Znacie taką zabawę w napisanie nazwy postaci na karteczce samoprzylepnej i przylepieniu jej na czole drugiej osoby, która to nie widząc, jaką postać jej przyporządkowano ma zgadnąć, kim jest za pomocą pytań, na które możemy odpowiadać jedynie tak lub nie. Czy jestem kobietą? Tak… Czy jestem młoda? Tak… Czy jestem sławna? Nie. Czy jestem wesoła? Zależy. Raczej nie. Czy jestem zmęczona? Tak. Czy jestem aktywna? Tak. Czy jestem wyspana? Nieee! Czy jestem bogata? Raczej średnio. Czy bywam smutna? Tak. Czy mieszkam w Polsce? Tak! Czy mam dzieci? Tak. Czy moja postać to Matka Polka?… Czy nie kojarzy Wam się ta, nie wiadomo skąd, utarta nazwa polskich mam z wyobrażeniem rodem: „Matka Boska Bolesna”…?
Matka Polka może i rodzi się w bólach porodowych, skurczy, cięcia, opieki jeszcze wiele pozostawiających do życzenia szpitali, w towarzystwie krwawiących brodawek i wrzasku istoty, która tak samo mało kuma z nowo zastanego świata, co jego rodzicielka, ale czy naprawdę słowo „Polka” musi dodawać aż tyle boleści, nadwrażliwości, nadopiekuńczości i martyrologii najpiękniejszemu wyrazowi świata: „Matka”? Jaka naprawdę jest ta Matka Polka 2017 – tu i teraz?
Matka Polka Facebookowa
Parafrazując Seksmisję na cele „Mama-misji”, można by rzec: facebook rządzi, facebook radzi, facebook nigdy Cię nie zdradzi. A nie odchodząc daleko od seksu, dzieło Zuckerberga to całkiem pocieszny… kochanek! No bo zobaczcie same…
Facebook rządzi! Patrząc na to, ile osób na świecie ma zainstalowanwego facebooka i aktywnie z niego korzysta w porównaniu z relatywnie małą garstką, która zarzeka się, że nie używa, nie ma i prycha z pogardą przy pierwszych sylabach zakazanego wyrazu na „f”, to już się można pokusić o stwierdzenie, że rządzi! Rządzi u mam pod wieloma względami: zabiera wolny czas podczas drzemek naszych dzieci (znasz to? 😉 ), odciąga nas scrollowaniem śmiesznych memów podczas spacerów, pika powiadomieniami jak oglądamy dobry film. Rządzi bardziej niż nam się wydaje i czy chcemy tego bardziej czy mniej.
Facebook radzi! Bo chyba nigdy spytanie o poradę innych mam nie było tak proste i tak szybkie! Ilość dedykowanych mamusiom grup przerasta nawet same zainteresowane, bo trudno znaleźć się i udzielać we wszystkich. A przecież każda z nas jest trochę taką jak z zamkniętych lub tajnych grup „nieidealne matki”, „mamy z Krakowa/Rzeszowa/Pruszkowa”, „mamy karmiące na diecie eliminacyjnej”, „mama na obcasach”, „rozszerzanie diety po 4-tym miesiącu” itp. itd. Każda z nas ma coś do dodania, każda z nas ma coś do zapytania. Każdej z nas zdarza się zatracić tę granicę intymności problemu, który nas frapuje. Każda z nas potrzebuje sobie czasem poczytać i pocieszyć się, że wszelkie kupo-zupko-nocniko-rozterki nie dotyczą tylko mnie.
Facebook nigdy Cię nie zdradzi? No właśnie. Czy aby na pewno? Mnie zdradza na każdym kroku. Najpierw obiecuje zająć tylko chwileczkę, minutkę, momencik… Wysyła dziesiątki powiadomień, rzucam się w ich pogoń, aż do momentu dostania powiadomienia od życia: rusz tyłek, dzień offline czeka! Zdradza też w poradach: albo lukruje, zdarza mu się skłamać (lub jak kto woli: napisać nieprawdę), aż w końcu wcale nierzadko splunie… jadem hejtu. Wracając do początku: czyż nie tak czasem właśnie także zachowuje się kochanek?
Matka Polka Słoiczkowa
Nic innego jak dieta naszych maluchów nie czyni z matki istnego szekspirowskiego bohatera tragicznego – każdy wybór skazany jest na porażkę. Karmisz za długo piersią – źle. Karmisz zbyt wcześnie butlą – źle. Gotujesz sama – nie zawsze wyrafinowane kubki smakowe naszej pociechy docenią te wysiłek. Dajesz słoiczek – w oczach niemamowego świata, jesteś matką złą, wygodną, leniem. Ale na szczęście masz wybór. I masz rozum. Mój osobisty rozum, który czasem gdzieś się przypomina w zakamarkach mojego szaleństwa podpowiadał tak: słuchaj Anka, masz sprawdzone produkty „od kobity ze wsi” to ugotuj z nich zupkę. Nie masz albo wyjeżdżasz, albo chcesz wprowadzić nowe smaki, albo Ci się nie chce gotować – daj słoiczek. Wraz z tą decyzją wybór masz jeszcze większy: na półkach jest dziesiątki smaków kilku znanych i w miarę sprawdzonych firm. Bezpieczne – przebadane wzdłuż i wszerz, bo tego wymagają standardy żywienia niemowląt. Pożywne – 100% zamkniętych w szkle owoców i warzyw. Smaczne – zawsze znajdzie się ten ulubiony smak! I wówczas, gdy najstaranniej upichcona zupka nie zostanie doceniona, makaron z rybką uratują z opresji sfrustrowaną matkę i… głodny brzuszek!
Matka Polka Bezdzietna
Spotkasz ją u fryzjera albo moczącą stopy jako preludium pedicure’u u kosmetyczki. Wychodzi rano do pracy i wraca czasem tuż po południu, czasem dopiero wieczorem. Ćwiczy pilates, zakupy na czas, małe-wielkie tęsknoty wysyłane za okna żłobka. Nie zapomina o wychodnym – na babski wieczór, solo do kina lub na weekend w ramach randki z mężem. Korzysta. Z życia. Z wszelkich dobrodziejstw o nazwie: żłobek, przedszkole, niania, dziadkowie, kluby malucha, dobra ciocia, pomocny mąż, aby nie zapomnieć o sobie. Dba, by „równouprawnienie” i „szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko” nie były tylko modnymi sloganami dzisiejszych czasów, a sposobem na faktyczne szczęście. A szczęście to wolność. Wolność od garów, od kieratu Dnia Świstaka, od „muszę”. A dziecko – jest, nieodłącznie w jej myślach, ale fizycznie bawiące się z innymi dziećmi, śpiące lub czytające bajki z tatą. Też szczęśliwe.
Diagnoza boleści
Wraz z karteczką z czoła, zdrapałam odpryski jarzynowej zupki, poprawiłam rozmazany małymi rączkami robiącymi „moja mama, moja mama” tusz. Przeglądam się i kogo widzę? Może faktycznie bardziej nadopiekuńczą i przejętą drobiazgami mamę niż moje koleżanki „z Zachodu”, może i czasem smutną, bo niewyspaną kompankę cycohlika; ale przede wszystkim: spełnioną, względnie ogarniętą, mogącą liczyć na pomoc zewsząd: z facebooka, ze słoiczka, od dziadków mateczkę. Czy chciałabym być Matką Polką 1987? I stać w kolejce po ochłapy mortadeli, zdzierać ręce piorąc tetry i rzucać się na Milupę przywiezioną samochodem zza kurtyny skrywającej inny świat o nazwie RFN? Nie, dziękuję. Czy chciałabym być Matką nie-Polką i wsadzać dziecko na ponton, by pod osłoną nocy i fal oceanu uciekać przed bombardowaniem mojego domu i moich bliskich? Nie, dziękuję. Czy chciałabym być Matką Polką 2027? Hmm… gdyby wtedy już produkowali łóżko dla dorosłych z wysuwanymi barierkami à la kojec, gdy nasz „Budzik” woła Chcę się bawić! o 5 rano niedzielę… mogłabym się zastanowić 😉
Matka Polka Bolesna
Znacie taką zabawę w napisanie nazwy postaci na karteczce samoprzylepnej i przylepieniu jej na czole drugiej osoby, która to nie widząc, jaką postać jej przyporządkowano ma zgadnąć, kim jest za pomocą pytań, na które możemy odpowiadać jedynie tak lub nie. Czy jestem kobietą? Tak… Czy jestem młoda? Tak… Czy jestem sławna? Nie. Czy jestem wesoła? Zależy. Raczej nie. Czy jestem zmęczona? Tak. Czy jestem aktywna? Tak. Czy jestem wyspana? Nieee! Czy jestem bogata? Raczej średnio. Czy bywam smutna? Tak. Czy mieszkam w Polsce? Tak! Czy mam dzieci? Tak. Czy moja postać to Matka Polka?… Czy nie kojarzy Wam się ta, nie wiadomo skąd, utarta nazwa polskich mam z wyobrażeniem rodem: „Matka Boska Bolesna”…?
Matka Polka może i rodzi się w bólach porodowych, skurczy, cięcia, opieki jeszcze wiele pozostawiających do życzenia szpitali, w towarzystwie krwawiących brodawek i wrzasku istoty, która tak samo mało kuma z nowo zastanego świata, co jego rodzicielka, ale czy naprawdę słowo „Polka” musi dodawać aż tyle boleści, nadwrażliwości, nadopiekuńczości i martyrologii najpiękniejszemu wyrazowi świata: „Matka”? Jaka naprawdę jest ta Matka Polka 2017 – tu i teraz?
Matka Polka Facebookowa
Parafrazując Seksmisję na cele „Mama-misji”, można by rzec: facebook rządzi, facebook radzi, facebook nigdy Cię nie zdradzi. A nie odchodząc daleko od seksu, dzieło Zuckerberga to całkiem pocieszny… kochanek! No bo zobaczcie same…
Facebook rządzi! Patrząc na to, ile osób na świecie ma zainstalowanwego facebooka i aktywnie z niego korzysta w porównaniu z relatywnie małą garstką, która zarzeka się, że nie używa, nie ma i prycha z pogardą przy pierwszych sylabach zakazanego wyrazu na „f”, to już się można pokusić o stwierdzenie, że rządzi! Rządzi u mam pod wieloma względami: zabiera wolny czas podczas drzemek naszych dzieci (znasz to? 😉 ), odciąga nas scrollowaniem śmiesznych memów podczas spacerów, pika powiadomieniami jak oglądamy dobry film. Rządzi bardziej niż nam się wydaje i czy chcemy tego bardziej czy mniej.
Facebook radzi! Bo chyba nigdy spytanie o poradę innych mam nie było tak proste i tak szybkie! Ilość dedykowanych mamusiom grup przerasta nawet same zainteresowane, bo trudno znaleźć się i udzielać we wszystkich. A przecież każda z nas jest trochę taką jak z zamkniętych lub tajnych grup „nieidealne matki”, „mamy z Krakowa/Rzeszowa/Pruszkowa”, „mamy karmiące na diecie eliminacyjnej”, „mama na obcasach”, „rozszerzanie diety po 4-tym miesiącu” itp. itd. Każda z nas ma coś do dodania, każda z nas ma coś do zapytania. Każdej z nas zdarza się zatracić tę granicę intymności problemu, który nas frapuje. Każda z nas potrzebuje sobie czasem poczytać i pocieszyć się, że wszelkie kupo-zupko-nocniko-rozterki nie dotyczą tylko mnie.
Facebook nigdy Cię nie zdradzi? No właśnie. Czy aby na pewno? Mnie zdradza na każdym kroku. Najpierw obiecuje zająć tylko chwileczkę, minutkę, momencik… Wysyła dziesiątki powiadomień, rzucam się w ich pogoń, aż do momentu dostania powiadomienia od życia: rusz tyłek, dzień offline czeka! Zdradza też w poradach: albo lukruje, zdarza mu się skłamać (lub jak kto woli: napisać nieprawdę), aż w końcu wcale nierzadko splunie… jadem hejtu. Wracając do początku: czyż nie tak czasem właśnie także zachowuje się kochanek?
Matka Polka Słoiczkowa
Nic innego jak dieta naszych maluchów nie czyni z matki istnego szekspirowskiego bohatera tragicznego – każdy wybór skazany jest na porażkę. Karmisz za długo piersią – źle. Karmisz zbyt wcześnie butlą – źle. Gotujesz sama – nie zawsze wyrafinowane kubki smakowe naszej pociechy docenią te wysiłek. Dajesz słoiczek – w oczach niemamowego świata, jesteś matką złą, wygodną, leniem. Ale na szczęście masz wybór. I masz rozum. Mój osobisty rozum, który czasem gdzieś się przypomina w zakamarkach mojego szaleństwa podpowiadał tak: słuchaj Anka, masz sprawdzone produkty „od kobity ze wsi” to ugotuj z nich zupkę. Nie masz albo wyjeżdżasz, albo chcesz wprowadzić nowe smaki, albo Ci się nie chce gotować – daj słoiczek. Wraz z tą decyzją wybór masz jeszcze większy: na półkach jest dziesiątki smaków kilku znanych i w miarę sprawdzonych firm. Bezpieczne – przebadane wzdłuż i wszerz, bo tego wymagają standardy żywienia niemowląt. Pożywne – 100% zamkniętych w szkle owoców i warzyw. Smaczne – zawsze znajdzie się ten ulubiony smak! I wówczas, gdy najstaranniej upichcona zupka nie zostanie doceniona, makaron z rybką uratują z opresji sfrustrowaną matkę i… głodny brzuszek!
Matka Polka Bezdzietna
Spotkasz ją u fryzjera albo moczącą stopy jako preludium pedicure’u u kosmetyczki. Wychodzi rano do pracy i wraca czasem tuż po południu, czasem dopiero wieczorem. Ćwiczy pilates, zakupy na czas, małe-wielkie tęsknoty wysyłane za okna żłobka. Nie zapomina o wychodnym – na babski wieczór, solo do kina lub na weekend w ramach randki z mężem. Korzysta. Z życia. Z wszelkich dobrodziejstw o nazwie: żłobek, przedszkole, niania, dziadkowie, kluby malucha, dobra ciocia, pomocny mąż, aby nie zapomnieć o sobie. Dba, by „równouprawnienie” i „szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko” nie były tylko modnymi sloganami dzisiejszych czasów, a sposobem na faktyczne szczęście. A szczęście to wolność. Wolność od garów, od kieratu Dnia Świstaka, od „muszę”. A dziecko – jest, nieodłącznie w jej myślach, ale fizycznie bawiące się z innymi dziećmi, śpiące lub czytające bajki z tatą. Też szczęśliwe.
Diagnoza boleści
Wraz z karteczką z czoła, zdrapałam odpryski jarzynowej zupki, poprawiłam rozmazany małymi rączkami robiącymi „moja mama, moja mama” tusz. Przeglądam się i kogo widzę? Może faktycznie bardziej nadopiekuńczą i przejętą drobiazgami mamę niż moje koleżanki „z Zachodu”, może i czasem smutną, bo niewyspaną kompankę cycohlika; ale przede wszystkim: spełnioną, względnie ogarniętą, mogącą liczyć na pomoc zewsząd: z facebooka, ze słoiczka, od dziadków mateczkę. Czy chciałabym być Matką Polką 1987? I stać w kolejce po ochłapy mortadeli, zdzierać ręce piorąc tetry i rzucać się na Milupę przywiezioną samochodem zza kurtyny skrywającej inny świat o nazwie RFN? Nie, dziękuję. Czy chciałabym być Matką nie-Polką i wsadzać dziecko na ponton, by pod osłoną nocy i fal oceanu uciekać przed bombardowaniem mojego domu i moich bliskich? Nie, dziękuję. Czy chciałabym być Matką Polką 2027? Hmm… gdyby wtedy już produkowali łóżko dla dorosłych z wysuwanymi barierkami à la kojec, gdy nasz „Budzik” woła Chcę się bawić! o 5 rano niedzielę… mogłabym się zastanowić 😉