I Ty też sobie wybacz.. Sama! Droga Mamo na macierzyńskim lub wychowawczym…
Zastał mnie wieczorem przy ciepło rozświetlonym świetle strumienia lampek. Wtedy karmiłam i usypiałam zarazem, czyli była to chwila, która trwała i trwała… Zastał mnie wtuloną w głęboki fotel w który wrzucałam całodzienne zmęczenie; w fotel, który wciągał kilkutygodniowe niewyspanie i który dźwigał ciało, którego nogi już nie chciały nosić. Przyszedł na prędce, rozkochał, choć zajrzał ukradkiem, skwitował złowrogim spojrzeniem i zwiał. Drań.
Nie zapomnij!
Na odchodnym jeszcze nie pozwolił mi zapomnieć żeby:
Umyć popaprany kredkami blat w łazience. Zrobić kolację na dziś i obiad na jutro. Podnieść biały mazak spod stolika. Zrobić jasne pranie. Być dobrą dla siebie. Być sexi dla męża. Podnieść czerwony mazak spod łóżka. Poćwiczyć sflaczały brzuch. Pozbierać klocki czające się wszędzie. Umyć włosy, które przypominają stronki. Oddzwonić. Odpisać. Przeczytać. Być na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie. Być na bieżąco z tym, co się dzieje u najbliższych. Zapomnieć o całym bożym świecie i postarać się odpocząć. Zrobić listę zakupów i nie zapomnieć o pieluchach. Pamiętać, że drań czuwa i nie odpuści. Że biegnie bezlitośnie, na czołowe, na zabój. Czas…
A ja chcę go zdradzić. Bezlitośnie. Na czołowe. Popełnić morderstwo z premedytacją. Morderstwo czasu.
Alibi? Jestem na macierzyńskim.
Jestem na macierzyńskim…
Czyli? Mam gdzieś… czas! I nie liczę ilości wysłanych maili zza biurka. I nie muszę się nigdzie stawiać punkt 9:00. I nie muszę spowiadać się z KPI i innych korpo wymysłów. I nie muszę być miła dla ludzi, których nie lubię albo szefów których nie szanuję. I nie muszę codziennie wyglądać jak spod igły. I nie muszę się starać, dokształcać, konkurować o awans, ani użerać z klientem.
Jestem na macierzyńskim. I?
I mam czas. I chcę mieć czas. Na liczenie płyt chodnikowych podczas spacerów z parą rocznych, małych stópek do towarzystwa. Na półtorej godziny wiązania bucików na stopach trzyletniej siostry. Na masowanie brzuszka, który dopiero co się urodził. Na wieczorne nic nie robienie, gdy w ciągu dnia robienie było w trybie constans. Na bycie szafę grającą mojej córki podczas śpiewania kołysanek. Na bycie konikiem robiącym patataj albo tygryskiem robiącym hop hop. Na zatrzymywanie się przy każdym samochodzie i tłumaczeniu jaki jest jego kolor. Na szukaniu kotów w oknach kamienic. Na leżenie i całowanie najmniejszych i najsłodszych stópek świata. Na czytanie piętnasty raz przygód Calineczki. Na burzenie i ustawienie od nowa klocków. Na gotowanie obiadów z dwóch dań. Na bycie panią domu, która czasem ma prawo być chujową panią domu. Na bycie żoną, która czeka w oknie na wracającego męża z pracy.
Bo jestem na macierzyńskim!
Bo możliwe, że ostatni raz w życiu jestem na macierzyńskim. Bo możliwe, że ostatni raz w życiu mam czas.
Na bezczas. Na zdjęcie zegarka.
Na zbieranie kasztanów. Na patrzenie w chmury.
To nasz czas, Drogie Mamy. To nie Czasu czas. Zdradźmy tego drania. Na macierzyńskim wolno.
*) Tekst ten dedykuję wszystkim tym, którzy myślą, że mój Projekt “Macierzyński i co dalej” namawia Mamy do zaniedbywania domu i dziecka, a pójście w… biznesy! Nic bardziej mylnego. “Baby, first!” to nasza filozofia, a całą jej resztę o biznesie, rozwoju, szukaniu pomysłu na siebie w rytmie SLOW przeczytaj TUTAJ!
Jedyna zdrada, która jest wybaczalna tylko dlatego, że… jesteś na macierzyńskim!
I Ty też sobie wybacz.. Sama! Droga Mamo na macierzyńskim lub wychowawczym…
Zastał mnie wieczorem przy ciepło rozświetlonym świetle strumienia lampek.
Wtedy karmiłam i usypiałam zarazem, czyli była to chwila, która trwała i trwała…
Zastał mnie wtuloną w głęboki fotel w który wrzucałam całodzienne zmęczenie; w fotel, który wciągał kilkutygodniowe niewyspanie i który dźwigał ciało, którego nogi już nie chciały nosić.
Przyszedł na prędce, rozkochał, choć zajrzał ukradkiem, skwitował złowrogim spojrzeniem i zwiał. Drań.
Nie zapomnij!
Na odchodnym jeszcze nie pozwolił mi zapomnieć żeby:
Umyć popaprany kredkami blat w łazience.
Zrobić kolację na dziś i obiad na jutro.
Podnieść biały mazak spod stolika.
Zrobić jasne pranie.
Być dobrą dla siebie.
Być sexi dla męża.
Podnieść czerwony mazak spod łóżka.
Poćwiczyć sflaczały brzuch.
Pozbierać klocki czające się wszędzie.
Umyć włosy, które przypominają stronki.
Oddzwonić.
Odpisać.
Przeczytać.
Być na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie.
Być na bieżąco z tym, co się dzieje u najbliższych.
Zapomnieć o całym bożym świecie i postarać się odpocząć.
Zrobić listę zakupów i nie zapomnieć o pieluchach.
Pamiętać, że drań czuwa i nie odpuści.
Że biegnie bezlitośnie, na czołowe, na zabój.
Czas…
A ja chcę go zdradzić.
Bezlitośnie. Na czołowe. Popełnić morderstwo z premedytacją. Morderstwo czasu.
Alibi? Jestem na macierzyńskim.
Jestem na macierzyńskim…
Czyli? Mam gdzieś… czas!
I nie liczę ilości wysłanych maili zza biurka.
I nie muszę się nigdzie stawiać punkt 9:00.
I nie muszę spowiadać się z KPI i innych korpo wymysłów.
I nie muszę być miła dla ludzi, których nie lubię albo szefów których nie szanuję.
I nie muszę codziennie wyglądać jak spod igły.
I nie muszę się starać, dokształcać, konkurować o awans, ani użerać z klientem.
Jestem na macierzyńskim. I?
I mam czas.
I chcę mieć czas.
Na liczenie płyt chodnikowych podczas spacerów z parą rocznych, małych stópek do towarzystwa.
Na półtorej godziny wiązania bucików na stopach trzyletniej siostry.
Na masowanie brzuszka, który dopiero co się urodził.
Na wieczorne nic nie robienie, gdy w ciągu dnia robienie było w trybie constans.
Na bycie szafę grającą mojej córki podczas śpiewania kołysanek.
Na bycie konikiem robiącym patataj albo tygryskiem robiącym hop hop.
Na zatrzymywanie się przy każdym samochodzie i tłumaczeniu jaki jest jego kolor.
Na szukaniu kotów w oknach kamienic.
Na leżenie i całowanie najmniejszych i najsłodszych stópek świata.
Na czytanie piętnasty raz przygód Calineczki.
Na burzenie i ustawienie od nowa klocków.
Na gotowanie obiadów z dwóch dań.
Na bycie panią domu, która czasem ma prawo być chujową panią domu.
Na bycie żoną, która czeka w oknie na wracającego męża z pracy.
Bo jestem na macierzyńskim!
Bo możliwe, że ostatni raz w życiu jestem na macierzyńskim.
Bo możliwe, że ostatni raz w życiu mam czas.
Na bezczas.
Na zdjęcie zegarka.
Na zbieranie kasztanów. Na patrzenie w chmury.
To nasz czas, Drogie Mamy.
To nie Czasu czas.
Zdradźmy tego drania.
Na macierzyńskim wolno.
*) Tekst ten dedykuję wszystkim tym, którzy myślą, że mój Projekt “Macierzyński i co dalej” namawia Mamy do zaniedbywania domu i dziecka, a pójście w… biznesy! Nic bardziej mylnego. “Baby, first!” to nasza filozofia, a całą jej resztę o biznesie, rozwoju, szukaniu pomysłu na siebie w rytmie SLOW przeczytaj TUTAJ!