Jak mus, to mus. Postanowić coś trzeba. Mam przed sobą cudny różowy kalendarz. Mamy nowy rok. Mamy carte blanche – białą kartę, którą wypadałoby zapisać bez żadnych kleksów… Oto, co postanowiłam. I wśród moich postanowień nie znajdziesz ani kropki o rozpoczęciu nowej diety-cud, chodzeniu wcześniej spać (choć przydałoby się), spędzaniu mniej czasu online, zminimalizowaniu przeklinania. W moich postanowieniach znajdziesz… życie!
Dlaczego 33? Bo w kwietniu tego roku tyle wiosen wskoczy na licznik mojego życia. Życia, w którym odkąd nabyłam świadomość konieczności pójścia za ciągle idealniejszymi ode mnie, odtąd ciągle coś postanawiam. Czyli od około 23 lat. I ciągle mi nic z tego nie wychodzi. A jak wychodzi, to i tak postanowienia noworoczne umierają w marcu. Najpóźniej. Bo nie jestem idealna. I jakoś stale nie udaje mi się dołączać do grona idealniejszych: tych co są fit; tych, co są wyspani; tych, co mają codziennie świeży obiad na stole; tych, co umieją robić faworki; tych, co wyglądają jak spod igły zaraz po przebudzeniu; tych, których dzieci się nie brudzą, nie płaczą i przesypiają noce. I wiecie co? Dobrze mi z tym.
Moje postanowienia noworoczne 2018
Dlatego zobaczcie, co postanowiłam w tym roku:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
No… Myślicie, że uda mi się tego nie schrzanić? 🙂
Bo w tym roku chcę… Ż-Y-Ć! Wkurzać się i kląć, kiedy trzeba. Jeść ciepłą szarlotkę, kiedy mam na nią ochotę. Nie spać o północy, jeśli właśnie wtedy będzie się tworzyć kolejne cudowne wspomnienie mojego życia. Nie biegać wokół Błoni w najmodniejszym joggingowym outficie, skoro nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
Może to nie „kołczingowe” ;-), może niezbyt pedagogiczne, ale Tobie w tym roku zamiast postanowień, życzę: Ż-Y-C-I-A! Bądź szczęśliwa! Tyle. I aż tyle.
33 postanowienia noworoczne 2018, które na pewno muszą się udać!
Jak mus, to mus. Postanowić coś trzeba. Mam przed sobą cudny różowy kalendarz. Mamy nowy rok. Mamy carte blanche – białą kartę, którą wypadałoby zapisać bez żadnych kleksów… Oto, co postanowiłam. I wśród moich postanowień nie znajdziesz ani kropki o rozpoczęciu nowej diety-cud, chodzeniu wcześniej spać (choć przydałoby się), spędzaniu mniej czasu online, zminimalizowaniu przeklinania. W moich postanowieniach znajdziesz… życie!
Dlaczego 33? Bo w kwietniu tego roku tyle wiosen wskoczy na licznik mojego życia. Życia, w którym odkąd nabyłam świadomość konieczności pójścia za ciągle idealniejszymi ode mnie, odtąd ciągle coś postanawiam. Czyli od około 23 lat. I ciągle mi nic z tego nie wychodzi. A jak wychodzi, to i tak postanowienia noworoczne umierają w marcu. Najpóźniej. Bo nie jestem idealna. I jakoś stale nie udaje mi się dołączać do grona idealniejszych: tych co są fit; tych, co są wyspani; tych, co mają codziennie świeży obiad na stole; tych, co umieją robić faworki; tych, co wyglądają jak spod igły zaraz po przebudzeniu; tych, których dzieci się nie brudzą, nie płaczą i przesypiają noce. I wiecie co? Dobrze mi z tym.
Moje postanowienia noworoczne 2018
Dlatego zobaczcie, co postanowiłam w tym roku:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
No… Myślicie, że uda mi się tego nie schrzanić? 🙂
Bo w tym roku chcę… Ż-Y-Ć! Wkurzać się i kląć, kiedy trzeba. Jeść ciepłą szarlotkę, kiedy mam na nią ochotę. Nie spać o północy, jeśli właśnie wtedy będzie się tworzyć kolejne cudowne wspomnienie mojego życia. Nie biegać wokół Błoni w najmodniejszym joggingowym outficie, skoro nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
Może to nie „kołczingowe” ;-), może niezbyt pedagogiczne, ale Tobie w tym roku zamiast postanowień, życzę: Ż-Y-C-I-A! Bądź szczęśliwa! Tyle. I aż tyle.