Praca w domu dla Mamy to temat, o którym jedne z nas marzą, a inne nawet nie chcą sobie wyobrażać chcąc co rano “wyjść do ludzi”. Zanim ocenisz po tytule – przeczytaj. Jeśli też tak pracujesz lub chciałabyś – przeczytaj tym bardziej.
Bardzo nie lubię ekstremów: ani od prawa do lewa; ani od ciepła do zimna; ani od czerni do bieli. A tym bardziej nie lubię takich skrajnych “da się” lub “nie da się” jeśli chodzi o macierzyński świat: tak sprzeczny (hormony), tak zawiły (emocje), tak trudny (ciągła nauka siebie).
Porodówka tak wiele zmienia!
Jak to ma się, jeśli chodzi o Mamę i jej drogę zawodową? Przecież porodówka tak wiele zmienia… Zmienia priorytety: już nie chcesz wracać na etat, bo trzyma Cię on za długo bez Twojego nowego Świata. Zmienia potrzeby: chcesz robić coś innego, bo umiesz lepiej robić coś innego (albo jesteś gotowa się tego nauczyć). Zmienia nastawienie: skoro zniosłaś poród i pierwsze chwile trudu macierzyństwa, znajdujesz w sobie na tyle siły i odwagi, by… zawalczyć o lepszą drogę zawodową dla siebie niż miało to miejsce dotychczas.
Ja jestem dowodem na spełnienie wszystkich tych powyżej wymienionych warunków i okoliczności, jakie powstały w moim sercu (najpierw), a potem w głowie. Uporządkowałam je dla Ciebie w 5 powodów, dlaczego pracuję w domu poza czasem całkowitej opieki nad dzieckiem.
Bo tytułem najważniejszego wstępu: przy obecności dziecka obok mnie nie pracuję! W końcu urlop wychowawczy to moc spełniania samodzielnej opieki nad dzieckiem. Generalnie pracuję wtedy, kiedy dziecko śpi lub opiekę nad nim sprawuje tata, babcia, dziadek, itd… Da się? Nie zawsze jest to łatwe, ale da się! Kiedy i jak to robię możesz przeczytać TUTAJ. Dlaczego taki wybór?
Praca z domu dla Mamy: 5 powodów dlaczego to dobry pomysł:
Po pierwsze: jestem!
Jestem obok. Przy pierwszych krokach. Pierwszym i sto pierwszym układaniu puzzli. Elokwentnych rozmowach mających swoją rozpiętość w czasie od “jak robi małpka?” po “jak daleko jest księżyc?”…
Jestem na każde zawołanie, na każdą potrzebę, na każdą obawę, na każdy strach, na każdą radość… Tak: jestem jak najbardziej z teamu #żyj_to_za_mało_celebruj i mam absolutnego, wewnętrznego hopla na przeżywaniu każdego etapu macierzyństwa bardzo świadomie i uważnie.
O tym, że spotkał mnie faktyczny luksus możliwości zostania w domu w ramach urlopu wychowawczego będzie za chwil kilka…
Po drugie: rozwój osobisty
Ciąża i niekończące się godziny nocnych karmień dały mi duże pole do… myślenia. I wymyśliłam nowy pomysł na siebie. Więcej! Nową drogę.
Dojrzałam do decyzji, że nie chcę zatrzymywać się na tym, co robiłam dotychczas w pracy i co osiągnęło już status szklanego sufitu. Wiele łez frustracji i wieczorów rysowania map myśli doprowadziło mnie do decyzji połączenia kilkunastoletniego doświadczenia zawodowego z wcześniej, z nowymi umiejętnościami, jakie dały mi blogowanie oraz budowanie społeczności w social mediach. To wszystko stoi właśnie u źródła powstania naszego Projekt Macierzyński i co dalej oraz MamaAcademy , którego jestem połową 🙂
Bo najlepsze pomysły na biznes rodzą się między garami a przewijakiem…
Prawdą jest, że ważne rewolucje w życiu przeprowadza się hurtowo, lawinowo… Bo skoro raz już się wyszło z tzw. strefy komfortu, tym łatwiej wyjść po raz kolejny, z czymś nowym. I tak, skoro mój świat zadrżał w posadach, bo drżałam tuląc w ramionach również drżące od pierwszych krzyków niemowlę: czemu nie odważyć się na coś więcej? Oczywiście wtedy, jak ten pierwszy etap drżenia się uspokoi.
Ale można przecież też zerwać zupełnie z tym, co było i zacząć coś nowego: od nauki, doskonalenia, sprawdzania się, zdobywania doświadczenia, pierwszych recenzji, po… zarobek.
Zwykle zaczyna się od dwóch godzin tygodniowo, potem po godzinie dziennie, potem po dwie godziny dziennie, aż potem sama skala sukcesu przenosi nas na… pół etatu i pierwszych zadowolonych klientów! Tak właśnie powstało wiele znanych, światowych marek. Od godziny dziennie nauki, praktyki, prób…
Praca w domu dla Mamy nie zawsze równa się rzucenia etatu!
Bo… danie sobie szansy na rozwój osobisty wcale nie musi od razu oznaczać zerwania z etatem. Znowu: nic nie jest czarno-białe. Tym samym, rozwój osobisty nie musi oznaczać także podarowania lub odebrania sobie luksusu pójścia na urlop wychowawczy.
Inwestować w siebie i swoją wiedzę możemy zawsze: jeszcze będąc w ciąży, potem będąc na macierzyńskim, a potem być może: na wychowawczym lub w drodze do… pracy 🙂 Jak ułatwić sobie ten rozwój osobisty młodej mamy? Na przykład słuchając podcastów lub audiobooków podczas spacerów albo karmienia, czytając ebooki i książki podczas drzemek.
Po trzecie: uczę dziecko etosu pracy!
Pochodzę z rodziny, gdzie oboje rodzice pracowali. A nawet jak już przestali pracować zawodowo, na pewno nie należą do tego typu emerytów, którzy bujają się w fotelu i oglądają seriale. Wręcz przeciwnie: aktywnie spędzają każdy dzień wypełniony pracą – remontem, wędzeniem szynek, lepieniem setek pierogów, itd. Bo pracowitość wynosi się z genów, ale też z domu.
Gorąco wierzę w to (a choćby nasz projekt “Macierzyński i co dalej” oraz ten blog są na to dowodem), że to nie szczęście sprzyja rozwojowi biznesu. To systematyczność, determinacja (przecież nie zawsze jest łatwo) i pracowitość sprawiają, że dany projekt idzie do przodu i przenosi nas na kolejne etapy jego rozwijania.
Bardzo bym chciała, aby moje dzieci wiedziały co to jest praca i jak przyjdzie czas ku temu (nie za wcześnie): potrafiły tę pracę wziąć odpowiednio w swoje ręce i szanować. Jakże mocno te słowa wybrzmiewają w mojej głowie teraz, gdy gro kobiet wycofało się z rynku pracy po to, by pobierać 500+…
Po czwarte: uczę dziecko tego, że mama ma swój świat!
Tym samym, uczę dziecko samodzielności. I respektu do tego, że mama też ma prawo na… swoją samodzielność.
I nie mam tu na myśli mamy zamkniętej za drzwiami sypialni i małych łapek stukających w szybę. Nie! To nie jest nauka samodzielności To emocjonalne katowanie siebie i dziecka.
Ale wyjście do osiedlowej kawiarni popracować i zostawienie dziecka pod opieką kogoś bliskiego to dbanie o własną higienę umysłu (pozapieluszkową na przykład) i o danie szansy na budowanie więzi one-to-one z inną bliską dziecku osobą, inną niż Ty. Daj im ich czas! Daj sobie czas!
Po piąte: tworzę sobie swój świat na kiedyś…
Zabezpieczam się na przyszłość. Praca w domu dla Mamy, czy każda inna: na etacie to inwestycja na całkiem takie odległe “kiedyś”.
Na kiedy? Na wtedy, kiedy… moja czasoprzestrzeń ciągle będzie myślała, że to było “jakby wczoraj”, natomiast rzeczywistość “tu i teraz” postawi moje córki na szlakach pierwszej wakacyjnej kolonii, na korytarzach wymarzonej uczelni, na ślubnym kobiercu, na wybranej porodówce…
Oczywiście, że wtedy też będę! Będę zawsze i wszędzie, jak zdrowie pozwoli, kiedy będą mnie potrzebować. Ale gdy nie będą mnie potrzebować, bo wyraźnie zaznaczą im należny przecież margines własnego życia, do którego nie zawsze będę miała wstęp, nie chcę zmierzać tam z inwazją i całą swoją nachalnością, bo… nie wiem co innego mogłabym z sobą zrobić.
Chcę mieć swoje, ciągle mnie pasjonujące zajęcie i czekać na furtkę w tym marginesie, która zadzwoni w sobotni poranek i powie: “Mamuś, wpadniemy jutro wszyscy na rosół, dobrze?”.
5 powodów, dlaczego pracuję w domu z dzieckiem
Praca w domu dla Mamy to temat, o którym jedne z nas marzą, a inne nawet nie chcą sobie wyobrażać chcąc co rano “wyjść do ludzi”. Zanim ocenisz po tytule – przeczytaj. Jeśli też tak pracujesz lub chciałabyś – przeczytaj tym bardziej.
Bardzo nie lubię ekstremów: ani od prawa do lewa; ani od ciepła do zimna; ani od czerni do bieli. A tym bardziej nie lubię takich skrajnych “da się” lub “nie da się” jeśli chodzi o macierzyński świat: tak sprzeczny (hormony), tak zawiły (emocje), tak trudny (ciągła nauka siebie).
Porodówka tak wiele zmienia!
Jak to ma się, jeśli chodzi o Mamę i jej drogę zawodową? Przecież porodówka tak wiele zmienia… Zmienia priorytety: już nie chcesz wracać na etat, bo trzyma Cię on za długo bez Twojego nowego Świata. Zmienia potrzeby: chcesz robić coś innego, bo umiesz lepiej robić coś innego (albo jesteś gotowa się tego nauczyć). Zmienia nastawienie: skoro zniosłaś poród i pierwsze chwile trudu macierzyństwa, znajdujesz w sobie na tyle siły i odwagi, by… zawalczyć o lepszą drogę zawodową dla siebie niż miało to miejsce dotychczas.
Ja jestem dowodem na spełnienie wszystkich tych powyżej wymienionych warunków i okoliczności, jakie powstały w moim sercu (najpierw), a potem w głowie. Uporządkowałam je dla Ciebie w 5 powodów, dlaczego pracuję w domu poza czasem całkowitej opieki nad dzieckiem.
Bo tytułem najważniejszego wstępu: przy obecności dziecka obok mnie nie pracuję! W końcu urlop wychowawczy to moc spełniania samodzielnej opieki nad dzieckiem. Generalnie pracuję wtedy, kiedy dziecko śpi lub opiekę nad nim sprawuje tata, babcia, dziadek, itd… Da się? Nie zawsze jest to łatwe, ale da się! Kiedy i jak to robię możesz przeczytać TUTAJ. Dlaczego taki wybór?
Praca z domu dla Mamy: 5 powodów dlaczego to dobry pomysł:
Po pierwsze: jestem!
Jestem obok. Przy pierwszych krokach. Pierwszym i sto pierwszym układaniu puzzli. Elokwentnych rozmowach mających swoją rozpiętość w czasie od “jak robi małpka?” po “jak daleko jest księżyc?”…
Jestem na każde zawołanie, na każdą potrzebę, na każdą obawę, na każdy strach, na każdą radość… Tak: jestem jak najbardziej z teamu #żyj_to_za_mało_celebruj i mam absolutnego, wewnętrznego hopla na przeżywaniu każdego etapu macierzyństwa bardzo świadomie i uważnie.
O tym, że spotkał mnie faktyczny luksus możliwości zostania w domu w ramach urlopu wychowawczego będzie za chwil kilka…
Po drugie: rozwój osobisty
Ciąża i niekończące się godziny nocnych karmień dały mi duże pole do… myślenia. I wymyśliłam nowy pomysł na siebie. Więcej! Nową drogę.
Dojrzałam do decyzji, że nie chcę zatrzymywać się na tym, co robiłam dotychczas w pracy i co osiągnęło już status szklanego sufitu. Wiele łez frustracji i wieczorów rysowania map myśli doprowadziło mnie do decyzji połączenia kilkunastoletniego doświadczenia zawodowego z wcześniej, z nowymi umiejętnościami, jakie dały mi blogowanie oraz budowanie społeczności w social mediach. To wszystko stoi właśnie u źródła powstania naszego Projekt Macierzyński i co dalej oraz MamaAcademy , którego jestem połową 🙂
Bo najlepsze pomysły na biznes rodzą się między garami a przewijakiem…
Prawdą jest, że ważne rewolucje w życiu przeprowadza się hurtowo, lawinowo… Bo skoro raz już się wyszło z tzw. strefy komfortu, tym łatwiej wyjść po raz kolejny, z czymś nowym. I tak, skoro mój świat zadrżał w posadach, bo drżałam tuląc w ramionach również drżące od pierwszych krzyków niemowlę: czemu nie odważyć się na coś więcej? Oczywiście wtedy, jak ten pierwszy etap drżenia się uspokoi.
Ale można przecież też zerwać zupełnie z tym, co było i zacząć coś nowego: od nauki, doskonalenia, sprawdzania się, zdobywania doświadczenia, pierwszych recenzji, po… zarobek.
Zwykle zaczyna się od dwóch godzin tygodniowo, potem po godzinie dziennie, potem po dwie godziny dziennie, aż potem sama skala sukcesu przenosi nas na… pół etatu i pierwszych zadowolonych klientów! Tak właśnie powstało wiele znanych, światowych marek. Od godziny dziennie nauki, praktyki, prób…
Praca w domu dla Mamy nie zawsze równa się rzucenia etatu!
Bo… danie sobie szansy na rozwój osobisty wcale nie musi od razu oznaczać zerwania z etatem. Znowu: nic nie jest czarno-białe. Tym samym, rozwój osobisty nie musi oznaczać także podarowania lub odebrania sobie luksusu pójścia na urlop wychowawczy.
Inwestować w siebie i swoją wiedzę możemy zawsze: jeszcze będąc w ciąży, potem będąc na macierzyńskim, a potem być może: na wychowawczym lub w drodze do… pracy 🙂 Jak ułatwić sobie ten rozwój osobisty młodej mamy? Na przykład słuchając podcastów lub audiobooków podczas spacerów albo karmienia, czytając ebooki i książki podczas drzemek.
Po trzecie: uczę dziecko etosu pracy!
Pochodzę z rodziny, gdzie oboje rodzice pracowali. A nawet jak już przestali pracować zawodowo, na pewno nie należą do tego typu emerytów, którzy bujają się w fotelu i oglądają seriale. Wręcz przeciwnie: aktywnie spędzają każdy dzień wypełniony pracą – remontem, wędzeniem szynek, lepieniem setek pierogów, itd. Bo pracowitość wynosi się z genów, ale też z domu.
Gorąco wierzę w to (a choćby nasz projekt “Macierzyński i co dalej” oraz ten blog są na to dowodem), że to nie szczęście sprzyja rozwojowi biznesu. To systematyczność, determinacja (przecież nie zawsze jest łatwo) i pracowitość sprawiają, że dany projekt idzie do przodu i przenosi nas na kolejne etapy jego rozwijania.
Bardzo bym chciała, aby moje dzieci wiedziały co to jest praca i jak przyjdzie czas ku temu (nie za wcześnie): potrafiły tę pracę wziąć odpowiednio w swoje ręce i szanować. Jakże mocno te słowa wybrzmiewają w mojej głowie teraz, gdy gro kobiet wycofało się z rynku pracy po to, by pobierać 500+…
Po czwarte: uczę dziecko tego, że mama ma swój świat!
Tym samym, uczę dziecko samodzielności. I respektu do tego, że mama też ma prawo na… swoją samodzielność.
I nie mam tu na myśli mamy zamkniętej za drzwiami sypialni i małych łapek stukających w szybę. Nie! To nie jest nauka samodzielności To emocjonalne katowanie siebie i dziecka.
Ale wyjście do osiedlowej kawiarni popracować i zostawienie dziecka pod opieką kogoś bliskiego to dbanie o własną higienę umysłu (pozapieluszkową na przykład) i o danie szansy na budowanie więzi one-to-one z inną bliską dziecku osobą, inną niż Ty. Daj im ich czas! Daj sobie czas!
Po piąte: tworzę sobie swój świat na kiedyś…
Zabezpieczam się na przyszłość. Praca w domu dla Mamy, czy każda inna: na etacie to inwestycja na całkiem takie odległe “kiedyś”.
Na kiedy? Na wtedy, kiedy… moja czasoprzestrzeń ciągle będzie myślała, że to było “jakby wczoraj”, natomiast rzeczywistość “tu i teraz” postawi moje córki na szlakach pierwszej wakacyjnej kolonii, na korytarzach wymarzonej uczelni, na ślubnym kobiercu, na wybranej porodówce…
Oczywiście, że wtedy też będę! Będę zawsze i wszędzie, jak zdrowie pozwoli, kiedy będą mnie potrzebować. Ale gdy nie będą mnie potrzebować, bo wyraźnie zaznaczą im należny przecież margines własnego życia, do którego nie zawsze będę miała wstęp, nie chcę zmierzać tam z inwazją i całą swoją nachalnością, bo… nie wiem co innego mogłabym z sobą zrobić.
Chcę mieć swoje, ciągle mnie pasjonujące zajęcie i czekać na furtkę w tym marginesie, która zadzwoni w sobotni poranek i powie: “Mamuś, wpadniemy jutro wszyscy na rosół, dobrze?”.