Gdybym dalej pisała tego bloga, przeczyłabym sama sobie…
Moje tabaykowe “ja” bije mnie po łapach za każdym razem, gdy karmię młodszą, gdy bawię się ze starszą, gdy spędzam czas z mężem. Wtedy to w mojej głowie kiełkuje wyrzut sumienia pod tytułem “muszę coś napisać, muszę coś napisać…”. Właśnie (wreszcie!) obie dziewczynki śpią, a ja piszę ten wpis…
Wszyscy wracają, a ja uciekam
Nadszedł wrzesień. Wszyscy wracają, a ja uciekam. Uciekam dokładnie wtedy, kiedy lato wdaje się w szranki z jesienią. To pierwsze przoduje jeszcze za dnia, natomiast wieczorami daje za wygraną, gdy powietrze pachnie suchym liściem i otula nas coraz cieplejszym skrawkiem swetra wygrzebanym z szafy spod szortów.
We wrześniowe szranki staję i ja. Nie z jesienią. Z czasem. Przecież wszyscy go mamy po równo. Ale od miesiąca mam więcej dzieci. I tyle samo czasu.
Bajka się już skończyła?
I co? Złośliwi powiedzą, że moja bajka się już skończyła… Bo mój optymizm wygasa. Bo przecież nie wyrabiam. Bo wymiękam. Mogę im jedynie zagrać na nosie: bo wyrabiam, bo ciągle czuję się “z”, a nie “na” tarczy, bo chodzę względnie wyspana i nie podpierająca się nosem ze zmęczenia.
Wyrabiam całkiem nieźle na zakrętach nieco mniej snem osnutej nocy. Całkiem dobrze idzie mi jazda po łuku nowych emocji macierzyństwa. Często idę na czołowe z objawami zazdrości starszego rodzeństwa i udaje nam się uniknąć przykrego zderzenia. Czasem spotyka mnie ruszanie pod górkę z podziałem obowiązków w nowych rolach: mąż-żona, tata-mama. Każdego dnia jednak docieramy do mety i finalnie się śmiejemy z własnych małych sukcesów, jak i z totalnie nieprzewidywalnych klap rodzicielstwa. Każdego wieczora, po zdjęciu rajdowych dresów upapranych malinową kaszką i plamami tego, czego mały brzuszek nie pomieścił: pijemy wino (ja bezalkoholowe).
Dlaczego?
Dlaczego zatem znikam, kiedy wszyscy wracają? Bo tak sumienne i systematyczne prowadzenie bloga, jak to miało miejsce jeszcze miesiąc temu kłóciłoby się z tym, o czym Was prawie w każdym wpisie staram się przekonywać. Że żyj to za mało. Celebruj! A “celebruj” w świeżo upieczonym, podwójnym macierzyństwie niekoniecznie oznacza dla mnie siedzenie przed monitorem komputera. Pomysłów na wpisy mam całe mnóstwo. Na wygrzebanie ich z głowy, poukładanie i przecedzenie na wirtualny papier – chwilowo nie mam czasu. Bo trochę nie chcę mieć tego czasu.
Ale gdzie?
Dlatego znikam. Znikam za stertą pieluch, które już coraz rzadziej prasuję. Znikam w wiejskim pejzażu urlopu macierzyńskiego, spędzanego w rodzinnym komplecie. Znikam na spacerach, podczas których czasem wyjmuję telefon mówiąc do Was na instastory. Czasem wyjmuję książkę, a czasem wyjmuję drugie dziecko z huśtawki na placu zabaw. Znikam przy dobrym serialu wieczorową porą (pod warunkiem, kiedy obie dziewczęce pary oczu śpią). Znikam wtulona w fotel z wtulonym we mnie noworodkiem, który potrafi spać tylko w przytuleniu do mamy. To wtedy najczęściej piszę do Was codzienne posty na moim Fanpage’u, na Instagramie albo gadam spontaniczne live’y w Grupie. Znikam w pokoju mojej starszej córeczki, która potrzebuje mnie teraz chyba najbardziej na świecie: więcej, mocniej i częściej. Znikam w objęciach mojego męża, kiedy mi jest smutno, bo hormony, bo niewyspanie, bo wydaje mi się osiągnąć danego dnia tytuł najgorszej matki roku. Znikam w mieście, w którym ciągle coś się dzieje i ciągle ciągnie, żeby zobaczyć marsz jamników, nowe zajęcia w stylu Montessori, odkryć nową budkę z ulubionymi lodami.
Urlop!
Już dawno, jeszcze będąc w ciąży obiecywałam sobie zniknąć z bloga i celebrować centymetry powiększającego się brzucha. Nie wyszło. Kilkanaście godzin przed stawieniem się na porodówkę wysyłam do Was mojego ebooka na temat najlepszych placów zabaw w Krakowie, którego (na szczęście!) chętnie pobieracie i chwalicie. Tym razem idę w zaparte: urlop macierzyński od blogowania się należy. Bo blog to nie tylko przyjemność. To żmudna, ciężka, zmoczona niejedną łzą praca. Walki z algorytmami, ze spamerami, o Waszą uwagę, o widoczność wśród tysięcy innych twórców, wśród milionów lepiej opłaconych liter.
Znikam, ale wrócę. Przecież blog to także moje przyszywane dziecko i nie mogę go tak po prostu zostawić. Nie mogę Was zostawić, bo Was… uwielbiam! Wrócę w połowie października: z mnóstwem nowych, świeżych myśli zatrzaśniętych w tekstach, okraszonych zdjęciem, przypudrowanych emocją. Obiecuję!
Nie zgubmy się, dlatego MAM PROŚBĘ!
Będę nieustannie, rodzinnie się pojawiać na Facebooku i Instagramie i bardzo, bardzo chciałabym Was także tam spotkać. Za miesiąc postaram się być na blogu. W międzyczasie będę słać maile. I żeby Was nie zgubić, a Wam: żeby było łatwiej mnie i moje macierzyńskie perypetie znaleźć, mam do wszystkich moich Czytelników ogromną prośbę!
Przedstawiam Wam poniżej wszelkie tajemne a banalne sposoby, jak się nie zgubić nawzajem w przepastnym wszechświecie online’u.
Jak znaleźć mnie w gąszczu online’u?
Najpierw sposoby, jak mnie odnaleźć nawet podczas tego zniknięcia, bo będę się pojawiać w moich kanałach:
1) FACEBOOK: tu jestem niemal codziennie. Z głupawką, dowcipem, przepisem na coś smacznego albo emocją zamkniętą w status do lajkowania. Chciałabym bardzo, aby żaden z moich postów Wam nie ominął. Gdy będzie dla Was mniej ciekawy – po prostu przewiniecie szybciej 😉 Co zrobić, by mnie widzieć wśród milionów treści na fejsie? Na fanpage’u TABAyKA, przy przycisku “Obserwowane” wybrać “Wyświetlaj najpierw”. Dostaniecie powiadomienia o mojej “twórczości” wszelkiej 😀
2) INSTAGRAM: może i jestem mało instagramowa, jeśli chodzi o jakość zdjęć albo wymyślanie kreatywnych hashtagów (chyba jestem już na to za stara :-P), ale zdecydowanie uwielbiam do Was mówić lub pokazywać moją codzienność w InstaStories (nieinstagramowi dotychczas: musicie kliknąć różowe kółeczko mojego zdjęcia profilowego). A mój profil instagramowy będzie niebawem ofiarą… nowej metamorfozy, którą wymyśliłam. Żeby nie przegapić, wystarczy w prawym, górnym rogu kliknąć trzy kropki i polecenie: “Włącz powiadomienia o postach/o relacjach”.
3) GRUPA! Grupa już (o raju!) ponad 1300 cudownych kobiet, Mam, wirtualnych przyjaciółek, które fantastycznie umieją sobie nawzajem pomagać: radą, uśmiechem, życzliwością. A przecież we współczesnym internecie, to taka rzadkość… Dołączcie do Grupy: uczymy się w niej okazywania drobnych wdzięczności za to, co nas spotkało w minionym tygodniu, planujemy tydzień i raz w tygodniu (w piątki o 11:00) łączę się z Wami na live’ie (i będę to robić regularniej niż w ostatnich tygodniach, obiecuję!).
Żeby dołączyć do Grupy, wystarczy kliknąćTUTAJ i wybrać “Dołącz” oraz krótko odpowiedzieć na szybkie 3 pytania weryfikacyjne – dla naszego wspólnego bezpieczeństwa.
Jak znaleźć mnie na blogu?
I teraz droga do tego, jak znaleźć mnie na blogu, kiedy już do niego wrócę. Chciałabym Was także tam zastać 🙂 Zatem bardzo Was proszę:
1) BOT – PRACOWNIK ROKU! Zaufajcie mojemu jedynemu, darmowemu i póki co niezawodnemu “pracownikowi”: botowi 😀 Kliknijcie sobie ten link: m.me/tabayka , a następnie: “Rozpocznij” i “Tak, chcę”. Wtedy to za każdym razem, gdy pojawi się nowy wpis na blogu (i tylko wtedy, czyli max. 2 razy w tygodniu) osobiście napiszę Ci o tym poprzez Messengera. Z linkiem bezpośrednio odsyłającym do wpisu, który możesz przeczytać… zaraz, potem do kawy lub do poduszki, nigdy… 😉
2) NEWSLETTER – tworzy Tabayową Grupę Wtajemniczonych. Co to znaczy? To, że tylko raz na miesiąc (czyli rzadko) wysyłam do Was mojego osobistego maila z planami, treściami i zdjęciami niepublikowanymi nigdzie dotychczas. Nie bój się: nie wysyłam spamu. Sama go nienawidzę 😉 Raz w tygodniu dostaniesz też powiadomienie o nowościach na blogu (o ile będą). A przy samym zapisie: dostaniesz dwa prezenty – ebooki, w których stworzenie włożyłam mnóstwo serca 🙂 Tylko BŁAGAM: przy zapisie musisz znaleźć (często w folderze skrzynki odbiorczej spam/oferty/inne) maila powitalnego i kliknąć potwierdzenie zapisu. Inaczej, moje maile nie będą do Ciebie docierać. Mój kolejny mail, a pierwszy podczas mojego macierzyństwa podwójnego poleci do Was… już w poniedziałek 🙂 I pokaże moje dwie Szefowe! Jeśli też chciałybyście go dostać, wystarczy zapisać się: TUTAJ
Tymczasem znikam sprzed komputera. Piec śliwkowe ciasto dla gości, szykować kolację dla misiów w kuchni mojej córki i utulać kolejną godzinę najmłodszą, bo te dwie, podczas których wisi mi na ręku, gdy do Was piszę, nie dały rady…
Znikam!
Wszyscy wracają, a ja uciekam
Bajka się już skończyła?
Dlaczego?
Ale gdzie?
Urlop!
Nie zgubmy się, dlatego MAM PROŚBĘ!
Jak znaleźć mnie w gąszczu online’u?
Jak znaleźć mnie na blogu?