłabym napisać osobny wpis, ale takich już powstało w internecie całe mnóstwo. Chcesz wiedzieć, jak ja chronię siebie i moich bliskich? Maska. Nosimy je wszyscy. Łącznie z Małą (choć wkłada ją bardzo niechętnie). Oczyszczacz powietrza – pracuje u nas w domu nieustannie, często na najwyższych obrotach. Powkładane filtry Hepa w kratkach wentylacyjnych – autorski pomysł mojego męża. Rośliny w domu – z naciskiem na te, które mają moce oczyszczania powietrza. Unikanie wychodzenia z domu, gdy normy są przekroczone co najmniej dwukrotnie (nasza umowna granica decyzji odnośnie spacerów). I najważniejsze: nie zastanawiamy się czy smog szkodzi, tylko mówimy o tym głośno – w trybie twierdząco-wykrzyknikowym.
Bolączką walki ze smogiem wydaje mi się ciągle za niska świadomość społeczeństwa. Ludzie łatwo oceniają: “taki młody, nie palił, nie pił”, gdy czytają nekrolog znajomego, a nie mają świadomości, że nasze zdrowie to suma składowych wielu czynników: tych niewidocznych – jak jakość powietrz,a w której żyje – jest jednym z głównych z nich, a tak niedocenianym.
Bunt oszołomów!
Dlatego tupmy nogą, krzyczmy, płaczmy z frustracji, piszmy i udostępniajmy tego typu teksty. Prawdopodobnie nasz sąsiad się nie opamięta i nie zmieni starych, dobrych w jego egoistycznym mniemaniu nawyków palenia śmieci; nie przywołamy też ani wiatru, ani deszczu. Co zdziałamy? Może nakłonimy innych, by nie patrzyli na nas – ludzi świadomych zagrożenia w maskach, jak na oszołomów. Może dobijemy do świadomości szczebli wyższych, by przyspieszyli wszelkie procedury i ustawy ograniczające spalanie śmieci albo kiepskiego węgla w starych kotłach. Może sprawimy, że zamontują nam wielkie, nowoczesne odkurzacze powietrza na dachach działające na kilkaset metrów kwadratowych, zamiast kilkumilionowej inwestycji: wieży czyszczącej kilkanaście metrów kwadratowych wokół siebie, jaka została ostatnio zamontowana w Parku Jordana.
Już niebawem wiosna. Za nią lato. Znowu będzie lepiej, przyjemniej. Zapomnimy na kilka dobrych miesięcy o pytaniu czy smog szkodzi. Oczy moje i mojej córeczki same będą się śmiać. Nie będziemy potrzebowali masek, kurteczek. Będziemy targać koc i kosz piknikowy na zieloną trawę do parku. I gdy sobie będziemy leżeć i patrzeć w błękitne, letnie niebo, oddychając chwilowo czystym powietrzem w kolejne lato… nie chcemy mieć dziwnego przeczucia, że oddychamy płucami, które z każdym latem są zdrowe… trochę mniej.
*) Skąd czerpałam wiedzę, by powstał ten artykuł? Stąd, stąd (bardzo ciekawe podsumowania w ramkach) i stąd lub stąd (świetne video!).