Jeszcze mamy z górki. Lato jak trwało tak trwa i tylko coraz częściej pojawiające się na wystawach wrzosy zdają się na fioletowo wieszczyć złą przepowiednię: idzie jesień! Zanim zacznę ocierać z tego powodu łzy, muszę się zabezpieczyć: przejmując dziś funkcję pieca akumulacyjnego i akumuluję w nim mające mnie ogrzać ciemną, zimną i złą jesienią… moje dobre momenty sierpniowe!
Wiem, jak wygląda końcówka wakacji: każdy chce się jeszcze nachapać ostatnich wyjazdów bez planu lekcji z tyłu głowy; zapachu skoszonych niedawno zbóż, aperoli poprawianych piwkiem sączonych na balkonach.
Nie będę zabierać Wam dziś dużo tego online’owego czasu! Sierpień dogrywa! Trzeba go godnie pożegnać, najlepiej offline!
Zatem naprędce, sierpniu Ty mój ulubiony, dziękuję Ci za:
Ogień
W naszym wiejskim Tabayowie zapłonął ogień. I to dwukrotnie! Ogrzał nas, nie poparzył, za to w sam raz opalił nasze podarowane mu na kiju kiełbasy i kromki chleba. W popiele dogorywały ziemniaki z zapiętym skorupką masłem czosnkowym. W tle leciała muzyka – radio w stylu Złote Przeboje. Były nasze ulubione twarze i ich zawsze pomocne dłonie dzierżące patyki. Było jak dawniej u babci. Było prosto. Było zwyczajnie. A niezwyczajnie.
Północ
W sierpniu, gdy nastawała północ, przeważnie zawsze się z nią spotykałam. Albo wtedy spoglądałam na zegarek, albo biegłam do pierwszego z alarmów śpiącego od paru godzin Tabayątka. Tyle, że ona już spała, ja jeszcze nie. My jeszcze nie. Bo z Tabayowym w tym czasie gryźliśmy paznokcie, wymienialiśmy miny zdumienia albo zapytywaliśmy się nawzajem: „To co, jeszcze jeden odcineczek?”. Tak na nas podziałał serial Breaking Bad. I zdążyliśmy już zauważyć, że reszta świata dzieli się na dwa obozy: jeden z kpiną szydzi z nas, że dopiero teraz to oglądamy; drugi, nie wie o co kaman i się dziwi dlaczego marnujemy tyle czasu przy serialu. Cennego czasu, bo nocnego czasu. My też się dziwimy. I oglądamy dalej! Jeszcze dwie serie czekają 😉
Jutro
Wiecie, że prawdą jest, że nie tylko przeszłość może cieszyć? Rogala pod nosem malować może także przyszłość. I tak jest właśnie u mnie! Mimo, że mam się cieszyć sierpniem, prawdziwego maślanego rogala pod nosem piecze mi wrzesień! Bo działa tutaj nasza taka rodzinna, stara metoda przedłużania sobie wakacji: na urlop jeździmy w marcu – przed wszystkimi i potem we wrześniu – po wszystkich! Zatem we wrześniu ruszamy w drogę! I wreszcie moje dni przestaną przypominać Dzień Świstaka! Mój wewnętrzny świstak będzie zajadał pizzę i pastę, a wcześniej zanurzy stopy w lodowatych wodach Bałtyku.
Zdaje się, że Wrześnowa Bayka będzie tym samym dużo bardziej rozbudowana, a Wasze wieczory dłuższe na jej prześledzenie! Tymczasem – chodźmy sączyć tego aperola na balkonie zanim poczęstuje się nim gorejący ostatnim tchnieniem lata… komar-weteran!
A zamiast śpiewów i toastów, zostawcie parę liter komentarza: za co Ty dziękujesz sierpniowi? 🙂
Moja BAYKA sierpniowa
Jeszcze mamy z górki. Lato jak trwało tak trwa i tylko coraz częściej pojawiające się na wystawach wrzosy zdają się na fioletowo wieszczyć złą przepowiednię: idzie jesień! Zanim zacznę ocierać z tego powodu łzy, muszę się zabezpieczyć: przejmując dziś funkcję pieca akumulacyjnego i akumuluję w nim mające mnie ogrzać ciemną, zimną i złą jesienią… moje dobre momenty sierpniowe!
Wiem, jak wygląda końcówka wakacji: każdy chce się jeszcze nachapać ostatnich wyjazdów bez planu lekcji z tyłu głowy; zapachu skoszonych niedawno zbóż, aperoli poprawianych piwkiem sączonych na balkonach.
Nie będę zabierać Wam dziś dużo tego online’owego czasu! Sierpień dogrywa! Trzeba go godnie pożegnać, najlepiej offline!
Zatem naprędce, sierpniu Ty mój ulubiony, dziękuję Ci za:
Ogień
W naszym wiejskim Tabayowie zapłonął ogień. I to dwukrotnie! Ogrzał nas, nie poparzył, za to w sam raz opalił nasze podarowane mu na kiju kiełbasy i kromki chleba. W popiele dogorywały ziemniaki z zapiętym skorupką masłem czosnkowym. W tle leciała muzyka – radio w stylu Złote Przeboje. Były nasze ulubione twarze i ich zawsze pomocne dłonie dzierżące patyki. Było jak dawniej u babci. Było prosto. Było zwyczajnie. A niezwyczajnie.
Północ
W sierpniu, gdy nastawała północ, przeważnie zawsze się z nią spotykałam. Albo wtedy spoglądałam na zegarek, albo biegłam do pierwszego z alarmów śpiącego od paru godzin Tabayątka. Tyle, że ona już spała, ja jeszcze nie. My jeszcze nie. Bo z Tabayowym w tym czasie gryźliśmy paznokcie, wymienialiśmy miny zdumienia albo zapytywaliśmy się nawzajem: „To co, jeszcze jeden odcineczek?”. Tak na nas podziałał serial Breaking Bad. I zdążyliśmy już zauważyć, że reszta świata dzieli się na dwa obozy: jeden z kpiną szydzi z nas, że dopiero teraz to oglądamy; drugi, nie wie o co kaman i się dziwi dlaczego marnujemy tyle czasu przy serialu. Cennego czasu, bo nocnego czasu. My też się dziwimy. I oglądamy dalej! Jeszcze dwie serie czekają 😉
Jutro
Wiecie, że prawdą jest, że nie tylko przeszłość może cieszyć? Rogala pod nosem malować może także przyszłość. I tak jest właśnie u mnie! Mimo, że mam się cieszyć sierpniem, prawdziwego maślanego rogala pod nosem piecze mi wrzesień! Bo działa tutaj nasza taka rodzinna, stara metoda przedłużania sobie wakacji: na urlop jeździmy w marcu – przed wszystkimi i potem we wrześniu – po wszystkich! Zatem we wrześniu ruszamy w drogę! I wreszcie moje dni przestaną przypominać Dzień Świstaka! Mój wewnętrzny świstak będzie zajadał pizzę i pastę, a wcześniej zanurzy stopy w lodowatych wodach Bałtyku.
Zdaje się, że Wrześnowa Bayka będzie tym samym dużo bardziej rozbudowana, a Wasze wieczory dłuższe na jej prześledzenie! Tymczasem – chodźmy sączyć tego aperola na balkonie zanim poczęstuje się nim gorejący ostatnim tchnieniem lata… komar-weteran!
A zamiast śpiewów i toastów, zostawcie parę liter komentarza: za co Ty dziękujesz sierpniowi? 🙂