Zastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądał świat, gdyby rządziły nimi dzieci? Pewnie tak jak w bajkach, powiecie… Przecież tam występują prawie tylko dzieci. A nieprawda. Śmiem podejrzewać, że świat przypominałby dzielnicową piaskownicę w wersji makro – dużo nieładu, dużo kolorów, dużo krzyku o nic i… wspólna więź porozumienia w sytuacjach krytycznych: gdy wróg odbiera łopatkę. Znalazłaby się też niespotykana w dorosłym świecie dawka bezinteresowności, spontaniczności i… sympatii międzyludzkiej.
Zamieszkać we Włoszech
Jako chwilowa, wakacyjna Mamma Mia, przechadzając się z moim 14-miesięcznym Capo di tutti capi (Szef wszystkich szefów) uliczkami Rzymu i położonej nieopodal Pavony, w mojej głowie wędrowała myśl, która pojawia się zawsze, gdy zwiedzam nowe miejsca: czy chciałabym tu zamieszkać. Jako typowa Mamma Mia – zmieniam optykę tego zapytania: czy moje dziecko chciałoby zamieszkać we Włoszech? Znalazłam 10 powodów!
1. Nowy człowiek tu mieszka!
Wędrujesz sobie wąskimi uliczkami pełnymi decybeli turkoczącej Vespy, a tu na parterze, a tam na pierwszym piętrze rzuca ci się w oczy kolorowy kotylion z imieniem i datą. Tu różowy. Tam niebieski. Tu znowu różowy. Oznacza on nic innego, jak to, że do tego i tamtego mieszkania wprowadził się niedawno nowy człowiek. Wprost z porodówki. Chłopczyk lub dziewczynka. A ty przechodniu, przez miesiąc od narodzin tego domownika (bo tak długo nad jego drzwiami powiewa kotylion) – możesz wejść i zostawiając drobny upominek – zwyczajnie się przywitać i pogratulować.
Bardzo podoba mi się nigdzie niespotkany wcześniej zwyczaj: celebracja narodzin! A co! Niby nic, a jednak… wszystko!
2. Komitet stołówkowy!
W komitecie tym zasiada moja polsko-włoska Przyjaciółka, mama dwóch uroczych córeczek, za którymi nawet bardziej już tęsknię niż za samym Rzymem. A zasiada dokładnie za stołem – stołówki przedszkola swoich dzieci. Bez uprzedzenia. I testuje. Sprawdza czy czysto, czy smacznie, czy różnorodnie. Wraz z innymi mamami z komitetu. Bo przecież… kontrola podstawą zaufania, prawda?
3. Ristorante per bambini
Skoro już jesteśmy w przedszkolu i w stołówce. Tam dzieci nie chodzą do żadnej stołówki, kantyny czy pań kucharek. Tam dzieci chodzą do restauracji. Dla dzieci. Takiej specjalnej. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W przedszkolu siedzą dzieci, nie dorośli 😉
4. Szczepionki są darmowe!
Ten punkt nie wymaga chyba komentarza. To tak, by żyło się lepiej… 😉
5. Lekarz naszym przewodnikiem
A nie grupy na facebooku. A przynajmniej nie w takiej skali, by ustalać nam menu naszych dzieci. Bo to pediatra daje rodzicowi rozpiskę wytycznych żywienia w poszczególnych miesiącach życia, wraz ze szczegółowo opracowanym menu przez dietetyków. I rozpiska ta jest daleka od ulotki reklamowo-handlowej. Ma pieczęć przychodni i podpis lekarza. O ile lżej może być każdej mamie w kwestii… odpowiedzialnych wyborów w kuchni.
6. Viva Carnevale!
Raz do roku wszyscy stają się dziećmi! Lepiej! To dzieci mają wokół siebie ulubione bajki na żywo. Wyobrażasz sobie siebie przebraną za Smerfetkę, tatę Twojego dziecka za Klakiera, a malucha za… Papę Smerfa wjeżdżających na powozie-platformie przez główne ulice włoskiego miasteczka? No to nie musisz sobie tego wyobrażać. Pod koniec karnawału możesz to zobaczyć i… pozazdrościć dystansu do siebie i poważnego życia 😉
7. Powoli
Nic na wariata. A szczególnie, jeśli w grę wchodzi lęk matki i lęk jej dziecka. Przed nieznanym, przed przedszkolem. Niezależnie od rocznika i stadium zaawansowania w byciu przedszkolakiem i „rodzicem odprowadzającym”: pełen wymiar godzin w przedszkolu startuje dopiero od października. We wrześniu chodzi się na kilka godzin – stopniowo je zwiększając, wprost proporcjonalnie do poczucia usamodzielnienia od domowych pieleszy. Komfort tych najmłodszych, first!
8. Do kąta!
Włoskie dzieci nie idą do kąta. One idą do kącika przemyśleń. Tylko jedno słowo, a tak wiele zmienia – w małej głowie!
9. Pizza i pasta!
Gdyby polskie dzieci mogły tak samo bezkarnie wsuwać pizzę i ulubiony (w naszym wydaniu: suchy) makaron – nie byłyby szczęśliwsze? 😉
10. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!
A mama wpadła niemal do bram raju i rozochociła swoje hormony szczęścia do poziomu odśpiewania „Mam tę moc” bez fałszu! A wszystkiemu winna Kraina Lodu. Otóż, tuż nieopodal fontanny Di Trevi znalazł mnie napis „Magnum Cafe”. Maniaczka lodów na drewnianym patyczku oblanych białą, zbyt słodką dla zwykłego śmiertelnika czekoladą – weszłam do środka. A tam? Kraina rozpustą płynąca. Bo możesz sobie skomponować swoje magnum. Zanurzać je do woli w czekoladzie, jakiej chcesz. I najlepsze: obtoczyć je w posypce, jakiej Ci się nawet nie śniło – od orzeszków w miodzie, po płatki róż. I wynosisz z tej nieznanej mi wcześniej kawiarni puzderko z biżuteryjnie wymuskanym lodem wraz z sercem – pełnym próżnego, ale jakże szczerego, zupełnie jak dziecięcego – szczęścia!
Po ostatnich wakacjach we Włoszech śmiem jeszcze przypuszczać, że świat rządzony przez dzieci wyglądałby jak ruch drogowy słonecznej Italii. Wszyscy sobie zajeżdżają drogę, trąbią, gestykulują, a… mijając się z lub wbrew kodeksowi: i tak wymienią uśmiech.
I jeśli do naszego polskiego świata możemy odgapić jakiś jeden z podanych wyżej powodów – zróbmy to! A jeśli faktycznie ta rzeczywistość wydaje się tylko i wyłącznie „made in Italy”, to przemyćmy choć trochę luuuzu i… choćby ten mijający nas na skrzyżowaniu uśmiech!
10 powodów, dla których moje dziecko mogłoby zamieszkać we Włoszech
Zastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądał świat, gdyby rządziły nimi dzieci? Pewnie tak jak w bajkach, powiecie… Przecież tam występują prawie tylko dzieci. A nieprawda. Śmiem podejrzewać, że świat przypominałby dzielnicową piaskownicę w wersji makro – dużo nieładu, dużo kolorów, dużo krzyku o nic i… wspólna więź porozumienia w sytuacjach krytycznych: gdy wróg odbiera łopatkę. Znalazłaby się też niespotykana w dorosłym świecie dawka bezinteresowności, spontaniczności i… sympatii międzyludzkiej.
Zamieszkać we Włoszech
Jako chwilowa, wakacyjna Mamma Mia, przechadzając się z moim 14-miesięcznym Capo di tutti capi (Szef wszystkich szefów) uliczkami Rzymu i położonej nieopodal Pavony, w mojej głowie wędrowała myśl, która pojawia się zawsze, gdy zwiedzam nowe miejsca: czy chciałabym tu zamieszkać. Jako typowa Mamma Mia – zmieniam optykę tego zapytania: czy moje dziecko chciałoby zamieszkać we Włoszech? Znalazłam 10 powodów!
1. Nowy człowiek tu mieszka!
Wędrujesz sobie wąskimi uliczkami pełnymi decybeli turkoczącej Vespy, a tu na parterze, a tam na pierwszym piętrze rzuca ci się w oczy kolorowy kotylion z imieniem i datą. Tu różowy. Tam niebieski. Tu znowu różowy. Oznacza on nic innego, jak to, że do tego i tamtego mieszkania wprowadził się niedawno nowy człowiek. Wprost z porodówki. Chłopczyk lub dziewczynka. A ty przechodniu, przez miesiąc od narodzin tego domownika (bo tak długo nad jego drzwiami powiewa kotylion) – możesz wejść i zostawiając drobny upominek – zwyczajnie się przywitać i pogratulować.
Bardzo podoba mi się nigdzie niespotkany wcześniej zwyczaj: celebracja narodzin! A co! Niby nic, a jednak… wszystko!
2. Komitet stołówkowy!
W komitecie tym zasiada moja polsko-włoska Przyjaciółka, mama dwóch uroczych córeczek, za którymi nawet bardziej już tęsknię niż za samym Rzymem. A zasiada dokładnie za stołem – stołówki przedszkola swoich dzieci. Bez uprzedzenia. I testuje. Sprawdza czy czysto, czy smacznie, czy różnorodnie. Wraz z innymi mamami z komitetu. Bo przecież… kontrola podstawą zaufania, prawda?
3. Ristorante per bambini
Skoro już jesteśmy w przedszkolu i w stołówce. Tam dzieci nie chodzą do żadnej stołówki, kantyny czy pań kucharek. Tam dzieci chodzą do restauracji. Dla dzieci. Takiej specjalnej. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W przedszkolu siedzą dzieci, nie dorośli 😉
4. Szczepionki są darmowe!
Ten punkt nie wymaga chyba komentarza. To tak, by żyło się lepiej… 😉
5. Lekarz naszym przewodnikiem
A nie grupy na facebooku. A przynajmniej nie w takiej skali, by ustalać nam menu naszych dzieci. Bo to pediatra daje rodzicowi rozpiskę wytycznych żywienia w poszczególnych miesiącach życia, wraz ze szczegółowo opracowanym menu przez dietetyków. I rozpiska ta jest daleka od ulotki reklamowo-handlowej. Ma pieczęć przychodni i podpis lekarza. O ile lżej może być każdej mamie w kwestii… odpowiedzialnych wyborów w kuchni.
6. Viva Carnevale!
Raz do roku wszyscy stają się dziećmi! Lepiej! To dzieci mają wokół siebie ulubione bajki na żywo. Wyobrażasz sobie siebie przebraną za Smerfetkę, tatę Twojego dziecka za Klakiera, a malucha za… Papę Smerfa wjeżdżających na powozie-platformie przez główne ulice włoskiego miasteczka? No to nie musisz sobie tego wyobrażać. Pod koniec karnawału możesz to zobaczyć i… pozazdrościć dystansu do siebie i poważnego życia 😉
7. Powoli
Nic na wariata. A szczególnie, jeśli w grę wchodzi lęk matki i lęk jej dziecka. Przed nieznanym, przed przedszkolem. Niezależnie od rocznika i stadium zaawansowania w byciu przedszkolakiem i „rodzicem odprowadzającym”: pełen wymiar godzin w przedszkolu startuje dopiero od października. We wrześniu chodzi się na kilka godzin – stopniowo je zwiększając, wprost proporcjonalnie do poczucia usamodzielnienia od domowych pieleszy. Komfort tych najmłodszych, first!
8. Do kąta!
Włoskie dzieci nie idą do kąta. One idą do kącika przemyśleń. Tylko jedno słowo, a tak wiele zmienia – w małej głowie!
9. Pizza i pasta!
Gdyby polskie dzieci mogły tak samo bezkarnie wsuwać pizzę i ulubiony (w naszym wydaniu: suchy) makaron – nie byłyby szczęśliwsze? 😉
10. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!
A mama wpadła niemal do bram raju i rozochociła swoje hormony szczęścia do poziomu odśpiewania „Mam tę moc” bez fałszu! A wszystkiemu winna Kraina Lodu. Otóż, tuż nieopodal fontanny Di Trevi znalazł mnie napis „Magnum Cafe”. Maniaczka lodów na drewnianym patyczku oblanych białą, zbyt słodką dla zwykłego śmiertelnika czekoladą – weszłam do środka. A tam? Kraina rozpustą płynąca. Bo możesz sobie skomponować swoje magnum. Zanurzać je do woli w czekoladzie, jakiej chcesz. I najlepsze: obtoczyć je w posypce, jakiej Ci się nawet nie śniło – od orzeszków w miodzie, po płatki róż. I wynosisz z tej nieznanej mi wcześniej kawiarni puzderko z biżuteryjnie wymuskanym lodem wraz z sercem – pełnym próżnego, ale jakże szczerego, zupełnie jak dziecięcego – szczęścia!
Po ostatnich wakacjach we Włoszech śmiem jeszcze przypuszczać, że świat rządzony przez dzieci wyglądałby jak ruch drogowy słonecznej Italii. Wszyscy sobie zajeżdżają drogę, trąbią, gestykulują, a… mijając się z lub wbrew kodeksowi: i tak wymienią uśmiech.
I jeśli do naszego polskiego świata możemy odgapić jakiś jeden z podanych wyżej powodów – zróbmy to! A jeśli faktycznie ta rzeczywistość wydaje się tylko i wyłącznie „made in Italy”, to przemyćmy choć trochę luuuzu i… choćby ten mijający nas na skrzyżowaniu uśmiech!