To wydarzyło się w nocy. Z piątku na sobotę. Dwunastej nocy sierpnia. Wtedy to podjęłaś w śnie postanowienie: zacznę chodzić. I mimo, że nic na to nie wskazywało, o poranku zdecydowanym krokiem rozpoczęłaś serię pierwszych pięciu samodzielnych kroczków. Ot tak, jakbyś to robiła od zawsze. Dywan był miękki. A nam zmiękły serca.
Pierwsze kroki
Kilkaset nocy wcześniej zdecydowałaś się przyjść na świat. Tylko dorośli wiedzą dokładnie jak. Ty ciągle myślisz, że przyniósł Cię bocian. Gdy bocian odmeldował Cię w moim brzuchu, to ja zaczęłam robić pierwsze kroki. Ku macierzyństwu. Najpierw do księgarni po przewodniki o ciąży, większości których potem nigdy nie otworzyłam. Potem do lekarza, by przekonać się, że można coś tylko widzieć na ekranie usg, by wystarczyło, żeby pokochać bezgranicznie. Aż w końcu do zdrowego rozsądku, który odganiał wszelkie czarne chmury stresu, gdy spałaś, a ja chciałam, żebyś się ruszała; albo, gdy w mojej ocenie ruszałaś się za bardzo.
Czternaście miesięcy temu, na granicy nocy i dnia zdecydowałaś się wyjść na świat. Od tamtej nocy, co noc zasypiam z myślą, czy miniony dzień to były dobre kierunki, dostatecznie właściwe decyzje, najlepsze rozwiązania. I mimo, że Ty zaczęłaś stawiać pierwsze kroki przed chwilą, ja mam wrażenie stawiać swoje pierwsze kroki nieustannie: w ten nowy świat, w który Twoje rosnące, ale ciągle maleńkie rączki mnie prowadzą. Wierz mi, że czasem idę jeszcze bardziej chwiejnym krokiem od Twojego. Potykam się. Łapię zająca robiąc „bach”. Nabiłam już trochę siniaków, znajdzie się parę strupków. Idę nieopatrznie, czasem nieostrożnie, często z niewyspania – niemrawo, ale coraz bardziej galopem. I coraz bardziej mam wrażenie, że nie mogę nadążyć.
Kto kogo prowadzi?
Ostatnio przeczytałam pewną myśl hiszpańskiego pisarza: “Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił tego, czego pragnie.” Zatrzymałam się nad słowem „nauczyć”…
I tym samym, zawsze się zastanawiam: kto kogo prowadzi w ten świat? Czy na pewno ja Ciebie?
Bo przecież…
Zanim zostałam mamą nie wiedziałam, dlaczego książeczki dziecięce mają grube strony z tekturki, dopóki nie chwyciłaś mojej gazety…
I z każdym kolejnym moim kroczkiem…
Już wiem, dlaczego śliniaczki mają krawędź wykończoną kieszonką.
Już wiem, dlaczego dziadkowie są mile widziani na urlopach z dzieckiem.
Już wiem, że karmiąc piersią i nie będąc w ciąży, można nie zakładać podpaski nawet kilka miesięcy.
Już wiem, dlaczego pampersy w pewnym rozmiarze przestają być tylko zapinane na rzepy, przechodząc w opcję „pants”.
Już wiem, że marchewka jest bee nie tylko Tobie, ale tak z dziecięcej zasady.
Już wiem, dlaczego wszystkie mamy gotują ciągle pomidorową.
Już wiem, dlaczego drzemka o 18 nie jest akurat tą pożądaną.
Już wiem dlaczego dom staje się opancerzony od szuflad, przez szafki, po rogi stołów, a zasięg “pod ręką” przestaje istnieć.
Już wiem, że da się funkcjonować po dwóch godzinach spania.
Już wiem, że nigdy nie pojmę, jak się wyjmuje zatyczkę bezpieczeństwa z kontaktów.
Już wiem, dlaczego wszystkie mamy noszą krótkie kolczyki i spięte włosy.
Już wiem, czemu piekarnię wybieramy nie po jakości pieczywa, ale po tym, czy na naszym spacerze z wózkiem prowadzą do niej lub nie… schodki.
Już wiem, że pojęcie „dom posprzątany” nie istnieje.
Już wiem, dlaczego plamy po dyniowej i szpinakowej trzeba zapierać od razu.
Już wiem, że wchodzi się w nową strefę czasową o nazwie: braku czasu.
Już wiem, dlaczego skarpety dziecięce powinny mieć antypoślizgi.
Już wiem, że słowo „bałagan” przyjmuje zupełnie inną formę niż miało to miejsce przed permanentnym rozsypaniem zabawek, okruszków i ubranek absolutnie wszędzie.
Już wiem, że jest taki budzik, co dzwoni o 5 rano, szczególnie w niedzielę i nie ma wbudowanej opcji drzemki.
Już wiem, że czasem wyjście do biura, do kawiarni, “na paznokcie” to chwilowy odpoczynek od “siedzenia z dzieckiem w domu”.
Córeczko…
Już wiem, jak bardzo serce przyśpiesza, gdy wydajesz się bardziej ciepła niż zwykle; śpisz dłużej niż zwykle; płaczesz głośniej, niż zwykle.
Już wiem, jak bardzo serce ściska, gdy muszę wyjść z domu, a Ty w progu wystawiasz rączki, zamiast zrobić “papa”.
Już wiem, jak bardzo serce pęka z dumy, gdy stawiasz pierwszy kroczek, drugi i kolejny, a potem lądujesz w trampolinie moich ramion, robiąc “tuli tuli” do słonego policzka… od łez.
Nie wiem, ile jeszcze kroków muszę pójść, by poczuć się pewnie. By nieznane zostało znane. By założyć obcasy. Wyprostować karmiący jeszcze tors. Może dopiero wtedy jak przyjdzie kolejna noc, podczas której nadfrunie bocian. I odmelduje Twoje rodzeństwo w moim brzuchu. Kiedyś… Wtedy zapewne obie będziemy już śmigać! 🙂
Córeczko, nie wiedziałam!
To wydarzyło się w nocy. Z piątku na sobotę. Dwunastej nocy sierpnia. Wtedy to podjęłaś w śnie postanowienie: zacznę chodzić. I mimo, że nic na to nie wskazywało, o poranku zdecydowanym krokiem rozpoczęłaś serię pierwszych pięciu samodzielnych kroczków. Ot tak, jakbyś to robiła od zawsze. Dywan był miękki. A nam zmiękły serca.
Pierwsze kroki
Kilkaset nocy wcześniej zdecydowałaś się przyjść na świat. Tylko dorośli wiedzą dokładnie jak. Ty ciągle myślisz, że przyniósł Cię bocian. Gdy bocian odmeldował Cię w moim brzuchu, to ja zaczęłam robić pierwsze kroki. Ku macierzyństwu. Najpierw do księgarni po przewodniki o ciąży, większości których potem nigdy nie otworzyłam. Potem do lekarza, by przekonać się, że można coś tylko widzieć na ekranie usg, by wystarczyło, żeby pokochać bezgranicznie. Aż w końcu do zdrowego rozsądku, który odganiał wszelkie czarne chmury stresu, gdy spałaś, a ja chciałam, żebyś się ruszała; albo, gdy w mojej ocenie ruszałaś się za bardzo.
Czternaście miesięcy temu, na granicy nocy i dnia zdecydowałaś się wyjść na świat. Od tamtej nocy, co noc zasypiam z myślą, czy miniony dzień to były dobre kierunki, dostatecznie właściwe decyzje, najlepsze rozwiązania. I mimo, że Ty zaczęłaś stawiać pierwsze kroki przed chwilą, ja mam wrażenie stawiać swoje pierwsze kroki nieustannie: w ten nowy świat, w który Twoje rosnące, ale ciągle maleńkie rączki mnie prowadzą. Wierz mi, że czasem idę jeszcze bardziej chwiejnym krokiem od Twojego. Potykam się. Łapię zająca robiąc „bach”. Nabiłam już trochę siniaków, znajdzie się parę strupków. Idę nieopatrznie, czasem nieostrożnie, często z niewyspania – niemrawo, ale coraz bardziej galopem. I coraz bardziej mam wrażenie, że nie mogę nadążyć.
Kto kogo prowadzi?
Ostatnio przeczytałam pewną myśl hiszpańskiego pisarza: “Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił tego, czego pragnie.” Zatrzymałam się nad słowem „nauczyć”…
I tym samym, zawsze się zastanawiam: kto kogo prowadzi w ten świat? Czy na pewno ja Ciebie?
Bo przecież…
Zanim zostałam mamą nie wiedziałam, dlaczego książeczki dziecięce mają grube strony z tekturki, dopóki nie chwyciłaś mojej gazety…
I z każdym kolejnym moim kroczkiem…
Już wiem, dlaczego śliniaczki mają krawędź wykończoną kieszonką.
Już wiem, dlaczego dziadkowie są mile widziani na urlopach z dzieckiem.
Już wiem, że karmiąc piersią i nie będąc w ciąży, można nie zakładać podpaski nawet kilka miesięcy.
Już wiem, dlaczego pampersy w pewnym rozmiarze przestają być tylko zapinane na rzepy, przechodząc w opcję „pants”.
Już wiem, że marchewka jest bee nie tylko Tobie, ale tak z dziecięcej zasady.
Już wiem, dlaczego wszystkie mamy gotują ciągle pomidorową.
Już wiem, dlaczego drzemka o 18 nie jest akurat tą pożądaną.
Już wiem dlaczego dom staje się opancerzony od szuflad, przez szafki, po rogi stołów, a zasięg “pod ręką” przestaje istnieć.
Już wiem, że da się funkcjonować po dwóch godzinach spania.
Już wiem, że nigdy nie pojmę, jak się wyjmuje zatyczkę bezpieczeństwa z kontaktów.
Już wiem, dlaczego wszystkie mamy noszą krótkie kolczyki i spięte włosy.
Już wiem, czemu piekarnię wybieramy nie po jakości pieczywa, ale po tym, czy na naszym spacerze z wózkiem prowadzą do niej lub nie… schodki.
Już wiem, że pojęcie „dom posprzątany” nie istnieje.
Już wiem, dlaczego plamy po dyniowej i szpinakowej trzeba zapierać od razu.
Już wiem, że wchodzi się w nową strefę czasową o nazwie: braku czasu.
Już wiem, dlaczego skarpety dziecięce powinny mieć antypoślizgi.
Już wiem, że słowo „bałagan” przyjmuje zupełnie inną formę niż miało to miejsce przed permanentnym rozsypaniem zabawek, okruszków i ubranek absolutnie wszędzie.
Już wiem, że jest taki budzik, co dzwoni o 5 rano, szczególnie w niedzielę i nie ma wbudowanej opcji drzemki.
Już wiem, że czasem wyjście do biura, do kawiarni, “na paznokcie” to chwilowy odpoczynek od “siedzenia z dzieckiem w domu”.
Córeczko…
Już wiem, jak bardzo serce przyśpiesza, gdy wydajesz się bardziej ciepła niż zwykle; śpisz dłużej niż zwykle; płaczesz głośniej, niż zwykle.
Już wiem, jak bardzo serce ściska, gdy muszę wyjść z domu, a Ty w progu wystawiasz rączki, zamiast zrobić “papa”.
Już wiem, jak bardzo serce pęka z dumy, gdy stawiasz pierwszy kroczek, drugi i kolejny, a potem lądujesz w trampolinie moich ramion, robiąc “tuli tuli” do słonego policzka… od łez.
Nie wiem, ile jeszcze kroków muszę pójść, by poczuć się pewnie. By nieznane zostało znane. By założyć obcasy. Wyprostować karmiący jeszcze tors. Może dopiero wtedy jak przyjdzie kolejna noc, podczas której nadfrunie bocian. I odmelduje Twoje rodzeństwo w moim brzuchu. Kiedyś… Wtedy zapewne obie będziemy już śmigać! 🙂
A Ty, Droga Mamo, czego nie wiedziałaś…? 🙂
/fot. Michał Fajkiel/ Dziękuję!