Doskonale pamiętam tylko trzy epizody z życia, którego powinnam nie pamiętać… Kwadratowe okno z żółtą futryną. Obrzydliwie żółtą futryną. Metalowe szczebelki łóżeczka opuszczane w dół, z których zdrapywałam farbę i…
I takie dwuskrzydłowe, duże, szklane drzwi, otwierane na zawiasach, które były tak często otwierane i puszczane w głąb korytarza, że przy wejściu na szpitalny oddział panował nieustanny przeciąg.
Najlepsza zabawka dla dziecka…
I ja siedziałam w tych drzwiach. Na nocniku. Nie wiem ile mogłam mieć wtedy lat. Świadkowie tych wydarzeń, czyli moi rodzice mówią, że około trzech. Tego nie pamiętam. Pamiętam za to tatę niosącego moje tobołki z wystającym grubym szlafrokiem frotte i różową piżamką w chmurki. I mamę, klęczącą przede mną, wzruszoną pewnie faktem, że po udanej operacji wychodzę do domu. I pamiętam najbardziej… małego, gumowego, bordowego misia. Z weluru. Teraz już takich nie produkują. Trzymałam, a właściwie ściskałam go w rączce jako świeżo upieczony prezent. Potem ten miś został ze mną na całe lata dzieciństwa. Tulony, wytarmoszony, ogłuszony chichotem, przemoknięty łzami – był. I do dziś gdzieś tam pewnie udał się na wieczny odpoczynek – do pudełka pełnego bibelotów, zwanych pamiątkami. I tylko jednego mi wstyd – nie nadałam mu imienia.
Bo najlepsza zabawka dla dziecka to taka, której się nie zapomina. Nawet bezimienna.
Obie mamy swojego króliczka…
Kiedy dziś patrzę na moją córeczkę, tarmoszącą za uszy swojego królika, nie tęskno mi za tamtym misiem.
Bo obie mamy swojego króliczka.
Ona swojego znalazła rzuconego w dyskontowym koszu rzeczy sezonowych. Wtedy, kiedy w jej łóżeczku, pod nosem naustawialiśmy mnóstwo innych misiów pretendujących do bycia ulubionym.
Ja mojego znalazłam na przepastnej sali gimnastycznej pełnej studenckich, graślawych nóg próbujących wystukać takt tanga. Wtedy, kiedy obiecywałam sobie: “nigdy więcej żadnych facetów”, którzy albo ranili, albo byli zranieni.
Ona ze swoim zawarła ciche przymierze: na dobre i na złe. I żaden sen ich nie rozłączy. Bo bez kołysanki może się obyć. Ale bez króliczka – nie.
Ja z moim zawarłam przymierze przy Bogu i przy świadkach – przypieczętowane najpierw stułą, potem złotym krążkiem. Biurko, stół, dzień – możemy dzielić z innymi. Łóżko i sen – z nikim innym. Oprócz dzieci.
Ona w przypływie złości i zniecierpliwienia ciska króliczkiem o dywan, o ziemię, o błoto.
Ja mojemu, w przypływie niezrozumienia i wkurzenia, czasem ciskam talerzem – tak, żeby nie trafić.
Ona, gdy złość minie, całuje, tuli albo tarmosi swojego króliczka za długie uszy.
Ja, gdy wróci spokój, całuję i tulę, ale najpierw muszę szepnąć “przepraszam” – do męskiego ucha.
Ona ciągle biega i śpiewa. Jej króliczek – milczy i prowadzi osiadły tryb życia.
Ja podejmuję decyzje od razu; wolę serial i lody czekoladowe. Mój króliczek – musi wszystko przemyśleć, woli książki i lody truskawokowe.
Kiedy spytają Cię co najbardziej lubisz w swoim krótkim, ledwo dwuletnim życiu – odpowiesz, że… jego.
Kiedy spytają mnie bez kogo nie wyobrażam sobie mojego ’30 plus’ życia – odpowiem, że… bez niego.
Bo najlepsza zabawka dla dziecka to taka, której się nie zapomina.
Bo najlepszy mąż to taki, o którym nie potrafisz zapomnieć. Nawet patrząc na dziecięcą zabawkę 🙂
Twój Króliczek ma na imię Chrupek. Potocznie przez Ciebie zwany… Chr Chr.
Mój Króliczek ma na imię Michał. Potocznie przez Ciebie zwany… Tatą.
Każdy ma swojego króliczka…
Doskonale pamiętam tylko trzy epizody z życia, którego powinnam nie pamiętać… Kwadratowe okno z żółtą futryną. Obrzydliwie żółtą futryną. Metalowe szczebelki łóżeczka opuszczane w dół, z których zdrapywałam farbę i…
I takie dwuskrzydłowe, duże, szklane drzwi, otwierane na zawiasach, które były tak często otwierane i puszczane w głąb korytarza, że przy wejściu na szpitalny oddział panował nieustanny przeciąg.
Najlepsza zabawka dla dziecka…
I ja siedziałam w tych drzwiach. Na nocniku. Nie wiem ile mogłam mieć wtedy lat. Świadkowie tych wydarzeń, czyli moi rodzice mówią, że około trzech. Tego nie pamiętam. Pamiętam za to tatę niosącego moje tobołki z wystającym grubym szlafrokiem frotte i różową piżamką w chmurki. I mamę, klęczącą przede mną, wzruszoną pewnie faktem, że po udanej operacji wychodzę do domu. I pamiętam najbardziej… małego, gumowego, bordowego misia. Z weluru. Teraz już takich nie produkują. Trzymałam, a właściwie ściskałam go w rączce jako świeżo upieczony prezent. Potem ten miś został ze mną na całe lata dzieciństwa. Tulony, wytarmoszony, ogłuszony chichotem, przemoknięty łzami – był. I do dziś gdzieś tam pewnie udał się na wieczny odpoczynek – do pudełka pełnego bibelotów, zwanych pamiątkami. I tylko jednego mi wstyd – nie nadałam mu imienia.
Bo najlepsza zabawka dla dziecka to taka, której się nie zapomina. Nawet bezimienna.
Obie mamy swojego króliczka…
Kiedy dziś patrzę na moją córeczkę, tarmoszącą za uszy swojego królika, nie tęskno mi za tamtym misiem.
Bo obie mamy swojego króliczka.
Ona swojego znalazła rzuconego w dyskontowym koszu rzeczy sezonowych. Wtedy, kiedy w jej łóżeczku, pod nosem naustawialiśmy mnóstwo innych misiów pretendujących do bycia ulubionym.
Ja mojego znalazłam na przepastnej sali gimnastycznej pełnej studenckich, graślawych nóg próbujących wystukać takt tanga. Wtedy, kiedy obiecywałam sobie: “nigdy więcej żadnych facetów”, którzy albo ranili, albo byli zranieni.
Ona ze swoim zawarła ciche przymierze: na dobre i na złe. I żaden sen ich nie rozłączy. Bo bez kołysanki może się obyć. Ale bez króliczka – nie.
Ja z moim zawarłam przymierze przy Bogu i przy świadkach – przypieczętowane najpierw stułą, potem złotym krążkiem. Biurko, stół, dzień – możemy dzielić z innymi. Łóżko i sen – z nikim innym. Oprócz dzieci.
Ona w przypływie złości i zniecierpliwienia ciska króliczkiem o dywan, o ziemię, o błoto.
Ja mojemu, w przypływie niezrozumienia i wkurzenia, czasem ciskam talerzem – tak, żeby nie trafić.
Ona, gdy złość minie, całuje, tuli albo tarmosi swojego króliczka za długie uszy.
Ja, gdy wróci spokój, całuję i tulę, ale najpierw muszę szepnąć “przepraszam” – do męskiego ucha.
Ona ciągle biega i śpiewa. Jej króliczek – milczy i prowadzi osiadły tryb życia.
Ja podejmuję decyzje od razu; wolę serial i lody czekoladowe. Mój króliczek – musi wszystko przemyśleć, woli książki i lody truskawokowe.
Kiedy spytają Cię co najbardziej lubisz w swoim krótkim, ledwo dwuletnim życiu – odpowiesz, że… jego.
Kiedy spytają mnie bez kogo nie wyobrażam sobie mojego ’30 plus’ życia – odpowiem, że… bez niego.
Bo najlepsza zabawka dla dziecka to taka, której się nie zapomina.
Bo najlepszy mąż to taki, o którym nie potrafisz zapomnieć. Nawet patrząc na dziecięcą zabawkę 🙂
Twój Króliczek ma na imię Chrupek. Potocznie przez Ciebie zwany… Chr Chr.
Mój Króliczek ma na imię Michał. Potocznie przez Ciebie zwany… Tatą.
fot. Wilcze Pstryki