Dostałam od Was tak wiele zapytań po naszych teneryfskich wojażach, że czekałam tylko na dobrą okazję ku temu, aby to, co pisałam w prywatnych wiadomościach znalazło się też na blogu. Zakładam, że spora część z Was wybywa na weekend majowy…? Hen hen do temperatur lata czy tuż tuż do domu dziadków – nieważne. Tak czy siak walizkę spakować trzeba. Największy szkopuł w tym, że nie tylko swoją. Zatem dziś mam dla Was obiecane podróżniczo-wyjazdowe “mięsko” pt. “Jak spakować dziecko na wyjazd”.
Mało treści, dużo zdjęć. Mało mędrkowania, dużo konkretnych porad. Mało słów, dużo przedmiotów! Przedmiotów, które trzeba koniecznie, można albo po prostu warto włożyć do walizki naszych najmłodszych podróżników. Tak, wiem – najmłodsi podróżnicy mają zawsze największe walizki i prawie zawsze i one pękają w szwach – znam to… 😉 I jako że moje dziecko nie skończyło jeszcze roczku, więc etap “prawdziwe podróże” dopiero przed nami, ekspertem w kwestii “jak spakować dziecko?” się nie do końca poczuwam. Jednak wyjeżdżamy od dawna (jak tylko skończyła miesiąc), wyjeżdżamy często (prawie co tydzień, dwa), wyjeżdżamy czasem bardzo daleko (Teneryfa), trochę dalej (nad morze) lub blisko (na ukochaną wieś). Powiedzmy zatem, że pakowanie mam już w małym paluszku. Ale i paluszek ten podatny na niesubordynację wszelką, szczególnie wtedy, gdy to pakowanie idzie mi czasem totalnie niesprawnie, nieskończenie długo i na ostatnią chwilę. Cóż, przestałam już z tym walczyć i zaczęłam się do podniesionego ciśnienia przedwyjazdowego przyzwyczajać. Ratuję się wówczas na dwa sposoby: zabieram ze sobą tylko to, co niezbędne (o ile rzeczy do pamiętania mniej) i to, co sprawdzone (o ile życie z domem na odległość wygląda wtedy przyjemniej i prościej…).
Poniżej – w wygodnym, wizualnym, konkretnym trybie “photostory” pokażę Wam, co sprawdziło się najbardziej podczas naszych pobytów poza domem najbardziej. Oczywiście lista ta jest czysto subiektywna, minimalistyczna (miał być konkret, czyli ograniczam się do niezbędnego minimum) i mocno uzależniona od wieku właściciela walizki: przyjmijmy, że przyda się najbardziej rodzicom niemowlaków do lat: 1 🙂
Pielęgnacja
Pieluszki – tak! Te tetrowe (najlepiej muślinowe – delikatne i miłe w dotyku) i flanelowe pełnią u nas funkcję prześcieradełek, baldachimów i podkładów szczególnie tam, gdzie poziom czystości pozostaje wątpliwy (czyt. hotelowe kojce, wypożyczone foteliki samochodowe, obce sofy o fotele). Pampersy – nie! Niepotrzebnie za każdym razem początkowo woziłam ze sobą całe paczki. Wystarczy kilka! Pod warunkiem oczywiście, że wiem, że w zasięgu będzie sklep 😉
W parze z pampersem idzie zawsze mokra chusteczka: te akurat zajmują mniej miejsca, więc wolę mieć ze sobą te sprawdzone, wybrane świadomie dzięki wynikom testów Srokao (bez chemii). I w temacie pupowym: nasz ulubiony krem musi być pod ręką, znaczy… pod pupą 😉
A wychodząc z założenia, że lepiej chuchać na zimne…, żeby nie musieć mieć gorącego czoła (choćby z paniki, gdyby jednak u naszego Maluszka takowe się pojawiło), czuję się bezpieczniej mając: termometr, panadol (przeciwbólowy) lub ibuprofen (przeciwzapalny) i książeczkę zdrowia dziecka.
Papu
Jeść jest fajnie w foteliku do tego przeznaczonym. A gdy takowego brak, fajnie sprawdza się spacerówka lub opcja najbardziej plamogenna: u tatusia na kolankach 😉 Na pewno we wszystkich tych przypadkach przyda się: łyżeczka i plastikowy kubeczek (zajmuje mniej miejsca niż miseczka). A teraz nasze odkrycie tego sezonu: śliniak jednorazowy! Przypinany z tyłu i od spodu (do ubranka) na naklejki – nie zsuwa się, jest dość duży i można brudzić do woli, a potem wyrzucić. I nie kosztuje miliona monet: wygoda za około 6 zł 🙂
Jedzeniowo – zgodnie z poleceniem pediatry – nie eksperymentowaliśmy z szykowaniem zupek własnych (wiezionych z domu lub przygotowywanych na miejscu). Wiezione stąd – mogłyby już nie być tak świeże, jakby brzuszki naszych Maluszków chciały. Przyrządzane na miejscu – nowe produkty, inna woda – ryzykowne. Słoiczki – wygodne do podgrzania i tubki – wcinane nawet bezłyżeczkowo zdają egzamin wyjazdowy wyśmienicie.
Plum plum
Przyznaję się, akurat pampersów do kąpieli zapomniałam, dlatego próżno ich szukać na zdjęciu i nie we wszystkich sklepach są, więc warto zabrać kilka sztuk ze sobą: są pewniejsze niż nasze zapinane majteczki do pływania, choć te ostatnie wygrywają konkurs, jeśli chodzi o dizajn 🙂 Na wrażliwe główki i skórę: obowiązkowy jest kapelusik i kremy z filtrem mineralnym (nasz był jeden mineralny, jeden nie – od 6 m.ż.).
Zabawki do kąpieli i te nowe – na podróż (muszą zaciekawić na dłużej) na pewno umilą czas rodzicom i dzieciom: ci ostatni będą mieli zajęcie, by ci pierwsi mieli chwilę ciszy lub uśmiechów! Ręcznik – wcale nie taki ewidentny w akcji “pamiętanie, żeby zabrać!”. I nasz absolutny hit minionych wakacji: wanienka dmuchana do kąpieli! Była wanienką wieczorami, basenikiem w ciągu dnia i kojcem na plaży – nasz zdecydowany zakup wszech czasów (z OLX 🙂 ).
Była z nami jeszcze chusta: jakże niezbędna tam, gdzie wózek nie wjechał lub gdy się małemu podróżnikowi znudził (szczególnie wieczorem). Był jeszcze z nami termosik – mogliśmy podgrzewać jedzenie podczas śniadania, aby móc go zjeść na lunch. Był z nami szlafroczek (taki cienki frotte) – po kąpielowym szaleństwie w basenie – idealny otulacz i wzbudzacz zachwytów wśród turystów pt. “Bożena, zobacz co ona ubrała!” 😀
A poniżej: niespodzianka dla Was, nad którą się trochę napracowałam i idealnie pewnie nie jest (ciągle się uczę 😉 ), ale mam nadzieję, że Wam i mnie się jeszcze nie raz przyda! Łapcie, drukujcie i niech pakowanie milsze nam wszystkim będzie! Jeśli o czymś zapomniałam, dajcie znać!
Pięknej majóweczki Kochani! Jestem ciekawa, gdzie się wybieracie? I czy… jesteście już spakowani? 😉
Walizka Malucha Photostory
Jak spakować dziecko? – pytacie…
Dostałam od Was tak wiele zapytań po naszych teneryfskich wojażach, że czekałam tylko na dobrą okazję ku temu, aby to, co pisałam w prywatnych wiadomościach znalazło się też na blogu. Zakładam, że spora część z Was wybywa na weekend majowy…? Hen hen do temperatur lata czy tuż tuż do domu dziadków – nieważne. Tak czy siak walizkę spakować trzeba. Największy szkopuł w tym, że nie tylko swoją. Zatem dziś mam dla Was obiecane podróżniczo-wyjazdowe “mięsko” pt. “Jak spakować dziecko na wyjazd”.
Mało treści, dużo zdjęć. Mało mędrkowania, dużo konkretnych porad. Mało słów, dużo przedmiotów! Przedmiotów, które trzeba koniecznie, można albo po prostu warto włożyć do walizki naszych najmłodszych podróżników. Tak, wiem – najmłodsi podróżnicy mają zawsze największe walizki i prawie zawsze i one pękają w szwach – znam to… 😉 I jako że moje dziecko nie skończyło jeszcze roczku, więc etap “prawdziwe podróże” dopiero przed nami, ekspertem w kwestii “jak spakować dziecko?” się nie do końca poczuwam. Jednak wyjeżdżamy od dawna (jak tylko skończyła miesiąc), wyjeżdżamy często (prawie co tydzień, dwa), wyjeżdżamy czasem bardzo daleko (Teneryfa), trochę dalej (nad morze) lub blisko (na ukochaną wieś). Powiedzmy zatem, że pakowanie mam już w małym paluszku. Ale i paluszek ten podatny na niesubordynację wszelką, szczególnie wtedy, gdy to pakowanie idzie mi czasem totalnie niesprawnie, nieskończenie długo i na ostatnią chwilę. Cóż, przestałam już z tym walczyć i zaczęłam się do podniesionego ciśnienia przedwyjazdowego przyzwyczajać. Ratuję się wówczas na dwa sposoby: zabieram ze sobą tylko to, co niezbędne (o ile rzeczy do pamiętania mniej) i to, co sprawdzone (o ile życie z domem na odległość wygląda wtedy przyjemniej i prościej…).
Poniżej – w wygodnym, wizualnym, konkretnym trybie “photostory” pokażę Wam, co sprawdziło się najbardziej podczas naszych pobytów poza domem najbardziej. Oczywiście lista ta jest czysto subiektywna, minimalistyczna (miał być konkret, czyli ograniczam się do niezbędnego minimum) i mocno uzależniona od wieku właściciela walizki: przyjmijmy, że przyda się najbardziej rodzicom niemowlaków do lat: 1 🙂
Pielęgnacja
Pieluszki – tak! Te tetrowe (najlepiej muślinowe – delikatne i miłe w dotyku) i flanelowe pełnią u nas funkcję prześcieradełek, baldachimów i podkładów szczególnie tam, gdzie poziom czystości pozostaje wątpliwy (czyt. hotelowe kojce, wypożyczone foteliki samochodowe, obce sofy o fotele). Pampersy – nie! Niepotrzebnie za każdym razem początkowo woziłam ze sobą całe paczki. Wystarczy kilka! Pod warunkiem oczywiście, że wiem, że w zasięgu będzie sklep 😉
W parze z pampersem idzie zawsze mokra chusteczka: te akurat zajmują mniej miejsca, więc wolę mieć ze sobą te sprawdzone, wybrane świadomie dzięki wynikom testów Srokao (bez chemii). I w temacie pupowym: nasz ulubiony krem musi być pod ręką, znaczy… pod pupą 😉
A wychodząc z założenia, że lepiej chuchać na zimne…, żeby nie musieć mieć gorącego czoła (choćby z paniki, gdyby jednak u naszego Maluszka takowe się pojawiło), czuję się bezpieczniej mając: termometr, panadol (przeciwbólowy) lub ibuprofen (przeciwzapalny) i książeczkę zdrowia dziecka.
Papu
Jeść jest fajnie w foteliku do tego przeznaczonym. A gdy takowego brak, fajnie sprawdza się spacerówka lub opcja najbardziej plamogenna: u tatusia na kolankach 😉 Na pewno we wszystkich tych przypadkach przyda się: łyżeczka i plastikowy kubeczek (zajmuje mniej miejsca niż miseczka). A teraz nasze odkrycie tego sezonu: śliniak jednorazowy! Przypinany z tyłu i od spodu (do ubranka) na naklejki – nie zsuwa się, jest dość duży i można brudzić do woli, a potem wyrzucić. I nie kosztuje miliona monet: wygoda za około 6 zł 🙂
Jedzeniowo – zgodnie z poleceniem pediatry – nie eksperymentowaliśmy z szykowaniem zupek własnych (wiezionych z domu lub przygotowywanych na miejscu). Wiezione stąd – mogłyby już nie być tak świeże, jakby brzuszki naszych Maluszków chciały. Przyrządzane na miejscu – nowe produkty, inna woda – ryzykowne. Słoiczki – wygodne do podgrzania i tubki – wcinane nawet bezłyżeczkowo zdają egzamin wyjazdowy wyśmienicie.
Plum plum
Przyznaję się, akurat pampersów do kąpieli zapomniałam, dlatego próżno ich szukać na zdjęciu i nie we wszystkich sklepach są, więc warto zabrać kilka sztuk ze sobą: są pewniejsze niż nasze zapinane majteczki do pływania, choć te ostatnie wygrywają konkurs, jeśli chodzi o dizajn 🙂 Na wrażliwe główki i skórę: obowiązkowy jest kapelusik i kremy z filtrem mineralnym (nasz był jeden mineralny, jeden nie – od 6 m.ż.).
Zabawki do kąpieli i te nowe – na podróż (muszą zaciekawić na dłużej) na pewno umilą czas rodzicom i dzieciom: ci ostatni będą mieli zajęcie, by ci pierwsi mieli chwilę ciszy lub uśmiechów! Ręcznik – wcale nie taki ewidentny w akcji “pamiętanie, żeby zabrać!”. I nasz absolutny hit minionych wakacji: wanienka dmuchana do kąpieli! Była wanienką wieczorami, basenikiem w ciągu dnia i kojcem na plaży – nasz zdecydowany zakup wszech czasów (z OLX 🙂 ).
Była z nami jeszcze chusta: jakże niezbędna tam, gdzie wózek nie wjechał lub gdy się małemu podróżnikowi znudził (szczególnie wieczorem). Był jeszcze z nami termosik – mogliśmy podgrzewać jedzenie podczas śniadania, aby móc go zjeść na lunch. Był z nami szlafroczek (taki cienki frotte) – po kąpielowym szaleństwie w basenie – idealny otulacz i wzbudzacz zachwytów wśród turystów pt. “Bożena, zobacz co ona ubrała!” 😀
A poniżej: niespodzianka dla Was, nad którą się trochę napracowałam i idealnie pewnie nie jest (ciągle się uczę 😉 ), ale mam nadzieję, że Wam i mnie się jeszcze nie raz przyda! Łapcie, drukujcie i niech pakowanie milsze nam wszystkim będzie! Jeśli o czymś zapomniałam, dajcie znać!
Pięknej majóweczki Kochani! Jestem ciekawa, gdzie się wybieracie? I czy… jesteście już spakowani? 😉